Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [126]  PRZYJAC. [286]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
mamusiajakubaijasia
Pamiętnik internetowy
"Byle idiota pokona kryzys; to co cię wykańcza, to codzienna harówka" - Antoni Czechow

Gabriela Kucharska
Urodzony: 1972-08-26
Miejsce zamieszkania: Rudawa / Kraków
410 / 580


2011-10-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Poznań jest pięknym miastem... (czytano: 714 razy)

 

Jak zapewne daje się zauważyć, ostatnio mam mało czasu.
Mało, ale to dobrze:)
Coś za coś, jak to mówią...

Wiem, że pisanie o maratonie poznańskim dzisiaj, jest niezłym odpałem, ale ja po prostu chcę o nim napisać, bo jak tego nie zrobię, to...rozsadzi mnie normalnie ;)

Zaczęło się w piątek.
Pociągiem do Katowic, stamtąd zabiera mnie Iza i razem jedziemy do Poznania.
I w tym miejscu muszę napisać głośno i wyraźnie: Jeżeli ktoś czuje się niedopieszczony i niedowartościowany, a także potrzebuje czułej, troskliwej opieki, niech jedzie z Izą na jakiś bieg. Najlepiej daleki. To, co ta kobieta robi w drodze, przechodzi ludzkie pojęcie; termos z kawą, ciasto, kubeczki, talerzyki, "Gaba kupiłam Ci wodę", jabłka.... a w dodatku konwersacja - spokojna (choć tematy nie są najłatwiejsze), bez gejzerów elokwencji (obydwie wiemy, że jesteśmy inteligentne i nie musimy się przed sobą popisywać. A to jest bardzo cenne. Niewiele jest takich osób, Iza do nich należy).

W środku nocy docieram do Szmajchela, który czekając na mnie nie poszedł spać - i to jest OGROMNIE miłe:) Chwila pogawędki i idziemy spać.
Ja ląduję na monstrualnych rozmiarów łożu z jakimś młodzianem (zapomniałam jego imienia, a był naprawdę miły).
To, co napisałam powyżej jest dwuznacznie, i zrobiłam tak celowo.
Tak naprawdę to spaliśmy na wielkim narożniku składającym się z dwóch wersalek i dzieliły nas jakieś dwa metry odległości, ale zabrzmiało ciekawie - hehe:)

Rano doznaję szoku. Szmajchel mianowicie zakłada spodnie i leci do piekarni po bułki!!! LECI DO PIEKARNI PO BUŁKI!!!
Nie wiedziałam, że tacy faceci istnieją ;)
W międzyczasie tak zwanym poznają Monikę - miłość "biegacza bułkowego" i zapadamy w przyjazna konwersację:)
Monika pyta, jakie mam plany na dzisiaj, ja - zgodnie z prawdą - mówię jej, że postanowiłam skorzystać z tego, że do Poznania przyjechałam dzień wcześniej i chce to miasto po prostu zwiedzić. Wiem, że chcę iść do katedry (no cóż...miejsce Chrztu Mieszka I ogromnie działało mi zawsze na wyobraźnię, a ponadto odkąd zobaczyłam w albumie Adama Bujaka zdjęcie Złotej Kaplicy, stwierdziłam, że przed śmiercią MUSZĘ ją zobaczyć. MUSZĘ i JUŻ!
Wiem, że chcę też zjeść prawdziwego rogala marcińskiego, a poza tym czasu mam sporo, więc na pewno zdążę z wszystkimi pomysłami, które zachcą mi wpaść do głowy.
Monika sugeruje, żebym broń Boże nie zapomniała o wielkim, pięknym, barokowym kościele w centrum.
Obiecuję, że nie zapomnę.

Jeszcze tylko dopytuję się, jak wydostać się z ich osiedla w kierunku katedry, i....Szmajchel leci na Arenę do pracy, Monika na uczelnię, ja dostaję do ręki klucz do mieszkania i hasło do domofonu, i..... cisza.
Jeszcze herbata na drogę, i ja też wychodzę.
Idę do tramwaju, bo ta katedra i Złota Kaplica wołają mnie wielkim głosem, i pewnie dotarłabym tam szybciutko gdyby nie...Krysia Ertel:)
Nie, nie spotkałam jej pod blokiem naszych młodzianków, ale...czytałam ostatnio wpis w jej blogu dotyczący czerwonych paznokci.
No i wpadłam, co tu dużo mówić.
Po prostu nie mogłam ominąć tego gabinetu; weszłam i wyszłam z obłędnymi czerwonymi paznokciami. Poczułam się zabójczo:)))

A potem już prościuteńko do katedry.
Złota kaplica rzeczywiście niezwykła.
Jest kilka takich pomieszczeń sakralnych w Polsce, które pozbawiają mnie tchu; to Kaplica Świętokrzyska i Kaplica Królowej Zofii w Katedrze Wawelskiej, Kaplica Trójcy Świętej na zamku z Lublinie i Złota Kaplica właśnie.
Czy da się nie wierzyć będąc w takim miejscu?
Może się i da, ale ja nie potrafię. Miałam poważny problem z opuszczeniem tego miejsca.
A chciałam jeszcze iść do krypty, i nie żałuję, że poszłam. Może to i egzaltowane, ale kiedy zobaczyłam ruiny baptysterium, w którym przyjął chrzest Mieszko I, poczułam, że to właśnie jest Polska.
I wiem, bo nie jestem naiwną czwartoklasistką, że ten chrzest Polan to było zagranie polityczne, i wiem, czemu to się stało, i wiem, jakimi okrutnikami byli i Mieszko I i jego syn Bolesław Chrobry - okrutnicy bez cienia litości, a jednak...zadziałało jak niewiele dotychczas odwiedzonych miejsc.

A potem udałam się na Rynek (kupując po drodze rogala marcińskiego. A kupiłam go w starannie wybranej cukierni - zwyciężczyni w ubiegłorocznym rankingu na najlepszego rogala. I wiecie co? Rozczarowałam się. W rogalu poza masą z białego maku nie było nic! Ani rodzyneczki, ani orzeszka, ani figi, że o daktylu nie wspomnę:( A posypka z arachidów (nie znoszę arachidów na słodko) była ostatecznie dobijająca:( Na szczęście gołębie na Rynku nie były aż tak wymagające jak ja, i połowę mego rogala zjadły w oka mgnieniu).Potem skierowałam swoje kroki do Informacji Turystycznej.
Podeszłam do miłego, młodego człowieka, uśmiechnęłam się czarująco i powiedziałam, co następuje: "Proszę Pana, jestem tu pierwszy raz, i nie wiem, co powinnam, i co warto zobaczyć. W katedrze już byłam, i rogala już zjadłam".
Pan uśmiechnął się ciepło i powiedział, że jeżeli byłam już w Katedrze, to najważniejsze już zobaczyłam, po czym wziął plan Poznania i zaznaczył mi na nim miejsca warte odwiedzenia, pokrótce opowiadając mi o każdym z nich.
Podziękowałam i ruszyłam na łowy.

Najpierw muzeum starych instrumentów. Bardzo, bardzo fajne miejsce z uroczymi paniami pilnującymi ekspozycji.

Potem Ratusz.
I kiedy byłam w tym Ratuszu, pożałowałam, że nie ma tam ze mną mojej siostry, bo ona autentycznie by się nim zachwyciła. Pewnie znowu "obgryzałaby paznokcie wszystkim świętym", ale nie ma to znaczenia. W tym przypadku sama miałam na to ochotę.
Pomieszczenia Ratusza są zachwycające.
A sklepienie sali, w której obradowano, spowodowało, że po prostu siadłam sobie po turecku na podłodze i gapiłam się w sufit.
Niezwykle piękna rzecz, ale nawet nie w tym clou.
Tak patrzyłam na to renesansowe sklepienie, i patrząc na nie uświadomiłam sobie, że to, co teraz wydaje nam się oczywiste i doskonale znane, tych pięćset lat temu wcale takim nie było.
Kiedy na suficie widzi się elefanta, leoparda, nosorożca, i feniksa - a wszystkie one są jednakowo egzotyczne, realne i totalnie nierealne zarazem, to wtedy człowiek uświadamia sobie, jak bardzo nam się świat skurczył.

Potem spacer po Rynku i oglądanie kamienic, potem odwiedziny w kościele oo. Franciszkanów (a swoją drogą, to estetyka wyznawana przez polskich franciszkanów zawsze mnie zniewalała;). Celowo nie użyje słowa "kiczowata", ale nie użyje go tylko dlatego, że nie wypada;)
Nawet kościół Franciszkanów w Krakowie nie powoduje mego szczękościsku tylko dlatego, że tam właśnie jest witraż "Bóg Ojciec stwarzający Świat", a poza tym, ja w ogóle bezkrytycznie uwielbiam Wyspiańskiego.), potem makieta średniowiecznego Poznania z efektami świetlnymi i dźwiękowymi, i polecany mi przez Monikę (i przez pana z informacji również "wielki, piękny, barokowy kościół", który okazał się być farą. I rzeczywiście jest: wielki, piękny i barokowy:)

A potem poszłam na kawę:)
Knajpkę wybrałam starannie, a kryterium było tylko jedno w zasadzie: miała mieć miły wystrój (co jakby oczywiste) i wygodne miejsce do siedzenia i stolik na odpowiedniej wysokości. W końcu nie szłam tam tylko po to, by zwilżyć usta. Tak naprawdę, to chciałam dopracować sobie to, co miałam do powiedzenia na wieczornym spotkaniu MaratonyPolskie.PL TEAM.

Potem jeszcze Zamek i kościół Dominikanów, pomnik Krzyży Poznańskich i już udałam się w kierunku Areny w nadziei spotkania Admina.
A ponieważ, jak wiadomo, nadzieja jest matką naszą, więc też i tym razem okazało się, że Michał kwadrans wcześniej pojechał na Maltę. No, żeby to wciórności!

Ale...nie ma tego złego.
Pogadałam chwileczkę z Kamilem, ze Szmajchelem, ze spotykanymi znajomymi, i wychodząc już z Areny wpadłam na Wiesia, który zaproponował mi zawiezienie do "Muszynianki". Tego nie trzeba mi było dwa razy powtarzać:)

Jeszcze chwila pogawędki z Jerzym Skarżyńskim i jego żoną, a była to konwersacja, która mocno dała mi do myślenia.

- Jak jutro biegniesz, Gaba? Walczysz, czy po prostu na ukończenie?
- Nie biegnę jutro:)
- Jak to nie biegniesz? Masz kontuzję?
- Nie, po prostu nie biegnę i tyle.
- Jak to nie biegniesz, przecież ty ZAWSZE biegasz?!

No i tu mnie zagiął, bo ja chyba rzeczywiście ZAWSZE biegam:)
Tyle, że dotychczas jakoś nie zdawałam sobie z tego sprawy.
A przy okazji...Jerzy nie był jedyną osobą, która zareagowała w ten sposób:))

No i przyszedł czas jazdy na Maltę, a tam na udanie się do Muszynianki:)
Może to niemądre, ale bardzo, ale to bardzo lubię te doroczne spotkania w tej knajpie. Takie miłe, grzeczne, przy makaronie, herbacie i JEDNYM piwie - dla mnie mają nieodparty urok.
I tym razem nie było inaczej:)
Dziewczyny (i Piotrek Kotkowski) stanęły na wysokości zadania i na stole wylądowały przepyszne ciasta, żelki i ptasie mleczko (to Szymek), a my zajęliśmy się konsumpcją i konwersacją.
I fajnie było, i miło...
I cały czas dołączał do nas ktoś nowy i dawno niewidziany, i każdego ze świeżo przybyłych witaliśmy radosną wrzawą i oklaskami, i...rodzinnie tak jakoś było. Jak zawsze?
(Na marginesie...kiedy wracałam na swoje miejsce za stołem z talerzem pełnym makaronu, okazało się, że Tytus jest erotomanem praktykiem, a nie, jak sądziłam wcześniej, erotomanem-gawędziarzem ;)

A potem nastąpiło moje expose.
Zaczęłam zdaniem, które wywołało żywiołowe oklaski. A mianowicie:
Kochani, chciałam wam powiedzieć, że Poznań jest pięknym miastem.
A potem poszło już górki.
Jeszcze objaśniłam Wiesiowi "nowe zasady przyjmowania na członka" (na szczęście siedział tyłem do mnie, bo gdyby siedział przodem, chyba padłabym ze wstydu).
A potem już przedstawiłam swoja wizję działania TEAM`u w czasie najbliższego roku (czyli wtedy, kiedy to ja będę koordynować jego działania).
Głosów sprzeciwu nie było, natomiast nowa formuła Mistrzostw wywołała ożywioną dyskusję.

