Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [31]  PRZYJAC. [132]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
tdrapella
Pamiętnik internetowy
Luźne myśli z nie tak odległego kraju...

Tomasz Drapella
Urodzony: 1979-07-31
Miejsce zamieszkania: Gdansk / Vänersborg
76 / 105


2012-03-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Pierwszy rok Huberta (czytano: 717 razy)

 

Dziś minął dokładnie rok odkąd nasze życie weszło na zupełnie nowe tory. Wiele rzeczy uległo przewartościowaniu i odwróciły się priorytety. Dokładnie rok temu przyszedł na świat nasz synek Hubert.

Dla mnie był to rok zupełnie nowych doświadczeń i obowiązków. Od września stałem się „etatowym tatą”. Zrezygnowałem z pracy na rzecz zajmowania się dziećmi, by Magda mogła dalej ciągnąć swój staż lekarski, by już niedługo stać się pełnoprawnym lekarzem.

Dużo się o sobie dowiedziałem przez ten rok. Odkryłem nowe moje słabsze i mocniejsze strony. Zmieniłem się i chyba dojrzałem bardziej... A może tylko mi się tak wydaje... Bo w gruncie rzeczy to jeszcze sporo we mnie szleństwa ;) i marzeń... i szalonych pomysłów.

Poznałem dużo bardziej swoje dzieci. Danym mi było obserwować ich ogólny rozwój, ich problemy i rodości. Spędziłem wiele godzin na zabawach z Olgą i Hubertem. Poznałem jak wiele miłości dają mi te moje szkraby i jakie to dla mnie cenne skarby. Kiedyś już o tym pisałem, ale powtórzę się. Jestem pewien, że dobrze odkryłem swoje powołanie i jest nim bycie ojcem. I staram się dobrze wypełniać tą rolę. Wszystko inne jest wtórne.

Kiedy Olga miała pół roku zacząłem pracować w szwedzkiej firmie i szykować grunt pod przyjazd mojej rodziny. Niestety odbiło się to tym, że przez okres pół roku byłem w domu może trzykrotnie i to na krótko. Zdecydowanie za krótko. I rozwój mojej pierworodnej w tym okresie znałem prawie tylko z opowiadań. Teraz miałem okazję nadrobić te zaległości przy Hubercie, obserwować jego pierwsze próby raczkowania, samodzielego stania, pierwszych niepewnych kroczków, samodzielnego jedzenia czy jego niepokoje związane z ząbkowaniem. Mogłem obserwować jego nieposkromioną ciekawość i chęć wspinania się na wszystko co tylko możliwe, ciekawość odkrywania nowego świata i jego irytacje kiedy nie mógł osiągnąć tego czago chciał.. Dane mi było poznać jak wiele dla niego znaczę kiedy jak się oddalałem reagował płaczem, a śmiał się gdy go ponownie brałem na ręce.

Również pod względem biegowym i sportowym był to bardzo udany rok. Częścią naszego codziennego dnia stały się wspólne bieganie. Rok temu kupiłem wózek biegowo – rowerowy dla dwójki dzieci i był to genialny zakup. Zamiast kupować drugi samochód wszędzie gdzie musiałem udać się z dziećmi jeździliśmy rowerem lub biegliśmy. Wózek ten mogę bardzo szybko „przezbroić” z przyczepki rowerowej w wygodny wózek biegowy i odwrotnie. Wspólnie z Hubertem zaliczyliśmy przez ten rok ponad 800km biegania i około 500 km rowerem. (całkiem niezły kilometrarz Hubcia w pierwszym roku jego życia. Ciekawe jak będzie w przyszłości ;))

Ktoś może spyta czy takie bieganie nie odbiło się negatywnie na zdrowiu Huberta. „Przecież to nie humanitarne, wręcz głupie tak męczyć dzieciaka w imię swoich treningów”. Odpowiem na to w ten sposób. Nie raz biegaliśmy w deszczu czy w mrozie poniżej 10 stopni, a jeszcze częściej przy mocnym wietrze. Jedank zawsze Hubert był dobrze opatulony i zawsze było mu ciepło. I jeśli to miało jakiś wpływ na jego zdrowie, to tylko pozytywny. Przez cały rok Hubert był dwa razy lekko przeziębiony. Ani razu nie miał temperatury. Jak miał katar to zimne powietrze tylko mu ułatwiało oddychanie obkurczając śluzówki. Ani razu nie brał antybiotyku. Generalnie jest zdrów jak ryba i nie ruszają go nawet choróbska, które Magda (z racji przacy w przychodni) przynosi do domu. Podczas tych wszystkich wspólnych trenigów może dwa razy dał mi znać, że ma już dosyć, albo że jest głodny i czas wracać do domu, ale w tych momentach byliśmy nie dalej niż 2km od domu więc powrót nie zajmował nam zbyt długo. A nasze wspólne spacero-wybiegania nie raz trwały pod 2 godziny.

