2012-08-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Siła? A co to takiego? (czytano: 727 razy)
Utraciłam moc. Nie wiem kiedy, nie wiem jak i nie wiem gdzie ona się podziała. Wiem jedno: znikła. Miałam kiedyś w sobie tyle wewnętrznej siły i wiary, mogłam nią góry przenosić! Za każdym razem wiedziałam, że się uda, liczyłam na to i tak się działo! Umiałam „ustawić” swój tok myślenia, psychikę, rozumowanie. Tak zaprogramować umysł, żeby wiedział, co robić. I udawało się, za każdym razem.
A teraz? Nie ma tej siły, woli, nadziei, walki… zawsze odpuszczam, wracam z pojedynku na tarczy zamiast pokazać pazur i wrócić z nią! Przecież doskonale wiem, że mnie na to stać. Ale jakaś nieznana siła ciągnie mnie w zupełnie inną stronę. Nie w tą, którą dąży się do sukcesu, ale tą, którą spada się na dno…
Choć z drugiej strony… sukces nie przychodzi tak sobie. Nie można go kupić, zamówić, nie przyjdzie paczką pocztową ani kurierem. Nikt nie poda go nam na tacy mówiąc „smacznego!”, nikt nie wyśle nam go mailem czy MMS-em. Nie spadnie nam on z nieba ani nie wygramy go na loterii.
Do osiągnięcia sukcesu potrzebna jest praca. Ciężka praca. Praca wymagająca wielu wyrzeczeń. Poświęcenia. Zaangażowania. Chęci przede wszystkim! Trzeba CHCIEĆ! Bo chcieć to móc. A jeśli się nie chce, olewa, zaniedbuje treningi, przekłada je wciąż na później…. To kończy się tak jak ja. W ciemnej du… dziurze.
I za nic nie potrafię z niej wyleźć. Dostrzec jakiegoś światełka w tunelu. Zebrać się, wziąć w garść, stanąć przed lustrem i powiedzieć samej sobie „mogę!”. Lustro odpowiada mi „Ty!? Za kogo ty się uważasz? Dobrze wiesz jaka jest prawda, nie obiecuj sobie zbyt wiele…” A ja wierzę memu lustrzanemu odbiciu. Wiem, że nie powinnam, ale to silniejsze niż ja sama. Ono ma rację. Bo za kogo ja się uważam? Siedzę rozwalona cały dzień przed TV i oglądam igrzyska nie chcąc opuścić żadnego meczu, żadnej gry, żadnej dyscypliny. I myślę sobie jak oni mają fajnie… A potem odzywa się ta bardziej normalna część mnie i mówi „za darmo tam nie są! Poprzedziły to lata treningów, walki i ciężkiej pracy. Pracy, w którą włożyli serce i na pewno wiele ich to kosztowało! Rusz się i zrób coś ze sobą.” I mimo że dobrze wiem, że właśnie TO powinnam zrobić, to ja wyszukuję tysiąc innych rzeczy do zrobienia. Przecież muszę poczytać sobie książkę, wypić kawę z mamą, no a po kawie nie będę biegła, bo rewolucja żołądkowa murowana. Potem muszę się spotkać ze znajomymi i nie będę ich tak opuszczać w połowie, więc pobiegnę jutro. Ale jutro jest gorąco, bo 30 stopni, jeszcze udaru dostanę, pojadę sobie nad jezioro… Ale gdy wrócę jestem taka rozleniwiona, ciężko się przemóc no i teraz przecież półfinały jakieś z Polakami są, tego przegapić nie można, pobiegnę jutro. Co za ciołek ze mnie, no…
Nie wiem, co robić. Jak odwrócić sytuację, by było tak jak kiedyś…
Foto z 15.10.2011.. dzień przed maratonem, w którym startował tata. Ileż wtedy miałam w sobie siły!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Werq (2012-08-03,07:31): Honda...masz jedną podstawowa misję do spełnienia - pokazać jak biegaja siostry Janowiczki;) bo ja na razie nie mogę...z wiadomych przyczyn;) Jak Ci się nie będzie chiało wyjśc i machnąć głupich 5 km to pomyśl sobie tak...trwaja Igrzyska, kazdy z tych sportowców gdyby mówił sobie tak jak ja teraz to oglądałby je z domu z paczką chipsó na kolanach...a jest tam, był świadkiem cudownego zapalenia znicza olimpijskiego, walczy o to aby spełnic swoje marzenie i w końcu je spełnia...i choc sport amatorski to nie jest wyrzeczenie się wszytskiego wokłó na rzecz biegania to spróbuj poszukac w sobie taka olimpijską determinację, popatrz na tatę: rano śmiga do pracy, wraca je obiad, jedzie pracować na naszą budowę a potem przychodzi do domu i biegnie 14 km...jak tylko będę mogła ćwiczyć w domu biorę Cie w obroty na ćwiczenia uzupełniające i stacjonarne a teraz marsz trenować, co drugi dzień;) W niedzielę biegnij po "KLONOWEGO LIŚCIA" nie z myślą, że już go masz z myślą, że trzeba dogonić wiatr by unieść go w górę:) KC paulo (2012-08-03,08:32): myślę, że to chwilowy "zastój". Masz w sobie tyle samokrytycyzmu, że napewno to Cię nie ściągnie na dno. Poza tym napewno masz oparcie w tacie, a to jest bardzo ważne, że nie jesteś sama. Juz niedługo upały miną i nam wszystkim będzie się więcej chciało :) snipster (2012-08-03,09:11): znaczy się zakochana jesteś ;) a tak z innej beczki, spróbuj kiedyś się zebrać w sobie, aby wyjść tylko na 1-2 kiloski :) z takich wyjść przeradza się od razu wyjście na 5-6 i więcej :) Honda (2012-08-04,00:04): Kasiu, jeszcze niedawno tak właśnie było. Że żyłam tylko bieganiem i szczerze mówiąc to nadal tak jest. Zmieniło się tylko to, że mam chęci ale nie znajdują one odzwierciedlenia w treningach. Czuję się taka.... wypompowana :( worminio (2012-08-13,14:03): To tylko chwilowy kryzys, powiem Ci Hondzia, że nie można się załamywać, a piąć do celu (nie za wszelką cenę - ale piąć do celu). Na sobie zauważyłem, że podczas treningów, na dystansie tak około 3-4 km przychodzi taki kryzys, że chce się przestać biegać i wrócić do domu... Ale... Ale po przebiegnięciu 7 km, (albo czasami to już nawet w połowie treningu tak około 5-6km)przychodzi takie coś w rodzaju dopalacza, tak z nikąd wzbierają się siły, które prowadzą do końca treningu i człowiek na mecie (czytaj w domu) ma niedosyt, uczucie, że przebiegłby jeszcze tak z 1, 2 lub 3 km... Ale trening trza zakończyć. Pewien Pan 28.07.2012 roku w Biegu ze Szpotem, powiedział mi, że jeśli po wykonaniu treningu czujemy niedosyt, to trening został wykonany prawidłowo... Coś w tym musi być... Trzymaj się i walcz dzielnie z leniem:) worminio (2012-08-13,14:09): A tak nawiasem mówiąc oglądałem olimpiadę i porównałem osiągnięcia, styl i technikę biegaczy i stwierdziłem, że gdybym z nimi wystartował to... hahahaha.... hahahaha... zabrzmi bardzo śmiesznie.... To wyglądałoby to jak bieg nosorożca z antylopami:) (wyobrażasz sobie stratującego nosorożca z antylopami?) :):) Zatem nie załamuj się brakiem woli... Ja walczę siłą woli z wagą:) Cel - do maratonu osiągnąć 75 kg (jestem na dobrej drodze, bo jeszcze 2 miesiące temu waga pokazywała 81,5 kg, teraz pokazuje już 79,6. - zatem jeszcze 4,6 kg i będzie sukces) Ja się nie załamuję, więc Ty również się nie załamuj:):) 3mam kciuki za Twoją silną wolę i osiąganie sukcesów:):):) marcinpl88 (2012-10-25,18:18): Honorata, są czasami w życiu takie chwile... U siebie zauważyłem ostatnio podobne syndromy i nawet wiem, jaka jest ich przyczyna... :/
|