Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [40]  PRZYJAC. [58]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jaszczurek
Pamiętnik internetowy
(Biegowe) Szelmostwa niegrzecznego chłopczyka

Janusz Łopusiewicz
Urodzony: 1984-04-02
Miejsce zamieszkania: Wrocław
193 / 210


2012-07-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Przypadki niefortunnego biegacza terenowego (czytano: 582 razy)



Ponad piętnaście lat temu byłem na rodzinnej wycieczce na Hveździe. Niewiele pamiętam z tamtego wyjazdu. W odległych zakamarkach składu wspomnień, znajdowała się Czeska Babcia wraz z wnukami, mijaliśmy się na szlaku wielokrotnie. W pewnym miejscu czeska rodzinka zgubiła szlak, ale mieliśmy sporo serdecznej uciechy!:)

Sytuację przypomniał mi mój Tata, parę dni przed wyjazdem na "Běh na Hvězdu". Pojechaliśmy wesołą pięcioosobową ekipą. Zaopatrzeni w śpiwory, namioty i sporą dawkę głupich dowcipów.

Police nad Metuji to miejscowość jakich w Czechach mnóstwo. Niewielki ryneczek, parę sklepików i atmosfera weekendowej sielanki, chyba większość stałych mieszkańców wyjechało na dacze:). Co najważniejsze była też kawiarenka z bardzo dobrą kawą... Zapłaciliśmy po 60 koron wpisowego. Pogadaliśmy z naszymi kolegami "po fachu" z Wałbrzycha, pogapiliśmy się na biegi dzieciaków. Oglądanie zaciętych min młodych adeptów biegania jest naprawdę fascynujące. Takiej szczerej walki, ambicji, bólu próżno szukać u dorosłych. Plus u niektórych maluchów idealna technika biegania na śródstopiu...:)

Doczekaliśmy się własnego startu. Mnie ambicji brakowało już na początku, ustawiłem się maksymalnie z tyłu (a może to kultura?:)), walki zabrakło na trzecim ostrym podbiegu, za to bólu było co nie miara!:) Zwłaszcza łydki mnie napieprzały:). Ambicja mi trochę wróciła kiedy zobaczyłem Tatę tuż za moimi plecami... Minęliśmy wioskę, spore gospodarstwo (skojarzyło mi się z "Słońcem, sianem i truskawkami":)). Wbiegliśmy na szeroką leśną ścieżkę, biegnę, biegnę. Jakaś dróżka odbijała w lewo, chcę biec prosto, na wszelki wypadek odwracam się i widzę, że Czech wybiera małą dróżkę w lesie... Biegnę więc za nim... Sam wybrałbym dokładnie tę samą trasę, którą przed ponad piętnastoma laty wybrała Czeska Babcia z początku tej notki... Na górze trochę biegania wśród skał i po skałach, ostatnie 500m po płaskim prawie szczycie, goniła mnie Czeszka więc trochę przyspieszyłem. Zaszczytne 72 miejsce w stawce 86 ludzi. Bez komentarza.

Oddałem numer, wziąłem paczkę ciastek i jakiś napój. Na górze bardzo ładne schronisko nad przepaścią. Rozglądam się za piwem. Wzrok mój utkwił w drewnianej budce pamiętającej poprzedni ustrój, a w niej lany primator za 25 koron, "lubię to". Taty nie ma, czekam, czekam, czekam. Z radością zacieram rączki i myślę "Pokazałem Tatusiowi jak się biega po górach, a bieg za mną na początku hahaha". Od kolegów się dowiaduję, że nie ma też naszego piątego załoganta. Jak to nie ma? Odstawił mnie już na drugim kilometrze. Okazało się, że... obydwaj zabłądzili w wiadomym miejscu:). Z tym, że Bartek był w tych okolicach pierwszy raz...:):)

W ramach rozbiegania polecieliśmy w dół. Zaopatrzyliśmy się w miejscowym markecie w parę butelek taniego "Modrego Portugala" na wieczór. Zjedliśmy pstrąga już w po polskiej stronie. Ze zdziwiłem zaobserwowałem, że koledzy nie jedzą głów ryb, przecież to najlepszy kawałek!:) Pojechaliśmy do Pasterki. Piękne miejsce z widokiem na Szczeliniec, schronisko wygląda na jedno z najbardziej zadbanych w Sudetach. Rozbiliśmy namioty. Wypiliśmy znakomite wino i poszliśmy spać. Najszybsi z naszej ekipy Krzyś z Adamem skoro świt poszli zdobywać Szczeliniec. My wstaliśmy trochę później. Po śniadaniu i lekturze archiwalnych numerów "Poznaj świat", mocno archiwalnych, tak bardzo że pisali o eksporcie Warszaw do Kolumbii:), pojechaliśmy do Kudowy na Bieg Homolan. 15km, fajna trudna trasa po asfalcie, niskie wpisowe (10zł) w pakiecie medal, bigos i album. Formy oczywiście brak, wymęczone 15km w 1:14:29 i miejsce za połową stawki.

W środę dłuższe rozbieganie. Maraton już przecież niedługo... Zaczynam się bać:).

W sobotę pojechałem na kolejny górski bieg, tym razem do Polski. Bieg na Jawornik Wielki, zwany "Biegiem na Jawornik". Start i meta w malowniczym Złotym Stoku. Trasa głównie po lesie, wręcz cudowna. Miejscami sporo błota, jedno błoto nawet chciało na pamiątkę mojego buta, nie oddałem, ale noga wyskoczyła z cholewki:). Nawet się udało złamać dwie godziny, co nie jest jakimś oszałamiającym sukcesem. Miejsce również nieszczególne. Frajdy za to w cholerę:).

Teraz do Henrykowa żadnego biegania w zawodach, o!:) Chociaż Szlaku polecał dwa fajne biegi w Czechach...







Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:48
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |