2012-07-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| III Rybnicki Półmaraton Księżycowy (czytano: 299 razy)
Kolejny start w tym roku to Rybnicki Półmaraton Księżycowy, którego trzecia edycja odbyła się w noc z 7 na 8 lipca tego roku.
Bieg dla mnie szczególny z trzech powodów. Po pierwsze Rybnik jest miastem, z którego pochodzę, i w którym spędziłem pierwsze 19 lat życia. Po drugie zeszłoroczny Półmaraton Księżycowy był moim debiutem na tym dystansie. Po trzecie wreszcie, biorąc pod uwagę godzinę startu (22.00), jest to bieg, który o tej porze roku daje szanse na nabieganie życiówki. Co do trzeciego powodu to został on spełniony połowicznie, gdyż pomimo późnej godziny startu, nadal było duszno i parno, no ale przynajmniej zamiast słońca drogę oświetlał nam księżyc.
Na starcie biegu stanęło ponad 600 zawodników, z czego metę w regulaminowym czasie osiągnęło 569 osób. Bieg rozgrywany jest na trzech pętlach (od tego roku trasa ma atest PZLA). Trasa prowadzi między innymi przez rybnicki rynek, co muszę przyznać robi duże wrażenia. Profil dość zróżnicowany z długimi zbiegami, ale i dającymi się we znaki podbiegami. Pomimo późnej pory (a może właśnie dzięki niej ) doping na trasie bardzo fajny.
Na starcie zakładałem sobie pobicie mojego rekordu życiowego w półmaratonie, który wynosił 1:58:53 (netto). We wcześniejszych startach jakoś zawsze zabrakło kropki nad i. Kilka razy czasy były zbliżone do rekordu, ale październikowy Półmaraton Silesia wciąż trzymał się dzielnie na szczycie moich występów na tym dystansie.
Pierwszą pętlę pobiegłem w czasie 39:28, czyli dobry początek, ale bez szaleństw . Drugą pętle rozpocząłem zastrzykiem energii z żelu i wizytą na punkcie z wodą. W związku z tym, że organizatorzy przewidzieli tylko jeden punkt nawadniania na pętli, w okolicach rynku zorganizowany miałem własny pit stop . Tak więc około 10 kilometra mogłem ponownie zwilżyć usta i przede wszystkim wylać na siebie pół butelki wody. Druga pętla to czas 39:03 czyli jest progres. Powtórka sekwencji żel + woda + schłodzenia na 17 km…. i trzeba było znaleźć siły i motywację, żeby co najmniej nie zwolnić. A za czym facet najczęściej i najszybciej goni? No oczywiście za spódniczkami I właśnie przed sobą w odległości jakiś kilkudziesięciu metrów zauważyłem raźnie biegnącą dziewczynę w (zdaje się ) pomarańczowej spódniczce. Plan na końcówkę biegu był prosty: dogonić ją, przegonić i pobić życiówkę Niestety po przebiegnięciu około 1-1,5 km dziewczyna nagle stanęła i przeszła do marszu, tak więc pierwsza część planu została zrealizowana – dogoniłem ją Niestety dalej musiałem już radzić sobie sam i gonić inne osoby. Finał to 3 pętla przebiegnięta w czasie 38:46 i nowa życiówka 1:57:17 (netto). Podsumowując plan został zrealizowany, rekord pobity. Co prawda progres o 1,5 minuty nie rzuca na kolana, ale porównując wynik z zeszłorocznym startem w tym biegu progres wynosi już blisko 10 minut. Bieg dobrze rozegrany taktycznie, gdyż jak się okazało na pierwszym punkcie kontrolnym około 3 km byłem 456, a na mecie 347 czyli udało mi się wyprzedzić ponad 100 osób.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |