2012-02-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje małe święto... (czytano: 216 razy)
Dziś, jak każdego pierwszego dnia miesiąca obchodzę moje malutkie prywatne święto :-)
A mianowicie – 1 dnia września 2011 roku rozpoczęłam moją przygodę z bieganiem – i każdego pierwszego dnia miesiąca buzia mi się śmieje na tę myśl , że kolejny miesiąc i kolejne kilometry są do przodu…
Jakoś na samym końcu sierpnia, w pewnej stresującej sytuacji pewien sympatyczny somebody polecił mi pójść i pobiegać na uspokojenie się i redukcję negatywnych emocji… Nie wiem, dlaczego się Go posłuchałam, z natury jestem baaardzo przekorna i uparta, uwielbiam robić wszystko całkowicie odwrotnie niż mi radzą :-) ale posłuchałam się Jego i poszłam… I od tej pory jestem zakochana bez granic … w bieganiu oczywiście :-) To, co jeszcze kilka dni wcześniej wydawało mi się nudne, trudne i bez sensu, nabrało całkiem innych – kolorowych i radosnych barw, pokazało mi swoje wielgachne serce , czego się nie spodziewałam, bo przecież przenigdy bym nie uwierzyła w to, że bieganie ma swoistą „cielesność” i można się w nim tak zakochać … Najlepsze jest to, że odwzajemnia tę miłość - darząc nas ogromną radością z każdego osiągniętego celu, satysfakcją z najmniejszej urwanej minuty , oraz dając motywację i chęć iść dalej do przodu, rozwijać się i być szczęśliwym na każdym stawianym kroku swojego życia..
Bieganie sprawia mi naprawdę ogromną przyjemność – czerpię energię z natury, lasu, wiatru, słońca – i napełniam swoje ciało życiem i wigorem! Bieganie jest moim wiernym przyjacielem i pomocnikiem we wszystkich kwestiach – kiedy biegam, moje myśli i mój umysł są jakby aktualizowane i w jeszcze całkiem pustej przed chwilą głowie raptem rodzą się nowe pomysły i właściwe decyzje! Dziś już nie wyobrażam sobie życia bez biegania, jest to zakodowane we mnie gdzieś bardzo głęboko jako część mojej codzienności, jak powietrze - bez tego nie umiałabym już się obejść !
Zawsze będę bardzo wdzięczna temu pewnemu somebody , który nieumyślnie i pewnie całkiem nieplanowo podarował mi ten ogromny bukiet pozytywnych emocji eksplodujący tęczowymi kolorami szczęścia – i tak naprawdę nie wiedząc, że zrobił mi jeden z najcenniejszych prezentów jakie w życiu dostałam!
A teraz - niecierpliwie wiercę się na krześle i czekam na wieczór, kiedy to od razu po powrocie do domku zakamufluję się jak prawdziwy terrorysta – by po drodze nie zgubić odmarzniętego noska przy dzisiejszej minusowej temperaturze - i pobiegnę do parku uczcić moje małe prywatne święto…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu tytus :) (2012-02-01,13:47): Świętuj
zobacz ile jescze śiąt przed Tobą! snipster (2012-02-01,14:49): Fajowski opis ;) prawie jak... miłość od pierwszego "wejrzenia" ;) wiewiorka (2012-02-01,15:01): Bo to była miłość od pierwszego wejrzenia :-) albo od pierwszych kroków :-) Namorek (2012-02-01,22:29): Przyjemności w bieganku . :-))) a.Klimczak (2012-02-02,23:14): Fajnie, że bieganie sprawia przyjemność. I nie sprowadza się tylko do robienia na siłę treningów zgodnie z planem :)
|