2012-01-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| pojechałam..... (czytano: 1310 razy)
pobudka o 5.00....przewracam się z boku na bok...raczej nie zasnę, a że nie lubię się męczyć więc wstaję...
Co by tu zjeść?:)kanapeczki, kawka do tego. Jeszcze mam ochotę na coś słodkiego...czekolady sobie zabroniłam więc zostaje miód i resztki batoników muesli:)
Planuję dzisiaj wybieganie ale coś nie mam energii. Chcę zacząć trening o 8.
7.30 a ja najchętniej położyłabym się spać...piszę do Piotra jaki dzisiaj robi trening, może mnie zabierze...cisza. Pewnie już biega.
Mam pralinki kupione wczoraj w prezencie dla brata. Kuszą od wczoraj....łamię się i otwieram...dlaczego sobie nie poprawić nasrtoju i nie dodać energii:). Wciągam jedną a po niej jeszcze 4:). Jest lepiej ale trochę mam wyrzuty, że się złamałam. A co tam. Lubię jeść:). Przyszła jeszcze ochota na kawkę...wypijam. Mija godzinka. Ubieram się i wyruszam na trasę...Dzisiaj wydłużam sobie bieg do 100 minut. Wczoraj miałam dosyć intensywny dzień ale beztreningowy. W piątek 50 minut truchtania plus 30 minut interwały i 10minut schłodzenia. To byla jazda...przyspieszałam prawie na maksa. Chciałam jeszcze zrobić jeszcze jedno przyspieszenie ale nie wiem czy nie byłoby to moje ostatnie w życiu. Miałam takie uczucie, że gdybym je zrobiła to rozpadłabym się na mililon kawałków...ciekawe czy ktoś też tak kiedyś miał?:)
Pytałam Piotra ale on tak nie miał.
Więc biegnę dzisiaj, słucham muzyczki, przerzucam stacje szukając czegoś co by mi pasowało:)oj często zmieniam kanały. Zamiast nagrać sobie ulubione kawałki to czasami się męczę i szukam...cóż lenistwo. Biegnę wieć sobie i po około 30 minutach czuję ból z lewej strony brzucha. Niedawno koleżanka pytała co robię jak mnie złapie kolka, ja jej na to, że mnie kolka nie łapie...a tu dzisiaj proszę bardzo...chyba woreczek żóciowy- stara i głupia:)- godzinę po czekoladzie i kawie idzie biegać...oj Iza, Iza...biegnę dalej, ból przechodzi:) żeby po 20-30 minutach powrócić z 10 krotną mocą...ale jazda...biegnę dalej, mam to w d...najwyżej padnę..cierpię ale biegnę, różne myśli pojawiają się w główce, bo boli też w okolicy serca...może po prostu promieniuje... 2 razy idę przez minutę ale szkoda mi treningu i biegnę. Myślę o tym, że jak przybiegnę to położe się i...umrę:). Później ból jest już łagodniejszy...Dobiegam. Idąc do domu myślę o dzisiejszym treningu- ja pierd....-tylko to przychodzi mi do głowy. A wcześnie, że lepiej mniej zjeść albo wcale (ale to się u mnie nie sprawdza) niż cierpieć tak jak dzisiaj.
Ach jak lubię jeść i kocham biegać...:)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2012-01-22,13:21): Mam tak samo...:)))) izka_inowrocław (2012-01-22,13:25): Dzięki Marysiu za wiadomość. Cieszę się, że nie jestem osamotniona w swoich odczuciach:):)...I jeszcze jedno -już pisałam na Twoim blogu, że Cię podziwiam za całokształt, za siłę i energię, dystans do siebie i życia:)Pozdrawiam mariusz67 (2012-01-22,19:57): No ale widać że to jedzenie i bieganie korzystnie wpływa na urodę,bo pani Iza to piękna kobietka:) izka_inowrocław (2012-01-22,20:23): Dzięki Mariusz za miły komentarz:):) jacdzi (2012-01-24,13:46): Jesc tylko lubisz a biegac kochasz. A jakis grzech nikomu nie zaszkodzil jeszcze, jeden grzeszy myslami a inny czynami, jeden robi komus na zlosc a inny wsuwa czekolade. Ja do takich naleze i widze ze masz podobnie.
|