2012-01-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z nowym rokiem... część 2 (czytano: 709 razy)
Był już całkiem trzeźwy. Poderwał się i zaczął walić głową w ścianę. Chciał, żeby coś się w nim odblokowało, chciał sobie wszystko przypomnieć. Jeszcze raz przeszedł pokoje. Szukał jakiegoś szczegółu, czegoś co przypomniałoby mu bieg wydarzeń z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Miotał się po pokoju jakieś dwadzieścia minut, gdy nagle zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszał głos policjantki, która oznajmiła, że czeka przy jego samochodzie. Postanowił zejść na dół. Szedł bardzo powoli z nadzieją, że coś sobie jednak przypomni. Schodząc z ostatniego piętra zauważył, że pod schodami nie ma wózka dziecięcego, spacerówki jego młodszej córki Zosi. Miał nadzieję , że ta myśl utoruje drogę do dalszych i wszystko sobie przypomni. Nagle przez głowę przeleciał mu obraz, którego nigdy wcześniej nie chciał by zobaczyć. Był jak z kryminału. Brudny, nieostry. Widział jak na zdjęciu, moment w którym samochód uderza w betonowe przęsło mostu, tuż przed skrętem w ulicę prowadzącą do jego dzielnicy. W tym właśnie momencie dochodził już do policjantki gdy poczuł, że musi rozwikłać i wyjaśnić sobie obraz, który przebiegł przez jego głowę przed momentem. Powoli odwrócił się i poszedł w drugą stronę. Policjantka nic nie zauważyła. Jak tylko wszedł za róg bloku zaczął biec w stronę mostu. W tej chwili nie liczyły się dla niego czas ani odległość. Biegł co sił w nogach, jakby ten bieg miał rozwiązać jego wątpliwości i w końcu wyjaśnić co się wydarzyło i gdzie jest jego rodzina. Po około czterdziestu minutach dobiegł na miejsce. Podszedł do filaru, który przypominał mu najbardziej ten ze wspomnień. Rzeczywiście. Zauważył dookoła porozrzucane części samochodu. Szukał śladów krwi. Na całe szczęście nie znalazł. Niespodziewanie podszedł do niego facet, który najprawdopodobniej był na spacerze z pieskiem. Człowiek zapytał, czy wszystko w porządku i podczas krótkiej rozmowy opowiedział mu o wczorajszym zderzeniu w tym miejscu. Andrzej nie mógł tego słuchać, gdy dowiedział się, że kierowca wyjął z samochodu trzy ciała, ułożył na trawie i ledwo co trzymającym się kupy wrakiem uciekł. Człowiek zapewniał, że po chwili pojawiła się karetka i zabrała trzech leżących na trawie uczestników wypadku do szpitala. Zapewniał, że dziś w lokalnym radio słyszał, że osoby te znajdują się w pobliskim szpitalu, a mordercę uciekiniera poszukuje policja w całym mieście. Wysłuchał całej historii. Nie chciał dać znać, że zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Jakby słuchał nie o sobie, a relację z wypadku w dzienniku telewizyjnym, które na nikim nie robią wrażenia. Odszedł spory kawałek i zwymiotował. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że najprawdopodobniej wydarzyło się to o czym wcześniej nie chciał myśleć. Jednak świadomość nie dawała spokoju jego coraz bardziej trzeźwej głowie. Błyskawicznie skojarzył miejsce, w którym znajduje się szpital. Zaczął biec, jednak tym razem, poprzednia noc i niedawny czterdziestominutowy sprint dały o sobie znać. Nogi robiły się jak z betonu. Musiał często zwalniać, żeby odpocząć. Gdy zobaczył budynek szpitala zaczął iść wolnym krokiem, tak aby nikt go nie zauważył, by nie wzbudzać podejrzeń. Wszedł do szpitala i w podał swoje dokumenty pani w recepcji. Kobieta spojrzała na niego dziwnym wzrokiem, jakby z pogardą i nienawiścią. Oddając dokumenty wskazała mu salę do której ma się udać. Kontem oka zauważył, że podniosła słuchawkę i ze zdenerwowaniem szybko wystukiwała jakiś numer telefonu. Postanowił nie czekać na windę. Szybko biegł na siódme piętro. Minął wszystkie oddziały. Gdy na szóstym piętrze minął intensywną terapię kamień spadł mu z serca. Dotarł na miejsce. Korytarz był całkiem pusty. Nie było tu ani jednego pacjenta, ani nikogo z bliskich. Było nadzwyczaj cicho. Przeszedł spokojnym krokiem około dziesięć metrów, uchylił drzwi jednej z sal, i spostrzegł trzy rzędy łóżek, na których ułożone był ludzkie zwłoki przykryte prześcieradłami. Wnętrzności podeszły mu do gardła, na czole pojawił się pot. Zdał sobie sprawę, że jest na ostatnim piętrze szpitala w prosektorium. Ogarnięty szałem po kolei przemierzał wszystkie sale i zrzucał prześcieradła licząc, że ich tu znajdzie. Przedostatnia sala okazała się pusta. Po wejściu do ostatniej ukląkł gdy zobaczył trzy ciała okryte prześcieradłami. Zaczął szlochać jak dziecko. Nie mógł się opanować. Wiedział, że to one. Nie mógł, nie chciał się o tym przekonać.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Pawel1973 (2012-01-12,09:58): ok. ale ale gdzie sedno historyjki-tj podliczenie kilometrażu, zakresu tentna, przewyższeń pokonanych przez bohatera? sugar32 (2012-01-26,14:33): Oj tętno musiało być zabójcze.
|