2012-04-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| nos do tabakiery...... (czytano: 599 razy)
Sobota i niedziela minęły mi na biegowo, po drodze do Łodzi udało mi się w sobotę zaliczyć bardzo fajną dziesiątkę dookoła Jasnej Góry. Bieg zorganizowany prawie wzorowo. Ponieważ w Łodzi miałem robić za "zająca" postanowiłem pobiec w Częstochowie zaplanowanym tempem z maratonu. Niestety, nie udało mi się, urwałem ponad 6 minut.
Nie będę komentował samego maratonu, napiszę tylko, że był zorganizowany przyzwoicie.
Wypada mi poruszyć problem zającowania, o ile na ogół zające do czasu 5:00 nie maja problemów, to wolniejsze tempa mogą stanowić swego rodzaju problem.
W tamtym roku zającowałem z Damkiem w specyficzny sposób, zamykaliśmy bieg. Układ taki, że półmaraton startował razem z maratonem zdeterminował sytuacje na końcu (biegu), ostatnia biegła półmaratonka, którą doholowaliśmy do mety. "Wolni" pogoniliśmy za maratonem, po kilkunastu kilometrach dogoniliśmy ostatniego maratończyka, który wtedy uparł się, ze to nie my ale on musi być ostatni. Podsumowując nasz udział to można stwierdzić iż dwaj pacemakerzy "obsłużyli" jedną półmaratonkę . Czy z punktu widzenia organizatora spełniliśmy swoje zadanie?
Wczoraj w Łodzi na czasy dłuższe niż 5:00 było trzech pacemakerów, ja z Dzikim na 5:15 i Niedźwiedź (Tadek Spychalski) na 5:30. Praktycznie od samego początku na końcu utworzyły się trzy grupki, Dziki z kilku osobową gromadką biegł na czas lekko poniżej 5:15, ja prowadziłem 4 osoby na czas 5:15 a Niedźwiedź powinien biec sam, nie miał żadnego chętnego na 5:30, było to bez sensu, dołączył się do mojej grupki, tak to wyglądało do 20-22 km. Wtedy zaczęliśmy dochodzić osoby, którym zabrakło sił, ale nie chcieli "wejść" do naszego przedziału, potem okazało się,że wylądowali w autobusie "koniec".
Z naszej grupki 2 osoby poczuły się wtedy na tyle mocne, przyspieszyły i skończyły w efekcie maraton z dobrym ( dla siebie) czasem. W efekcie zostały z nami 2 biegaczki, kiedy one a w zasadzie jedna z nich zaczęła przechodzić kryzys uznaliśmy, że ważniejszym zadaniem jest doprowadzić kogokolwiek do mety niż przybiec zgodnie z planem bez towarzystwa choć jednego biegacza. I tak zrobiliśmy.
Na mecie okazało się, że 3 pacemakerów doprowadziło do mety 3 biegaczy, Dziki przyprowadził jednego, ja z Tadkiem dwójkę.
Jeszcze jedna uwaga. Biegam z małymi wyjątkami z końca, w Poznaniu przybiegłem prawie w tym samym czasie co w Łodzi. W Poznaniu na ostatnich kilometrach wyprzedziłem z setkę biegaczy, w Łodzi tylko jednego. Być może pogoda spowodowała, że słabsi nie wystartowali.
W Silesii mam znowu zamykać bieg. Może pogoda sprawi, że moja praca będzie miała większy sens?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2012-04-16,18:32): Fajna misja i dobrze spelniona. A przed Toba kolejna. Rufi (2012-04-18,10:48): Bardzo podziwiam ludzi, którzy biegną maraton 5h i dłużej. Tyle godzin na trasie.... Truskawa (2012-04-18,11:03): A widzisz! Wiedziałam, że jeden wpis mi gdzieś zniknął. :) Truskawa (2012-04-18,11:06): A ja myślę Tytus, że maraton jest tak specyficznym dystansem, że tu każda praca ma sens. Czasami jest to po prostu ratowanie życia i co z tego że jednej osobie. Każdy jset ważny, nawet jeśli jeden. Gratuluję dwóch ukończonych biegów w jeden weekend. :)
|