2012-05-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| co tam w danych piszczy (czytano: 986 razy)
Jakoś tak wyszło, że wszędzie ostatnio zdecydowanie więcej czasu poświęciłem literkom niż cyferkom. Równowaga, jaka panowała do tej pory w moich notatkach, została w ten sposób oczywiście zachwiana. Nie to, żebym jakoś strasznie ubolewał z powodu tej tendencji, ale zrobiło mi się tak głupio w stosunku do tego mojego zaniedbanego zamiłowania danymi liczbowymi. Z braku laku zacząłem przeglądać, jak to zwykle w takich sytuacjach zwykłem robić, swój excelowski dziennik treningowy. Podziwiając z roku na rok liczniejsze arkusze, a w nich, coraz pokaźniejsze zbiory przeróżnych liczb w kolorowych rubrykach przypomniałem sobie, że ostatnio dyskutowałem z kilkoma osobami oraz czytałem parę rzeczy na temat zależności wyniku w maratonie od tygodniowego kilometrażu. Zacierając ręce, że znalazłem sobie coś do sprawdzenia, zsumowania i uśrednienia wymyśliłem prymitywny sposób, oparty na moich udokumentowanych biegowych doświadczeniach na przetestowanie swoich w tym temacie przemyśleń. W skrócie brzmią one tak - będąc pod wpływem informacji zaczerpniętych z przeróżnej literatury mniej lub bardziej fachowej za pewnik zacząłem swego czasu uznawać, że niektóre bariery czasowe w maratonie ściśle i w dominującej mierze zależą od przebieganych w tygodniu kilometrów. Te bariery mają mniej więcej definiować następujące przedziały bieganego dystansu:
3:45 to 40 – 50km/tydz.
3:30 to 60 - 70km/tydz.
3:15 to okolice 80km/tydz.
3:05 to 90 – 100km/tydz.
3:00 to ponad 100km/tydz.
2:55 to ponad 120km/tydz.
Sprawdziłem swoje dane z czterech sezonów. Chodzi tu o sumę pokonanych biegiem kilometrów do dnia 10.05 (włącznie), średnią tygodniową oraz najlepszy czas w maratonie i półmaratonie za ten okres w każdym danym roku. 10 maja to prawie zawsze 130 dzień roku, czyli środek 19 tygodnia (dla rachunków 18,6).
2009
549km; śr. 29,5km/tydz.; M – 4:16:46; 1/2M – nie biegałem
2010
1325km; śr. 71,2km/tydz.; M – 3:39:04; 1/2M – 1:32:34
2011
1217km; śr. 65,4km/tydz.; M – 3:28:57; 1/2M – 1:30:04
2012
1281km; śr. 68,9km/tydz.; M – 3:04:58; 1/2M – 1:24:56
Dane wprawdzie nie uwzględniają przerw spowodowanych kontuzjami, ale i tak są miarodajne, bo miałem dokładnie takie same trzytygodniowe dziury w treningach w latach 2010-2012, a w 2009 roku zacząłem biegać na przełomie stycznia i lutego.
Dziwnie to wygląda, bo wraz z coraz lepszymi uzyskiwanymi przeze mnie wynikami czasowymi w zawodach biegowych powinien też drastycznie skakać średni tygodniowy kilometraż, co jednak ewidentnie od trzech sezonów nie następuje. Oczywiście niebagatelne znaczenie w tym wypadku ma doświadczenie jakiego ciągle nabywam. A w szczególności wiedza o planowaniu skutecznych dla mnie cyklów treningowych, doborze najbardziej wartościowych jednostek pod starty w zawodach na danym dystansie i wreszcie taktyce rozegrania samego docelowego biegu. Tak czy inaczej, mimo iż znam jednostkowe osoby, które robią świetne wyniki przy mniejszym, a nawet dużo mniejszym kilometrażu niż sugerują wypisane przeze mnie przedziały, to jestem zdania, że są one statystycznie biorąc wszystkich biegaczy dość prawdopodobne. Abstrahując od tego, co pokazuje w statystyce mój dziennik, to faktem jest, że 3:30 pokonałem spokojnie dopiero wtedy, gdy regularnie zacząłem w jego podsumowaniu tygodniowym zapisywać 70km i więcej. Ostatnie osiągnięcie – 3:05 to tygodniowy dystans rzędu 80 – 100km w kilkutygodniowym BPSie. Raczej też nie zabiorę się do 3:00 bez regularnie wybieganych ponad 100km/tydz.
No, ale w sumie, to się bardzo pozytywnie zaskoczyłem i wielce mnie to cieszy, że nie biegam wcale więcej, a ciągle widać zdecydowaną progresję.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga |