2012-04-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Na skraj wsi... (czytano: 701 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=TLc-JE4oRLM
W piątek wracałam sobie busem z Krakowa, a potem szłam od tego busa do domu.
Od drogi krajowej 79.
Nie pisałabym o terminie zdarzenia tak dokładnie, gdyby nie fakt, że znaczenie pierwszorzędne ma tu pogoda panująca tego dnia.
A był to pierwszy dzień upałów; w mojej spódniczce i cienkiej bluzce dosłownie rozpływałam się z gorąca.
A tu naprzeciwko mnie, krokiem stosownym do tego kim jest, porusza się biegacz. Skupiony, poważny – tak, jak to tylko biegacze na treningu potrafią być (na zawodach ulega to zdecydowanej zmianie), i co ciekawsze, odziany od kolan do szyi w czerń – czarne krótkie legginsy (sama innych nie uznaję) i czarny podkoszulek z zielonymi wstawkami – obiektywnie rzecz biorąc bardzo ładny i dopasowany do spodenek, ale w tym szeczgólnym (pierwszym upalnym – przypominam) dniu postawiłabym na jego miejscu raczej na aspekt praktyczny (białego coś!).
Uśmiechnęłam się do pana promiennie i zagadnęłam:
- Ćwiczysz na Jurajski?
- Mhm – odpowiedział z uśmiechem on.
- No to powodzenia życzę. - po czym pobiegł dalej, a ja, rozmyślając na tematy okołobiegowe, udałam się do domu (przeklinając w duchu moją czarną spódniczkę).
Hm... pamiętam, jak zaczynałam biegać. Było to w 2007 roku, i byłam drugą w Rudawie osobą biegającą. Pierwszy był pan starszy ode mnie o pół pokolenia.
Polubiłam to bieganie ogromnie i biegałam sobie dwa razy dziennie – najchętniej o szóstej rano (w czasie wakacji to fajna pora, kiedy jest jeszcze czym oddychać i nawet intensywny bieg nie jest wysiłkiem ponad siły), i po zapadnięciu ciemności – po drodze do Radwanowic.
Mój mąż, mając świadomośc tego, że: primo: nasze dzieci chodzą tu do szkoły i przedszkola, secundo – jesteśmy tu „ludnościa napływową”, wypowiedział wtedy znamienne słowa: „Chcesz to sobie biegaj, ale bardzo cię proszę, nie biegaj po wsi, bo się ludzie będą z dzieci śmiali, że ich mama zwariowała”. No i nie biegałam po wsi. Szłam na skraj Rudawy spokojnym krokiem, a tam dopiero uskuteczniałam bieg.
Oczywiście nie minęło czasu mało wiele, kiedy „cała wieś” wiedziała, że biegam (Skąd? Nie wiem...), a ja niezrażona biegałam dalej.
Teraz w Rudawie, Zabierzowie, Kochanowie, Kleszczowie, Bolechowicach biega nas już całkiem spora rzesza, i nikt z nas się z tym nie ukrywa, i nie chodzi cichaczem na skraj wsi, aby tam dopiero żwawiej zacząć przebierac nogami:)
No cóż ...
Tempora mutantur et nos mutamur in illis
W linku piosenka, która mnie dziś uwiodła, i w stanie tego uwiedzenia pozostaję z przyjemnością:)
A swoją drogą, to lata płyną, Pani S. jest coraz starsza i coraz bardziej dyskusyjna, ale śpiewa wciąż rewelacyjnie.
Jakoś tak... udało jej się głosu nie zgubić po drodze;)
Fotka: okładka płyty, którą zakupię w najbliższym czasie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora jacdzi (2012-04-30,22:54): Kiedy zaczynalem biegac, rowniez w 2007, w mojej wsi nie spotykalem biegaczy. Pamietam swoje zaskoczenie gdy po roku, ktorejs niedzieli napotkalem dwoje biegaczy, no i sasiada jeszcze. Dzis w mojej wsi biega na powaznie okolo 40-50 osob i drugie tyle truchta sobie od czasu do czadu. Swiat sie zmienia! Gerhard (2012-05-01,11:08): Taurelilomea-tumbalemorna Tumbaletaurea Lomeanor Truskawa (2012-05-02,11:54): Kup! Ja bardzo lubię łysą. :)
|