A jaki to miało wpływ na moje bieganie? Może jeszcze za wcześnie na wyciąganie ostatecznych wniosków, bo dawno nie startowałem, ale już na jesieni po miesiącu trenigu osiągnąłem swój drugi w życiu czas w półmaratonie, a w listopadzie pobiłem swoją życiówkę na 10km poprawiając ją z czasu 40:23 na 39:08. Za tydzień miałem biec maraton w Rzymie po nową zyciówkę. Mieliśmy z Magdą zrobić sobie randkę, zostawić dzieciaki u dziadków i spędzić miło czas i „naładować akumulatory” przed pojawieniem się kolejnego dziecka już za około miesiąc. Mieliśmy pojechać tam razem z Krzyśkiem i jego żoną i cieszyłem się jak głupi na ten wspólny wyjazd i wspólny maraton. Taki był plan usalony już jesienią zeszłego roku. Ale po przeanalizowaniu doszliśmy z Magdą do wniosku, że jest to zbyt ryzykowne, aby ciągać Magdę już w dziewiątym miesiącu ciąży, z pokażnym brzuszkiem w sumie czterema samolotami w ciągu kilku dni. A ze wspólnego zwiedzania też nie wiele by wyszło. Z żalem więc musiałem Krzyśkowi odmówić wspólnego wyjazdu, bo sam do Rzymu nie chciałem lecieć. Maraton był tu dodatkiem. Bardzo miłym, oczekiwanym i wytęsknionym przeze mnie, ale jednak dodatkiem. A gdybym jednak poleciał to okazałoby się, że dodatkiem jest dla mnie Magda...

Jednak co się odwlecze to nie uciecze i na pewno uda się jeszcze kiedyś abyśmy wspólnie z Krzyśkiem wystartowali w jakimś zagranicznym ciekawym miejscu mając nasze żony ze sobą.

No więc przygotowania maratońskie zmieniłem ostatnio bardziej pod planowany na 25.03 start na 10km. Będzie to zarazem bieg o rozstawienie w największym półmaratonie swiata odbywającym się w maju w Geteborgu w którym startuję od 2009 roku i gdzie zaczynałem tak na dobrą sprawę moje bieganie. Tam też, na biegu na 10km sprawdzę ile mi dało to bieganie z wózkiem. Ale jedno wiem na pewno już teraz, że siłę biegową zrobiłem tej zimy porządną :)

A wracając do spraw codziennych. Hubert przestał już być niemowlakiem, ale wszedł w etap małego dziecka. Nie, oczywiście, że nie stało się to w dniu urodzin (choć oficjalnie tak) ale trwa to już jakiś czas. Z mało ruchliwego bobasa stał się ciekawskim chłopczykiem, którego wszędzie pełno. Wszystkiego chce dotknąć, wszędzie wsadzić palce, wszystkiego musi posmakować. Jeszcze nie chodzi samodzielnie, ale na czworaka osiąga zawrotne prędkości na krótkich dystansach :) Wystarczy otworzyć zmywarkę – już wyciąga z niej talerze (najchętniej gdy są brudne). Wystarczy uchylić lodówkę – już penetruje zawartość jej dolnych półek. Wszystkie szafki w kuchni musiałem wyposażyć w zabezpieczenia. Inaczej ich zawartość lądowałaby na podłodze kilkakrotnie w ciągu dnia. Uwielbia muzykę, a jeszcze bardziej kręcić pokrętłami wieży, która jest w jego zasięgu. W wodzie czuje się jak ryba i czasem mi się wydaje że to taki mały „ichtiosapiens” :) bo uwielbia nurkować i potrafi siedzieć cały pod wodą dobrych kilka sekund (na więcej nie miałem nerwów mu pozwolić). Na basenie uwielbia skakać do wody z wysokiej krawędzi basenu i ledwo go wyciągnę na powierzchnię już chce skakać ponownie lub zjeżdżać na zjeżdżalni. W brodziku dla dzieci, gdzie jak siedzi na dnie woda sięga mu szyji (więc o raczkowaniu nie ma mowy, chyba że pod wodą) aby dojść do innej atrakcji gdzie musiałby przjeść około metra bez trzymanki, woli odbić się, rzucić do wody i przepłynąć samodzielnie ten metr z głową pod wodą niż spróbować samodzielnego chodzenia. Wyciąga się na powierzchnię przy nowej zabawce z rogalem na buzi, by po chwili dać nura w drugą stronę. Jakoś się jeszcze nie przekonał do chodzenia na dwóch kończynach, ale nie ma się co dziwić, skoro tak świetnie sobie radzi na czterech.

Ostatnio dostałem od mojego taty zdjęcie „Huberta”. Olga i jej kuzyn zapytani o to kto jest na tym zdjęciu odpowiedzieli bez zawahania, że to ja u Hubert. A tak na prawdę to ja i mój Tato – 32 lata temu. Film się cofnął. Czas się zapętlił. Krąg życia zatoczył pełen obrót...

Tomek_i_Hubert_1980....


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Truskawa (2012-03-11,23:59): Tomek, skąd taki tekst, ze ciąganie dzieciaka na trening jest niehumanitarne. Naprawdę usłyszałeś od kogoś coś takiego?
gerappa Poznań (2012-03-12,08:19): do zobaczenia ...gdzieś na starcie, trasie, mecie :)
tdrapella (2012-03-12,10:12): Iza, nie zostalo mi to powiedziane w oczy ale mojej zonie. Pewnie zreszta slusznie autor tych slow uwazal, ze rozmowe ze mna bedzie jan grochem o sciane :)
tdrapella (2012-03-12,10:14): W lipcu Aga na pewno gdzies w Polsce wystartuje i mam nadzieje, ze uda sie spotkac rodzinami. Najwyzszy czas przedstawic sobie Jasia i Olge :)))
Truskawa (2012-03-12,10:27): No to wybacz ale strasznie głupi tekst dostałeś.. pewnie w dobrej wierze ale jadnak.
ddrapella (2012-03-12,11:28): Kochany Tomku. Nie mialem jak zlozyc zyczen Hubertowi, ale sercem i myslami bylem z Wami. Dziekuje Ci za to jakim jestes Ojcem (i Synem a takze mezem). Wspaniale chowasz dzieciaki i piszesz. Zdjecie sprzed 32 lat mi sie nie otwiera, ale wyciagnelem z archiwum dla porownania. Faktycznie historia zatacza krag.
Mufat (2012-03-12,21:58): Tomek, na tym zdjęciu poznałem Cię po oczach, które jak widać nie wiele się zmieniły przez tę parę lat... A poza tym nawet nie wiesz jak ja żałuję tego wspólnego startu i jakiego mam teraz "pietra"...włoskiego przez Ciebie ! Pewnie bym teraz się spokojnie i beztresowo przygotowywał do jakiegoś kwietniowego maratonu. A tak, muszę lecieć tam już w najbliższy piątek. Mam nadzieję, że nie zapomnisz,że mieliśmy tam "sponiewierać się" razem i będziesz trzymał kciuki...
tdrapella (2012-03-12,23:29): Krzysiek, duchem bede z Toba. Nie stresuj sie. Wykonales wielka prace treningowa. Rzym bedzie Twoj i szkoda tylko, ze i nie moj, bo forma jest wyborna... A kciuki bede trzymal caly czas i sledzil wyniki online
shadoke (2012-03-13,15:25): Życie pędzi, a my tylko próbujemy dotrzymać mu kroku...Dzieci to cudowny dar:)







 Ostatnio zalogowani
Grzegorz Kita
15:22
kos 88
15:21
homepg
15:20
gpnowak
15:17
pol1948
15:14
anielskooki
15:13
Leno
14:59
kostekmar
14:48
entony52
14:32
jarecki112
13:50
INVEST
13:45
Hubert87
13:43
tomas
13:41
kirc
13:30
Bodzioo
12:58
romelos
12:56
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |