Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [8]  PRZYJAC. [196]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
dario_7
Pamiętnik internetowy
It's My Life...

Dariusz Duda
Urodzony: 1962-04-09
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
150 / 188


2011-11-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Ach, ten Poznań... :))) (czytano: 2728 razy)

 


Aż wierzyć się nie chce, że to już niemal miesiąc upłynął od maratonu w Poznaniu. Dawno nie miałem takiego opóźnienia w skreśleniu kilku słów o ostatnich zawodach w jakich brałem udział. Być może dlatego, że wciąż są one tymi ostatnimi właśnie i póki co brakuje mi "bata", by wziąć się do "roboty" ;)

Ach ten Poznań. To miasto ma niewiarygodną magię przyciągania. W każdym razie na mnie tak działa. Już po raz siódmy w ciągu czterech ostatnich lat odwiedziłem to miasto. W 2007 biegałem tu w 25. Biegu Przemysła na dystansie 10 km. Po biegu przyglądałem się biegnącym maratończykom i tak im pozazdrościłem, że w następnym roku przyjechałem do Poznania zadebiutować na królewskim dystansie. Wcześniej, wiosną, ścigałem się w Maniackiej dziesiątce. W kolejnym roku pobiegłem jubileuszowy 10. Poznań Maraton. W zeszłym roku, w związku z przeniesieniem na jesień maratonu w Dębnie, nie mogłem wystartować w Poznaniu. Ale za to przyjechałem kibicować swoim znajomym i przyjaciołom. Co się nawydzierałem to moje ;)



W tym roku, po wiosennym półmaratonie, po raz drugi odwiedziłem znowu tą biegową stolicę Polski. To był mój trzeci maraton w Poznaniu i... 15-sty w ogóle. Rety, jak ten czas leci. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno zarzekałem się, że nigdy nie będę biegał maratonów ;) Nie ukrywam - wielka w tym zasługa Marysieńki, która pokazała mi jak cieszyć się bieganiem długodystansowym. Coś, co wcześniej kojarzyło mi się z wielkim bólem i walką o przeżycie, stało się teraz wielką namiętnością, permanentnie odnawiającym marzeniem i wielką burzą pozytywnych emocji. To coś tak niebywałego jak i - z pozoru - nielogicznego jednocześnie. Za każdym bowiem razem, kiedy po 30-tym kilometrze zaczyna się walka z własnymi słabościami, gdy czułymi myślami pieści się swą motywację, by pozwoliła dobiec do mety, kiedy złe moce kuszą słodkim lenistwem i browarem - naturalnym powinno być pytanie: "czy warto się tak męczyć?"... Na zdrowy rozum każdy normalny by tak zapytał, czyż nie?... Otóż nie. Nikt, kto jest normalny, a biega, tego nie zrobi. Doskonale wie bowiem, co czeka go na mecie. I wie, że jest to silniejsze od wszystkich innych uzależnień razem wziętych :)))



Po wrześniowym Wrocławiu, kiedy to dowiedziałem się, że do mety może być baaardzo daleko, start w Poznaniu był dla mnie szczególnie ważny. I nie ma co gadać - trochę się nim stresowałem ;) Nie no, oczywiście nie było to latanie po ścianach jak przed debiutem. Ale lekki niepokój był. Objawiał się głównie problemami ze snem. I głównie tym się najbardziej stresowałem - że mało śpię i że nie będę w ten sposób odpowiednio wypoczęty. Jeśli ktoś miewał kiedyś podobne problemy to wie, że nie ma nic gorszego jak odliczanie pozostałego do pobudki czasu, kiedy nie można zasnąć. Maraton przy tym to... ;)

* * *


Niedzielny poranek był chłodny, ale pogodny. Nad Jeziorem Maltańskim unosiła się lekka mgła. Wiał słaby lodowaty wiatr. Brrr... A może to ze strachu tak się telepałem?... ;) Nie wiem jak to możliwe, ale wciąż biegam w Poznaniu maraton inną trasą. Pewnie chodzi o to, bym się nie nudził. W tym roku wymyślono dodatkowe urozmaicenie - biegamy w drugą mańkę, pod prąd niejako. No i gicio. I tak bilans podbiegów i zbiegów musi wyjść na zero - w końcu nadal są dwie pętle.

Towarzyszy mi Marysieńka - coroczny kibic maratonu poznańskiego. Nie ma dziewczyna szczęścia do tego miasta i wciąż jakieś przeciwności losu nie pozwalają jej stanąć na linii startu razem z innymi. Ale nie załamuje się, przyjeżdża podopingować innych, bo kocha bieganie jak my wszyscy... a może nawet bardziej :)) Spotykamy po drodze wielu znajomych i jak zwykle miło jest zamienić słów kilka. Można choć na chwilę oderwać się od myśli o zbliżającym się biegu.

Umawiam się z Marysią, że potruchtam na start celem rozgrzewki i potem - tuż przed biegiem, przy balonikach na 3:15 - oddam jej wierzchnie ubranko. Potuptałem. Słońce mocno świeciło, ale wciąż było dość zimno. Po kilku minutach truchtu zrobiło mi się jednak znacznie przyjemniej. Dobiegłem do Baraniaka i nieco się zdziwiłem, bo start był o wiele dalej niż się spodziewałem, dalej niż w latach poprzednich. Po drodze znów wymieniłem kilka pozdrowień, a z Paulinką to nawet sobie zdjęcie zrobiliśmy ;))



Do strefy zero dobiegłem na jakieś 7 minut przed strzałem. O rety, ile ludziów!!! I jak tu teraz odnaleźć mojego serwisowego Rudzielca??? Wyglądam, wyglądam... i nic! Szyja już jak u żyrafy, ciśnienie rośnie, że nie potrzeba żadnych przebieżek... Na pięć minut przed startem pojawia się Snipi, który mówi mi, że widział Marysieńkę i że tu podąża, Hmmm... Minutki lecą... Duduś się poci... Nie wiedzieć czy z gorąca, czy ze stresu bardziej... Stoję z bluzą, długimi leginsami i czapką w ręku gotowy do wyciepnięcia ich za ogrodzenie. Trochę mi szkoda :/ Ale jak nie będzie wyjścia to nie poradzę. Dwie minuty do strzału, speaker wydziera się poganiając spóźnialskich i wyganiając postronnych... Nagle - JEST!!! Marysia, głośno krzycząc i wymachując rękoma, stara się przedrzeć do mnie z drugiej strony ulicy, bo tam właśnie początkowo mnie szukała. Ufff... Udało się :)))



Ech, ten start!!!... Niemal 5 tysięcy człowieków ruszyło jak Armia Czerwona do boju... No - może nie było okrzyku "urrraaaa!!!", ale i tak było bojowo ;) Oj, ciężko było rozpędzić się w tej dżungli nóg. Nad głowami zaś huczał wirnik helikoptera, wzniecając podmuchy lodowatej wichury zatykającej oddech. "O rety!... To prawie jak czas apokalipsy!!!" - krzyknąłem. Potem krzyknąłem drugi raz jak zerknąłem na zegarek - "5:33??!!!... O karwasz!!!... Co to za tempo?!!!"... A tak przyjemnie się biegło, że aż dziwiłem się jak to endorfiny potrafią nieść. A tu proszę - d*pa - żadne endorfiny ino człapanie przeokrutne. No i dałem dyla... Skończyła się truchtu chwila... ;)



Wskoczyłem szybko na swój pułap tempowy 4:35 plus minus 5. Cholerka, ależ to się zapier..nicza. Nie ma że to że tamto! ;) Gdzieś tam na jednym z pierwszych kilometrów wyprzedzam Agnieszkę z naszego Bractwa Biegaczy Zielona Góra. Zamieniamy kilka słów. Aga debiutuje dziś w maratonie. Biegnie bardzo zachowawczo. Próbuję dodać jej otuchy ;) W końcu biega znacznie szybciej ode mnie. Na jakiś czas (jak się potem okazało) zostawiam ją z tyłu.

Pogoda niemal idealna. Świeci słońce, za którym przepadam i jest dość chłodno - choć dla mnie nieco za chłodno. Wolałbym z 5 stopni więcej. Mógłbym wówczas nie zakładać koszulki z długim, tylko lecieć całkiem na krótko. A tak momentami jest mi ciut za zimno, albo ciut za ciepło. No ale nie ma co narzekać. Po kilkudziesięciu minutach biegło mi się wyjątkowo komfortowo. Wpadłem w swój rytm, utrzymywałem dość równe tempo i dopisywał mi humorek ;) No ale pierwsze połówki maratońskie zwykle takie mam - pogodne i niemęczące :)))



Chyba gdzieś w okolicach 10-tego kilometra zrównałem się z Jarkiem Haczykiem. Przez jakiś czas przychodzi nam się co rusz zbliżać i oddalać od siebie - ze wskazaniem na Jarka w przedzie ;) Trochę sobie tam pogawędziliśmy, na ile oddech pozwalał oczywiście. Rozmawiając z Jarkiem kątem oka zauważyłem przed nami znajomą mi postać, biegnącą w takiej samej koszulce jak ja. No tak!!! Zgrzecho!!! A to skubaniec! W Rakoniewicach mówił, że nie da rady przyjechać do Poznania. A tu proszę :))) Po głośnym i radosnym przywitaniu biegniemy dalej w trójkę. Tuż przed nami zaś stałą odległość i równe tempo utrzymują ArtekP i PiotrS. ;)



Przez chwilę zagaduję się z Grzesiem. Jarek gdzieś znika. Gadamy sobie tak i biegniemy. Biegniemy i gadamy. Aż tu nagle zauważam, że ja nie mówię do Grzesia, tylko do... Agnieszki!!!... O kurcze!!... Ależ zaskoczenie, bo nie spostrzegłem kiedy i jak??!!! Bezmyślnie (dosłownie) palnąłem: "Nieźle pani posuwa!"... I ugryzłem się w język, bo zabrzmiało co najmniej głupio i mogło budzić niezamierzone skojarzenia (lepsze byłoby już słowo "zasuwa")... Długo nie musiałem czekać. Wkrótce padło głośnie i groźnie brzmiące - "SŁUCHAM??!!!" Uszy mnie zwiędły jak suszone śliwki... Wewnętrznie zacząłem się przygotowywać do odebrania riposty i wiedziałem, że będzie bolało. Oczywiście, mogłem jeszcze salwować się ucieczką. Tyle, że Aga - jak już wspominałem - była szybsza ode mnie. Dłużej to piszę niż trwało w rzeczywistości, bo wnet okazało się, że moja Siostra z Bractwa była bardziej elokwentna ode mnie i zaraz dorzuciła: "Co za PANI???!!!"... Uff... kamień z serca... "Oj tam oj tam... żarcik taki!" odparłem z najbardziej anielskim uśmiechem jaki udało mi się wykonać :D



I tak to to zniknął gdzieś Grzesiu, a znowu pojawił się Jarek. Zaś biegliśmy w trójkę - razem z Agą. A przed nami niezmiennie Artek z Piotrem. Lubię takie chwile właśnie i za to najbardziej uwielbiam maratony. Za te spotkania na trasie, za ten czasem drobny uśmiech, czy słów kilka. I choć każde z nas biegnie z osobna, dla własnego celu i marzenia, to jednak są momenty, kiedy ten cel staje się jakby wspólny i nadrzędny dla wszystkich. To radość z biegania, z pasji, która nas łączy i tutaj teraz przygnała :)))



Wkrótce kończy się pierwsze 20-kilometrowe okrążenie. Ten podbieg na Baraniaka, niby nie taki stromy, jednak ze względu na długość daje trochę po nóziach. Oj będzie bolało po kolejnej pętelce, będzie na bank! Ale póki co siły jeszcze są i tempo nadal utrzymuje się w normie. Nie jest to już jednak ta świeżość, co zaraz po starcie. Jak to kiedyś powiedział jeden z komentatorów - "Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku, jak dawniej" :))

Na 26-tym kilometrze widzę uśmiechniętą Agnieszkę Golak z aparatem. Uwaga!! - celuje we mnie. "Keep smiling" - próbuję pokazać luzaczka, choć on już bardziej na sztywniaczka wygląda ;) Kolejne koloski biegnę już coraz bardziej samotnie. Po 28-mym tempo zaczyna mi nieco spadać, o jakieś 5 sekund. Niby nie dużo, a jednak odczuwalnie. Na 32-gim dopada mnie mały kryzys i zwalniam jeszcze bardziej, do 5 min/km. Ale to chyba wina małego podbiegu i... dużego już zmęczenia ;) Po kolejnych trzech kilometrach mam wrażenie, że powłóczę już nogami - jakby to Marysia barwnie ujęła - jak stara chabeta.

Wszystko to jednak nic w porównaniu z tym co czeka mnie na 41 km na Baraniaka. Tu skończył się "lot motyla"... wróciła truchtu chwila... Oj, com ja tam do się gadał, com się naklął pod nosem - nie nadaje się do druku... Walka z bólem nóg była niewyobrażalna. Byłem o milimetry od zatrzymania. Tempo spadło do 5:28 - niemal startowego ;) Ale... chłopaki nie płaczą... Walcz duduś, walcz!!! Póki jeszcze nie ma tego, co widziałeś onegdaj na jednym ze zdjęć w necie, zatytuowanym "zes*aj się a nie daj się!" - nie jest źle!!! Zresztą, czy ktoś obiecywał, że będzie lekko??... ;)


I udało się! Wreszcie meta!! Choć czas końcowy nie jest może tym, o czym marzyłem, to jednak pokonanie całego dystansu bez zatrzymywania się, bez przejścia do marszu było mi bardzo potrzebne. Cieszę się, naprawdę bardzo się cieszę, że udało mi się tego dokonać. A czas? Cóż... jeszcze nie jeden maraton przede mną - mam nadzieję ;)



A największym zaskoczeniem tego dnia był dla mnie fakt, że w niespełna pół godziny po dotarciu do mety nie czułem juz absolutnie żadnego zmęczenia. Nóżki miałem jak nowe i nie mogłem pojąć, jak one mogły mnie tak boleć na przedostatnim kilometrze :))) W domku sobie pogadamy... człapaki jedne!... ;)

* * *


Lubię ten Maraton. Bardzo. Za to, że czuję się tu wyjątkowo dobrze. Czuję, że jestem tu jako biegacz mile widziany, przyjmowany z niekłamaną gościnnością i radością. Lubię Go za najlepszych w kraju kibiców, za wspaniałe kapele na trasie - w tym roku najbardziej w pamięci zapadł mi PatiBlues i pani Wiesia z akordeonem, choć i inni dawali ostro czadu! :)) Lubię, bo jest największy i mam tu najbliżej od siebie ;) No i pogoda zwykle dopisuje - za to też Go lubię :P

Do zobaczenia za rok!! :)



Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Gulunek (2011-11-13,20:28): Do zobaczenia :)
Henryk W. (2011-11-13,21:03): Darek,z przyjemnością się ogląda Twoje fotki z tras, zawsze radosny, imponujesz mi:)
michu77 (2011-11-13,21:31): ...a ja w tym roku w roli kibica, odpowiednio na 13 i 34km ;-)))
snipster (2011-11-13,22:54): Ach ten Poznań :) Walczyłeś jak LEW... niekoniecznie z Pocahontas ;)
mamusiajakubaijasia (2011-11-14,05:42): Ja po Wrocławiu też się bałam Warszawy. A tymczasem to, co mnie w Warszawie spotkało, to była sama przyjemność biegu. Frajda, jakiej dawno nie doświadczyłam w czasie maratonu:)......Darku, relacja, jak zawsze, wspaniała:)
Marysieńka (2011-11-14,07:02): A powiadają, że do trzech razy sztuka...w moim przypadku to guzik prawda...i jeszcze jedno, już nigdy nie jadę do Poznania:)))Raz jeszcze wielkie gratki:))
ineczka16 (2011-11-14,07:29): No - nareszcie wyczekiwana foto-relacja z Poznania :) fakt - długo musieliśmy czekać, ale wspomnienia piękne i ciekawie napisane (jak zawsze)... Cieszę się, że lubisz "moje" miasto. No i zaskoczyłeś mnie tym pierwszym zdjęciem, ale jak przed startem, to przed startem... :P Pozdrawiam :):) :) i do zobaczenia na wiosennej połówce!
ineczka16 (2011-11-14,07:31): Do Marysieńki: nigdy nie mów nigdy :) Pozdrawiam
gerappa Poznań (2011-11-14,07:50): Gratuluję udanego startu! Życzmy sobie jeszcze wielu takich!
Truskawa (2011-11-14,08:32): 5.33 co to za tempo.. to moje tempo w Poznaniu! :))) Niektórzy tak biegją. :))) Relacja jak zwykle. Lubię czytać to co piszesz. I oglądać zdjęcia też. Tak już przy okazji.. jakie Ty masz opalone nogi!! :))
miriano (2011-11-14,09:46): Rewelacyjna relacja . Nie było mnie tam , czytając to czuję się jakbym tam był :)))
agawa (2011-11-14,09:46): Rzeczywiście, nóżki super opalone :)))
dario_7 (2011-11-14,09:59): Marku, mam nadzieję! ;))
dario_7 (2011-11-14,10:02): Heniu, cieszę się :))) Te uśmiechnięte w przeważającej większości z pierwszej połówki są ;) Po trzydziestym mniej mi już było do śmiechu :P
dario_7 (2011-11-14,10:03): Michale, ja w zeszłym roku za kibica robiłem - i "napykałem" wówczas też ładnych kilka kilometrów, gdyż nosiło mnie po całej trasie ;)))
dario_7 (2011-11-14,10:05): Tak Snipi, ten przedostatni kilometr to była prawdziwa walka, nie da się ukryć. Choć bardziej bym do tygryska się przyrównał :)))
dario_7 (2011-11-14,10:07): Gaba, wynika z tego, że od czasu do czasu taki Wrocław też jest nam potrzebny ;))
dario_7 (2011-11-14,10:10): Marysieńko Ognistowłosa!!! Do trzech razy to jest dla zwykłych przeciętniaków :))) W przyszłym roku pobiegniemy w Poznaniu razem - obiecuję!!! :D
dario_7 (2011-11-14,10:13): Paula, cieszę się bardzo, że aż dwa razy (w sobotę i niedzielę) udało się nam spotkać w takim tłumie i zamienić słówko ;))) A takiej fajne fotki sprzed startu po prostu nie mogłem sobie odmówić i musiałem wstawić :P
dario_7 (2011-11-14,10:15): Agnieszko, dzięki wielkie i masz rację - nie mam nic przeciwko takim życzeniom ;))
dario_7 (2011-11-14,10:22): Iza, każde z nas biega swoim tempem oczywiście i mam nadzieję, że się nie gniewasz :))) Na pocieszenie mogę powiedzieć ino, że czołówka światowa biega poniżej 3 min/km, co jest zarówno dla mnie, jak i pewnie dla Ciebie czystą abstrakcją (ja jak zewrę mocno pośladki, to potrafię 100-metrową przebieżkę tak zrobić... i dętka ;) ... Natomiast co do nóżek - nie tylko one takie opalone! :P ... W ogóle jakiś ciemny jestem nieco... kurde... ;)
dario_7 (2011-11-14,10:23): Aga, to jeszcze po Wrocku!... :)))
dario_7 (2011-11-14,10:24): Mirku, polecam Ci ten maraton!!! Warto tam być! :)))
miriano (2011-11-14,11:40): Przecież wiesz że maratonów nie biegam nie są dla mnie może kiedyś pewnie tak .
dario_7 (2011-11-14,11:45): No to może połóweczka na wiosnę Mirku?? :))
Truskawa (2011-11-14,11:47): Nie potrafiłabym się na Ciebie obrazić. :))) I ja sobie żartowałam. Przecież dobrze wiem jak biegasz. :))
Rufi (2011-11-14,12:17): a mnie za rok też nie będzie najprawdopodobniej :-)...nie przeczytałam - jak mi ból mojej tegorocznej nieobecności przejdzie....
dario_7 (2011-11-14,17:06): Iza, no jasne - przecież wiem :)))
dario_7 (2011-11-14,17:07): No mam nadzieję Wiesiu! :))) I wielkie dzięki za doping na ostatnim kaemie - tego mi wówczas trzeba było!!! :)))
dario_7 (2011-11-14,17:08): Elu, głowa do góry... czas leczy rany - jak powiadają ;))) Do zobaczyska w przyszłym roku w Poznaniu! :D
miriano (2011-11-15,09:25): Darek połóweczka startowa jest planowana jedna w każdym miesiącu do wiosny
Hepatica (2011-11-15,12:24): :) Że sie powtórzę:))). Relacja suuuuuperowa:))). A co do Maratonu Poznańskiego, to przyznaje, ze darze tę impreze ogromną sympatią i wysoko cenie. Jednak po tegorocznej Wa-wie musze przyznać, że wyżej oceniam Stolycę:))) i w niej tez upatruje wieksze mozliwości rozwoju... i w przyszłości wizytówkę maratońską w kraju.
dario_7 (2011-11-15,12:33): Dzięki Krysiu! :)) Jeśli tak się stanie jak piszesz, to tylko z pożytkiem dla nas wszystkich :))) Jest konkurencja, jest walka o wyższe standardy - I O TO BIEGA! :)))
jarek1209 (2011-11-17,13:40): Darku, jakoś tak fajnie z Tobą pokonywało się te kilometry (zresztą nie po raz pierwszy). Wspomnienia wróciły :) Dzięki :)
dario_7 (2011-11-17,13:47): Jarku, to ja dziękuję za wspólny bieg i chwilę rozmowy. Miło było Cię spotkać znowu na trasie... :)))
Krzysiek_biega (2011-11-17,14:19): Ja chciałbym zwrócić uwagę że bardzo fajnie i ekonomicznie stawiasz krok uderzając śródstopem o podłoże. Mógłbyś zaistnieć w naszej elicie gdybyś się postarał:)
golon (2011-11-17,17:14): Dario słyszysz musisz się postarać i zaistniejesz w naszej elicie biegaczy ! mówiłem Ci u Ciebie rytmy Dario rytmy i będzie coraz lepiej :)
dario_7 (2011-11-18,09:29): Krzysiu, no to mnie podbudowałeś bardzo, bo zawsze myślałem, że człapię jak kaczor... ;) Z tym staraniem, to nie wiem czy mi życia wystarczy, bo 10 lat zajęła mi nauka kroku - hahaha!!!... :))) A tak na poważnie to brak mi chyba takiego zacięcia, jakie np. ma Marysia... ;)
dario_7 (2011-11-18,09:34): Ech Mati, rytmy... rytmy... - tak je "kocham" jak robienie brzuszków (wcale ich nie robię) ;)) Dlaczego to musi tak boleć???... :))) Poza tym to ja już kiedyś mówiłem, że może i zaistnieję w elicie... ale jako najstarszy zawodnik... Hahaha!!!... :)))
zgrzecho (2011-11-22,07:50): miło było z Tobą pobiegać, szkoda tylko że tak krótko, niestety biegłeś za szybko, bo na 3:15 dlatego zostawiłem Ciebie z koleżanką ;))
dario_7 (2011-11-22,09:07): Masz rację Grzesiu, niestety za szybko i dlatego potem sporo zwolniłem... Myślałem, że mnie dojdziesz?... ;))
Kedar Letre (2011-11-23,13:47): Co to jest Darku jeden miesiąc. Ja nie mogę się zebrać, żeby Rzeźnika opisać :) Ale idąc Twoim przykładem już niebawem...
dario_7 (2011-11-23,14:03): No właśnie Radziu, narobiłeś smaka tą częścią pierwszą relacji z Rzeźnika i doczekać reszty się nie można... Domyślam się, że wciąż zbierasz materiały??... :)))







 Ostatnio zalogowani
fit_ania
01:12
zby
00:04
Artur z Błonia
22:24
kos 88
21:14
uro69
21:11
Raffaello conti
20:45
Wojciech
20:16
biegacz54
19:57
42.195
19:36
gieel
19:10
entony52
19:03
Pudelek
19:01
kubawsw
18:52
makwi
18:41
Namor 13
18:23
Mirek73
18:03
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |