2011-11-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pierwsze 3 kółka. (czytano: 551 razy)
Odkąd ukończyłem swój pierwszy i jak na razie jedyny półmaraton w Iławie po głowie z uporem maniaka chodziła mi myśl, przeświadczenie, że gdyby nie te skurcze na 17 km to mogłoby być o wiele lepiej. Wiem, że wtedy zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby dotrzeć do mety, ale i także zrobiłem wiele aby na początku strzelić sobie w przysłowiowe kolano. Zdobyłem wszystkie możliwe dane z tego mojego debiutu, analizowałem, liczyłem (prawie jak nasi uczestnicy statystycy na forum) średnie tempa z poszczególnych odcinków i zawsze dochodziłem do tego samego wniosku: była realna szansa na bardzo dobry (jak na moje możliwości) wynik – minimalnie powyżej dwóch godzin a skończyło się na 2:26:00. Na ostatnich kilometrach roztrwoniłem 20 minut. Tak to wygląda w liczbach. Oczywiście te 20 minut prawdziwej walki o być albo nie być dla mnie jest cenniejsze niż te pozostałe 2 godziny relatywnej łatwizny. Mimo wszystko w głowie natrętnie dźwięczy wszechobecne „gdyby”
Jedynym sposobem aby je uciszyć jak ucisza się packą komara jest podjęcie wyzwania i sprawdzenie co by było gdyby było…
Budząc się dziś rano pierwszą myślą było : chyba dziś się nie odważę strasznie jestem nie wyspany i jakiś zamulony dlatego zrobię sobie delikatne 2 pętle czyli 13,6 Km . Robiąc codzienne obowiązki w między czasie zajrzałem na pocztę naszego portalu i tam znalazłem motywujący list od Darka, który wiedząc, że mażę o starcie w maratonie zachęca mnie do spokojnych długich biegów jednocześnie zapewniając mnie, że „już mam maraton w głowie”
Bardzo mnie to podbudowało i pomyślałem sobie :a właśnie spróbuję w takich niesprzyjających okolicznościach, kiedy trochę zmęczony jestem i nie wyspany.
Od samego startu biegłem bardzo wolno i dość ciężko mi szło. Oswajałem swój umysł i ciało do faktu konieczności przebycia trzech takich pętli. W połowie pierwszej pętli miałem świadomość spokojnego tempa zbliżonego do przedwczorajszego biegu z Mirkiem. Różnica była taka, że wtedy miałem sprężyny w nogach i było mi za wolno. A dziś tak trochę słabawy jestem. Do tego zaczęła mnie prawa stopa boleć bo zbyt mocno związałem sznurówki. Tak szybko wychodzą przeciwności? Zdumiałem się. Nikt nie obiecywał, że będzie lekko ale żeby tak wcześnie. Może to próba charakteru pomyślałem. Dobiegając do końca pierwszej pętli ból stopy zanikł, zmierzyłem czas i ku mojemu zadowoleniu czas był minimalnie lepszy od pętli z Mirkiem. Podczas moich analiz zaplanowałem sobie, że następny półmaraton powinienem biec w tempie 5:38/km a teraz średnia była 5:33/Km. O! I tak powinienem był pobiec w Iławie. Zadowolony i mile podbudowany własną pochwałą mówiąc sobie :to nic, że droga wyboista ważne, że kierunek jest słuszny- rozpocząłem drugą pętlę. Tu wszystko się zmieniło i zaczęły się dziać „dziwne rzeczy”. Dosłownie po pierwszych kilkuset metrach zaraz na pierwszym skrzyżowaniu gdzie bardzo trudno trafić aby nic nie jechało dobiegając widziałem sznur samochodów. Już praktycznie stanąłem kiedy ku mojemu zdumieniu zatrzymała się nadjeżdżająca ciężarówka. Samochód z naprzeciwka dzięki temu też się zatrzymał i przeczmychnąłem nie tracąc ani sekundy. No wszystko mi sprzyja – pomyślałem dodając w duchu, że to dobry znak. Pięćset metrów dalej na zacisznej uliczce domków jednorodzinnych słyszę jak ktoś puka w szybę. Wiem kto to. Chodź nie znam tej osoby. Zimą kilka razy widziałem uwięzionego młodego człowieka w czterech ścianach z powodu upośledzenia przesiadującego w oknie. Zawsze kiedy mnie widział biegnącego pukał w okno i pozdrawiał mnie machając ręką. Zawsze odmachiwałem. Bardzo długo go nie widziałem a dziś – dziś mam wiernego kibica. Kto by pomyślał. Kibic jak na zawodach , myśli wróciły do półmaratonu w Iławie . Tam też odkryłem siłę kibicowania. Kibicując komuś nie wie się ile to może dla walczącego znaczyć. A zatem dziś mi ktoś kibicuje – zrobiło mi się jeszcze lżej- i pomyślałem już drugi raz, że to dobry znak. Za chwilę zrobiło się jeszcze lżej bo podbieg się skończył i miałem kilkaset metrów z góry. Mijając szkołę rolniczą jakaś nieznajoma dziewczyna mówi mi dzień dobry! Jako, że zawsze odpowiadam na pozdrowienie a oprócz tego nie miałem ośmieszającej zadyszki spokojnie i uprzejmie odpowiedziałem dzień dobry. A ona na to :życzę przyjemnego biegu. Odmachałem dziękując i wbiłem się w szok trzeci raz. Są na świecie życzliwi ludzie. Jednak sport może wnieść coś pozytywnego na ten świat. To dobry znak pomyślałem po raz trzeci. Bieg musi być teraz samą przyjemnością. Czwarty znak ściągnąłem na siebie sam. Biegając ostatnio na poboczu widywałem nalepkę taką od słupka hektometrycznego z numerem 50-tym. Jako, że swój półmaraton biegłem właśnie z numerem 50-tym zawsze kiedy przebiegałem obok tej leżącej50ątki kusiło mnie aby ją podnieść i zachować na pamiątkę. Ostatnio jednak nie mogłem jej dostrzec. Dziś jednak los mi dał szansę i znalazłem ją myśląc : tym razem mój startowy numerku dostarczę cię na metę w lepszym stylu. Czułem się jakby los pozwolił mi poprawić ten sam półmaraton. Biegnę dziś właśnie taki dystans wszystko mi sprzyja mam kibica wszyscy są mi przychylni i jest przyjemnie – ba nawet mam swój numer 50. To dobry znak. Kończąc długim podbiegiem drugą trochę dziwną pętlę dostałem piąty znak albo jak kto woli piąty element. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się aby przejeżdżająca ciężarówka trąbiła mi radośnie na vivat a kierowca machał mi z kabiny pozdrawiając. Od razu pomyślałem –nie ma bata na pewno facet biega na co dzień i aż się wyrywa zza kółka aby ze mną pobiec. Miałem zatem także i rywala. Nie prześcignąłem go oczywiście ale wszystkich prześcignąć się nie da. Tak się zafascynowałem tymi znakami, że nie zauważyłem kiedy skończyłem drugie kółko w czasie 38:22 w tempie 5:38/Km. Bardzo podobny czas i bardzo mnie to ucieszyło zwłaszcza, że samopoczucie miałem bardzo dobre. Wyjąłem z saszetki isostar i się uzupełniłem płyny jak mawia Dariusz Szpakowski. Nic mnie nie mogło powstrzymać aby dalej spokojnym tempem dobiec do mety. Za ostatnim podbiegiem widząc, że nie ma skurczy i że się na nie nie zanosi przyśpieszyłem aby zrobić jakiś finisz. Ostatnie 500 metrów biegłem ładnym tempem i z radością Trzecie kółko biegłem 38:53 w 5:43/Km. Naprawdę niewiele brakowało w Iławie. Teraz to wiem bez gdybania. 20,4 km pobiegłem 1:55:04 w średnim tempie 5:38/km Rozesłałem już smsy do Mirka i Mariusza gratulując wiem że będą deptać mi po piętach. Po biegu bardzo dobrze się czuję bolą tylko stawy ale to chyba normalne. Stopa też cacy. Darek Krzysztof Dziękuję za wszystkie wskazówki i podpowiedzi. Mirek i Mariusz za wsparcie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora darianita (2011-11-25,15:58): Świetne tempo treningowe!!! Garatulacje. Takich dni będzie coraz więcej...
I nigdy nie zapominaj .......oddychać.Pozdrawiam.
|