2012-07-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| cd. Będąc (czytano: 378 razy)
Rynek w Trzcielu. Sobota 9:00 rano – jeszcze tylko jakiś środek przeciwko kleszczom i komarom, mapy w rękę i czas w drogę…
Punkt kontrolny nr 1 – to zakręt strumienia. Przebieg wydaje się łatwy, ale przegapiam ścieżkę w którą powinienem skręcić i biegnę trochę za daleko. Chyba za bardzo zaufaliśmy zawodnikowi biegnącemu przed nami. Zresztą zawodnik ten złożył stosowną samokrytykę na swoim blogu ;-)))
Od niemalże początku biegnę zbliżonym tempem do kolegi klubowego Michała i jego kompana, i po pewnym czasie postanowię trzymać się tej dwójki. Tak długo jak dam radę, bo kolega biega znacznie szybciej ode mnie. Już na samym początku tracimy czas szukając wspomnianego zakrętu strumienia. W dodatku z pobliskiego gospodarstwa wypadają dwa duże psiska, biegają wokół nas i szczekają… Zwalniamy, przeklinając na czym świat stoi, nie chcąc by rzuciły się w pogoń za nami. Dopiero na odgłos wołania swojej pani, psy wracają na swoje podwórze. Przeskakujemy przez strumień i dalej szukamy lampionu. Jeszcze po drodze obrywam od elektrycznego pastucha, i jest… punkt znaleziony. Nad samym strumieniem, tylko po drugiej stronie.
PK 2 – opis punktu to nasyp kolejowy ok. 150m. na WS od mostu
Biegniemy, a trochę idziemy starym nasypem kolejowym, na którym torów już nie ma. Mijamy grupę piechurów, idących wolniej od nas, ale posiadających lepsze umiejętności nawigacyjne. Koledzy z którymi biegnę, startują w tego typu imprezie po raz drugi, więc chociaż doświadczenie mają nikłe, to i tak większe ode mnie. Co trzy głowy, to nie jedna! Wspomnianych piechurów będziemy jeszcze z dwa razy spotykać na trasie. Jak to jest? My biegniemy, a i tak jesteśmy za nimi? Po tym widać ile muszę się nauczyć, jeśli będę chciał brać udział w tego typu rajdach. Jest punkt! Centralnie na nasypie. Podbijamy kartę i w drogę.
PK 3 – to skrzyżowanie ścieżek. Odległość w linii prostej ok. 4 km. Oczywiście ścieżki nie idą w linii prostej, ale się ich trzymamy. Po pewnym czasie orientujemy się, że biegniemy na południe zamiast na północ. W rezultacie docieramy na punkt okrężną drogą. Po drodze znowu mijając tą samą grupę piechurów co wcześniej. Przebiegamy m.in. przez jakąś podmokłą łąkę, a próbując przeprawić się przez strumień przy pomocy drzewa, oczywiście zaliczam wodę. Muszę się przyzwyczaić do mokrych butów i skarpetek. Po pierwszy na trasie widzę Olę i Zbyszka, którzy z powodu kontuzji, trasę pokonują głównie marszem.
PK 4 – skrzyżowanie dróg (punkt odżywczy).
Docieramy bez większych przygód. Na punkcie piję wodę, ale nie dolewam jej do camelbaka. Nie chcę rozcieńczać izotonika, ale w rezultacie wody będzie mi później brakować. Liczę na jakiś sklep w miejscowości którą będziemy na trasie, specjalnie na ten cel wziąłem jakieś drobne ze sobą.
PK 5 – mostek na strumyku
Łatwy punkt, bo trzeba dobiec do jeziora i trzymać się jego brzegu. Strumień łączy 2 jeziora ze sobą.
PK 6 – szczyt górki
Tutaj marnujemy najwięcej czasu. Górkę początkowo lokalizujemy właściwie, ale niewiemy że lampion gdzieś zniknął i pozostał sam perforator, czyli coś wielkości zszywacza w lesie pośród drzew. Ja rozglądam się za lampionem. Niemożemy znaleźć punktu i po jakimś czasie przenosimy się w poszukiwaniu na sąsiednie górki. Biegamy po lesie w tą i z powrotem. Dopiero gdy widzimy organizatorów, którzy przywieźli nowy lampion by oznaczyć punkt, podbijamy kartę.
PK 7 – mulda w gęstwinie
Znajdujemy bez przygód.
PK 8 – skrzyżowanie przecinek
Po minięciu PK7 coraz bardziej zwalniam i informuje kolegów, że dalej będę walczyć sam. Chcę kupić wodę w Borowym Młynie, ale nie mogę zlokalizować sklepu a nie chcę tracić czasu. Gdzieś tu mieszka i pracuje Marysieńka, znana wszystkim sympatykom tego portalu. Trudno, postanowiliśmy jeszcze będąc w grupie okrążyć jezioro Stobno od południa, i tego się trzymam biegnąc już sam. Lecę teraz i szukam odpowiedniej przecinki. Swoich kompanów już nie widzę, ale spotykam Olę i Zbyszka, znajomych jeszcze z czwartkowych spotkań Pumy. Oni akurat są doświadczenie w tego typu imprezach. W zasadzie powinienem od początku się ich trzymać, to bym się przynajmniej czegoś nauczył na przyszłość. Postanawiam teraz do nich dołączyć, a w drodze na punkt spotykamy moich niedawnych towarzyszy, wracających już z punktu i planujących przeprawić się przez Obrę. Po chwili podbijamy punkt.
PK 9 – w sumie nieważny opis
To nad czym się wszyscy uczestnicy rajdu zastanawiali, to możliwość zaoszczędzenia ładnych paru kilometrów, dzięki przeprawie przez rzekę Obrę. Obra jest miejscami dosyć głęboką rzeka, i to o całkiem silnym nurcie. Od początku podejrzewałem, że bez umiejętności pływania to raczej nie dam rady. Podeszliśmy z Olą i Zbyszkiem do rzeki, chcąc się przekonać czy jest jakaś szansa na przejście. Mielizna, zwalone drzewo…, a tu... dosyć szeroka rzeka, a wokół gęsta trzcina przez którą nic nie widać. Po drugiej stronie zawodnicy, którym udało się przepłynąć rzekę. Zresztą wiele osób zdecydowało się na tą przeprawę, moi towarzysze również, a ja niestety – jako typowy tuptacz szosowy – jakoś nie byłem szczególnie zdeterminowany w tej sprawie. Może następnym razem. Zrezygnowany sam udałem się okrężną drogą w kierunku mostu.
Niestety ten manewr okazał się „gwoździem do mojej trumny”. Idąc okrężną drogą do PK9, mając sporo powyżej 35km w nogach, nie mając ani siły ani ochoty na bieg, z bolesnymi obtarciami no i bez wody – postanowiłem nie kontynuować rajdu, i udać się do bazy zawodów. Resztkami sił odrzucam propozycję podwózki do bazy zawodów w Trzcielu. Jakoś... doczołgam się o własnych siłach ;-)))
Jak na pierwszy raz – WYSTARCZY!!!
Pytanie, czy będzie drugi raz?
na fotce autorstwa Szymona Szkudlarka - biegniemy wzdłuż strumienia, w poszukiwaniu zakrętu czyli PK1
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |