2012-03-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Seedningsloppet 2012- życiowa „dycha” (czytano: 524 razy)
Nie lubię tego stanu PRZED. W sumie nie wiem czym się tak bardzo denerwowałem. Niby spałem dobrze, ale od rana już dorwał mnie przedstartowy stres. Niby to tylko „dycha”, ale jednak. W końcu to bieg o rozstawienie w największym półmaratonie świata (i realna szansa na awans do lepszej grupy startowej) no a po za tym dla mnie to start w mistrzotrzach naszego TEAM’u. Więc wypadało dobrze pobiec. Plan był aby zakręcić się w okolicy 38 minut, ale wiadomo jak to z planami bywa. Niby trenigi potwierdzały, że cel może być realny, ale co z tego wyjdzie nigdy do końca nie wiadomo.
Od rana chodziłem podminowany. Częste wizyty w toalecie i zły nastrój. Czułem jak adrenalina sączy mi się uszami. Dodatkowo denerwowałem się tym, że dzień wsześniej wymieniłem swoje buty biegowe na nowe i dziś miałem biec w butach, w których nie przebiegłem jeszcze ani jednego kilometra... Poprzednie, choć wydawały się super, jednak po jakimś czasie nawet przy zakładaniu ich zaczęło mnie boleć rozcięgno podeszwowe w obu stopach. Już raz coś takiego miałem przez buty i położyło to moje przygotowania do maratonu w Dębnie, więc wolałem dmuchać na zimne. Skorzystałem więc z „gwarancji zadowolonego klienta” i po 29 dniach biegania i około 200km przebiegu zwróciłem buty do sklepu wymieniając je na nowe. Bez żadnych dodatkowych pytań. Padło na nową serię Asics excell 33, ale nie wiem, czy nie wybrałem jednak ciut za małych dla mnie butów... się okaże niebawem...
Stres dalej mnie zżerał... W końcu nie wytrzymałem i choć do miejsca zawodów miałem tylko 15 minut drogi wyjechałem sporo wcześniej, by pobyć trochę sam. Dzień wcześniej doszliśmy z Magdą do wniosku, że bez sensu byłoby ją ciągać ze sobą z wielkim brzuchem i z dwójką dzieciaków w ten tłum ludzi. Miało być ponad 3000 biegaczy i niewiadomo ilu kibiców.
Pogoda tego dnia była super do biegania. Słoneczko świeciło, ale w południe było około 12-14 stopni. Trochę wiało, ale w Geteborgu nad samą rzeką zawsze wieje. Trasa biegu wiedzie po części toru wyścigów samochodowych i okolicach. Jest płaska jak stół i mimo licznych zakrętów jest idealna na życiówki. Na rozgrzewce spotykam Grześka S.– mój lokalny guru którego po cichu staram się gonić, ale co się do niego zbliżę z jakimś wynikiem to on znów ucieka :) Grzegorz dziś też atakuje swoją życiówkę, ale on chce pobiec w granicach 36’30” – no ja jeszcze nie tym razem ;) Ustawiamy się z przodu peletonu i ruszamy.
Grzegorz od początku biegnie swoje i odchodzi mimo że pierwszy kilometr garmin mi pokazał po 3:39. No i co z tego skoro do znacznika pierwszego kilometra od jego „piknięcia” ja mam jeszcze jakieś 50m?! I co teraz jest prawdą, wskazanie garmina (więc biegnę za szybko) czy znak na trasie (i biegnę za wolno względem założeń)? Postanawiam nic nie zmieniać i biec dalej tak jak wychodzi. Kolejny kilometr znów garmin odmierza około 50m przed znakiem, za to trzeci prawie idealnie. Na koniec pierwszej pętli, czyli po 5km zegarek pokazuje mi czas 19:13. Więc trochę za wolno by złamać 38 minut i nie czuję abym się oszczędzał. Wydaje mi się, że utrzymanie tego tempa na drugiej pętli będzie moim sukcesem. Znów biegniemy raz z wiatrem raz pod wiatr. Mimo, że biegnę na krótko, czuję, że zaczynam się gotować. Na szczęscie na 7,5km jest woda, której upijam łyczek a resztę wylewam na głowę. Widzę, że wyprzedzam kolejne grupki biegaczy, ale wciąż mam wrażenie, że jeszcze wielu jest przede mną. Na 400m przed metą zaczynam finisz. Postawiłem sobie za cel wyprzedzić jeszcze tego jednego przede mną, ale on też nie daje za wygraną. Jest może 2m przede mną. Spinam się jak mogę, ale nie dałem rady. Za to obaj wyprzedziliśmy jeszcze ze trzy osoby :D Mimo przegranej w bezpośrednim starciu na koniec okazało się, że czas miałem od niego lepszy, gdyż on wystartował z wcześniejszego szeregu niż ja, a liczą tylko czasy netto.
Ostatecznie okazało się, że nabiegałem czas 38’04” i zająłem 57 miejsce na około 3400 osób. Dla mnie to najwyższe procentowo miesce w biegach jak dotychczas. Wydawało mi się, że jest dużo więcej ludzi przede mną. Czas pierwszej pętli to 19:13, drugiej to 18:51 a więc 24 sekund szybciej! Poprawiłem życiówkę z Gdyni o ponad minutę (39:08), a od początku treningów z wózkiem biegowym o 2’19” (poprzednia życiówka 40:23 zrobiona w 2009 roku). Rok temu nie uwierzyłbym, że będę teraz tak szybko biegać. A wszystko to zasługa Huberta i challenge’u który od początku roku wygania mnie regularnie na treningi i walczy z moim wrodzonym lenistwem :) Biegowa Pogorio, Hubercie... dziękuję!
Trochę żal mi tych 4 sekund. 37:59 wyglądałoby lepiej, ale już mi przeszło. Teraz się tylko cieszę. A dodatkowo cieszę się, że okazało się, że moje tętno maksymalne wcale się tak nie obniżyło jak mi się wydawało. Teraz pokazało się znów 186 i mogę temu wierzyć, bo końcówka była na prawdę mocna (garmin pokazał nawet na ostatnich 200m tempo 2:42 czego jeszcze u siebie nigdy nie widziałem). Znaczy się z tętnem maksymalnym jest wszystko w porządku, tylko ja się obijałem. Teraz wiem, gdzie jestem. Następny cel to jak najlepszy wynik w majowej połówce.
Jeszcze kilka słów o innych. Grzegorz S. – zajął 29 miejsce i nabiegał 36’40” i znów mi uciekł daleko... Chylę pokornie czoło, ale broni nie składam ;). Grzegorz B. – mój drugi przyjaciel, który się trochę migał przed startem, ale którego nie jako postawiłem pod ścianą samemu go zapisując na ten bieg nabiegał 44’04” i jest bardzo szczęśliwy, a ja razem z nim. I jeszcze Waldek. To osobna historia... Też wciągam go w bieganie. W zeszłym roku zadebiutował w największym półmaratonie na świecie (żonie tylko powiedział, że idzie ze mną pobiegać, i może ktoś się jeszcze dołączy :D). Waldek jest cholernie zapracowany. Teraz też chciał wystartować w tym biegu na 10km, ale zagapił się z zapisami. Dawniej można się było zapisać się na miejscu, ale teraz nie było o tym wzmianki w regulaminie, albo ja to przeoczyłem, choć szukałem. Miał przyjechać jako kibic. Wchodząc do depozytów przed biegiem zauważyłem stanowisko zapisów i upewniwszy się, że nadal można się zapisać zadzwoniłem do Waldka. Była 12:16 a start był o 13...
- Waldek, jesteś jeszcze w domu?
- Za dwie minuty wychodzę.
- To zakładaj szybko buty biegowe, bierz kasę i goń tu na start! Można się jeszcze zapisać!
- Ok, jedno tylko pytanie. Na krótko, czy na długo?
- Na krótko.
- Lecę...
I zdążył! Jakiś miły facet z obsługi się nim zajął, pomógł mu w zapisach i zapiąć ostatni numer startowy (3487), bo Waldkowi ze zdenerwowania trzęsły się ręce. I wystartował... Około 2 minuty po wszystkich, ale i tak liczy się czas netto. Po jakimś czasie zaczął wyprzedzać i tak już było do końca. Z marszu przebiegł dystans w 53:47 i był w połowie stawki. Cholernie się cieszę z tego, że się mu udało zdążyć i ze tak świetnie pobiegł.
Na zdjęciu Grzegorz S. I ja na tle „szminki”. Zdjęcie autorstwa Elwiry.
PS. A te moje wyniki to wszystko i tak pikuś. Olga postanowiła, że też zaczyna trenować do majowego biegu dzieci, bo chce wszystkich wyprzedzić. No i postanowiła, że pobiegnie sama do przedszkola. Nie bardzo wierzyłem, że da radę, bo to jest 1,25km. A ona nie dość, ze przebiegła to bez zatrzymania się to jeszcze cały czas do mnie nawijała i śmiała się, to potem jeszcze sama wróciła (też biegiem), a dziś wszystko powtórzyła... Szczęka mi opadła i tak się o nią teraz potykam. Dodam, że na zawodach będzie miała do przebiegnięcia jakieś 300m.
Chyba muszę poszukać jakiejś książki o bieganiu dzieci, by jej nie pozwalać na za dużo, bo się boję, by nie przesadziła. Może ktoś zna taką książkę?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2012-03-27,23:50): Tomek, szczerze mówiąc wątpię żeby było coś na temat biegania u tak małych dzieci, bo to jest czas na ogólnorozwojówkę, a nie konkretne ćwiczenia. W tym wieku to spacery i szaleństwa z rówieśnikami najlepiej kszatłtują wytrzymałość i szybkość. Oczywiście nie wykluczam, że znajdzie się jakiś "cudotwórca" który stwierdzi, że ma klucz do wychowania biegacza od najmłodszych lat, ale ja raczej omijałabym takiego gościa szerokim łukiem. Truskawa (2012-03-27,23:51): Oczywiście to moje prywatne zdanie. Truskawa (2012-03-27,23:54): A tak jak Olga sama trenuje to na pewno nic sobie nie zrobi. Możesz być o nią spokojny. :)))) jacdzi (2012-03-28,07:09): Ten stan PRZED Niemcy nazywaja Reisefieber. My chyba nie mamy na ten stan jednego slowa. Mam podobnie, ostatniej nocy PRZED nie moge spac, biegam do toalety, jestem podenerwowany... Chyba po prostu tak ma byc . Marysieńka (2012-03-28,07:47): Wielkie gratki.....co do stresu, jeżeli był "motywujący" powinieneś zaprzyjaźnić się z nim:))) Rufi (2012-03-28,07:53): W Szwecji nawet lepiej wyniki podają. Wiadomo, ze interesuje nas TYLKO netto! Gratuluje życiowki. gerappa Poznań (2012-03-28,09:28): gratuluję super wyniku :) ale ten Waldek to niezła sztuka chyba się zapowiada :) a Olga [szok] wymiata! Hepatica (2012-03-28,09:30): Wielkie brawa Tomku za wynik w biegu i za wynik werbunku:))) Imponujące:))). A co do dzieci, to jestem przekonana, że Olga biegajac tak jak chce i kiedy chce krzywdy sobie nie zrobi. Oby tylko nikt w niej nie podsycał chorobliwej ambicji:))). tdrapella (2012-03-28,09:49): Dzięki Iza, uspokoiłaś mnie, że sobie krzywdy sama nie zrobi. Ja jej oczywiście nie zamierzam cisnąć do biegania (ani do innych sportów), tylko ona sama chce, a boję się, że patrząc na mnie może chcieć biegać za dużo. Ale zaimponowała mi swoją ambicją i tym, że aby osiągnąć swój cel postanowiła trenować :) W sumie to tędy droga do sukcesu, ale jej zdrowie jest nawiażniejsze tdrapella (2012-03-28,09:50): U nas Jacku możnaby to chyba nazwać dwoma słowami: gorączka przedstartowa :) tdrapella (2012-03-28,09:51): Marysiu, myślę, że mnie ten stres motywuję i chyba sie już z nim zaprzyjaźniłem. Gorzej ma moja rodzinka :) tdrapella (2012-03-28,09:53): No właśnie Ela! Apropos tego netto czy brutto i innych dziwnych dywagacji na forum PMW mam ochotę coś więcej napisać, choć w tym biegu nie biegłem tdrapella (2012-03-28,09:55): Dzięki Wiechu, teraz trzeba by to jakoś przekuć na dobry wynik w maratonie ;) A z Izą to ja się też zgadzam (prawie) ZAWSZE :))) tdrapella (2012-03-28,09:57): Aga, Waldek to jest niezła sztuka, tylko sam jeszcze sobie z tego nie zdaje sprawy ;) Najbardziej się cieszę, że mu to sprawia radość :) tdrapella (2012-03-28,09:59): Dzięki Krysiu :) Wyniki i biegowe i werbunkowe będę się starał jeszcze poprawiać, a Olgi do niczego nie będę cisnął. Niech czerpie z tego samą radość. Pamiętam jak mnie treningi pływackie zniechęciły na wiele lat do pływania, a wyników i tak nie było... Nie dam tego Oldze zrobić KR (2012-03-28,10:05): Piękna historia z zapisem na bieg. Gratuluję wyniku i podejścia do "edukacji biegowej" córki. Moje córki z przedstawionej im oferty wybrały pływanie i narty więc cieszę się tym i nie marudzę im o bieganiu dario_7 (2012-03-28,10:18): Wielkie brawa Tomku!!! Piękny wynik!!! Gratuluję!!! :))) tdrapella (2012-03-28,10:22): Kazik, kiedyś same spróbują :) A z drugiej strony, przecież nie wszyscy muszą biegać i nie każdego musi to kręcić. tdrapella (2012-03-28,10:24): Dzięki Darek. Teraz marzy mi się aby przebiec maraton twoim tempem. Ba! Marzy mi się w ogóle przebiec maraton bez przerw w marszu, bo do tej pory mi się to nie udało... snipster (2012-03-28,10:32): Gratki Wikingu ;) fajowy czas... jagódka (2012-03-28,11:41): Gartki życiówki!:)) jagódka (2012-03-28,14:19): I jeszcze jedno, jak mam jeszcze np dwa kiloski do mety nachodzi mnie taka natrętna mysl, zazdrośc do szpiku, że Boooże , a niektórzy to sa juz na mecie i leżą sobie plackiem gdzieś obok mety i juz nie muszą przebierac nogami i dyszeć jak lokomotywa;)))))))No tak mam, niestety;)))) shadoke (2012-03-28,14:49): Cała Pogoria się cieszy i bardzo gratuluje:) Co, jak co, ale motywować, to my potrafimy bardzo;)))) tdrapella (2012-03-28,16:21): Karolina, mam całkiem podobnie :) No może nie zazdroszę, ale myśl, że za kilka, kilkanaście minut już sie to wszystko skończy, podtrzymuje mnie na duchu. I powtażam sobie w myślach, że im szybciej skończę tym szybciej odpocznę, a jak będę teraz zwalniał to się będę dłużej męczył :)) tdrapella (2012-03-28,16:23): O tak Iwona :) Challenge to genialny motywator. Postaram się jeszcze powalczyć do tych 2012km :) Mufat (2012-04-04,22:41): Czapki z głów ! Czas - marzenie ! Ale czy mnie pamięć nie myli - ktoś Ci podpowiedział te Excele-33 ? Oj w Wińcu będzie się działo... Twój główny rywal do zwycięstwa nabiegał ostatnio 1:12 w półmaratonie... tdrapella (2012-04-05,08:02): Te excelle są na mnie chyba jednak trochę za małe, ale do półmaratonu dam radę. Krzysiek, ja znam swoje miejsce w szeregu i będę walczył o miejsce w pierwszej 6-8 ce, a przede wszystkim o poprawienie czasu z zeszłego roku o jakieś 4-5 minut. Zwłaszcza w części biegowej.
|