A czas, jak to czas, płynął nieubłaganie...
Jeszcze tylko krótka, kameralna pogawędka z Małgosią Sobańską i jej mężem, i czas był już kończyć...

Telefon od Michała, który prosi, bym przyszła do niego do domków z drugiej strony Malty, i wyraźnie ŻĄDANIE, żebym nie szła tam sama, tylko, żeby mnie ktoś odprowadził albo odwiózł. Wiesiu ochoczo proponuje mi podwiezienie, a ja czuje się jakoś tak...fajnie?
Ktoś troszczy się, żebym nie chodziła sama po nocy.
Miłe, choć na dłuższą metę pewnie byłoby to mocno ograniczające.

Docieram na drugą stronę Malty i wskakuję Michałowi do auta.
I wreszcie jest okazja, by pogadać (a ostatnio taka okazja była w Kokotku, więc chwilkę temu).
Siedzimy, gadamy, po czym Michał mówi, że powinniśmy podjechać nad sam brzeg jeziora - wtedy wyglądalibyśmy w tym aucie już zupełnie jednoznacznie:)
Więc zaczynamy radośnie rechotać, wysiadamy, a potem jeszcze szybciej wsiadamy z powrotem - tym razem ze Sławkiem, po drodze zgarniamy Sebastiana, i zawozimy ich do centrum, a potem Michał odwozi mnie do Szmajchela i Moniki. Włazimy na górę, a tam okazuje się, że mój współspacz (tej nocy inny niż poprzedniej) już śpi. Michał chce się wycofać, ale Szmajchel z Moniką nie pozwalaja na to. Siadamy u nich w pokoju i gadamy, rechocąc jawnie z pewnego mojego powiedzenia dotyczącego demokracji:)))
Szmajchel robi dzbanek herbaty z cytryną, wypijamy po dwa kubki, i Michał wraca do siebie, a my konwersujemy jeszcze chwilkę, po czym też udajemy się spać.
Szmajchel jutro biegnie. Treningowo - 28 kilometrów, ale jednak biegnie.
Ja też jestem nielicho zmęczona.

Zapadam w poduszkę i w sen....













Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


agawa (2011-10-31,22:28): Gaba rzeczywiście Ty zawsze biegłaś.Mnie chyba nie chciało się jechać do Poznania i nie przebiec.
jacdzi (2011-10-31,22:34): Kurcze Gaba, tyle sie działo ze cały miesiąc można tym obdzielic, a nie krociutki weekend! Czerwone pazurki, złote sklepienie,..., ale to loże i mlodzian no i bieganie. Sił było dość, świeże bułeczki swoje zrobiły. Ale w Poznaniu jeść należy rogale a nie bułeczki. Przyszłym razem pamiętaj.
Truskawa (2011-10-31,23:08): W takim razie dobrze zrobiłam nie dzwoniąc w sobotę rano zeby Cię wyciągnąć do Rosnowka. A takie Ci to myśli łaziły mi po głowie. Pamiętałam jednak, że chciałaś oglądać.. to i dobrze, że pooglądałaś. :) Fajnie było Gaba. Dzięki za towarzystwo, a wiem że to było niełatwe w drodze powrotnej. :)
Rufi (2011-11-02,07:34): Ach, Gaba. Co takiego Ty masz w sobie :-)...co do bułek to tak - istnieja tacy faceci. Mój mąż na przykład :-)...i jeszcze te paznokcie: w czerwonych paznokciach do katedry????...i to jeszcze świeżo zrobionych!
adamus (2011-11-02,11:36): Ja tam wolę Wrocław!!! Nie mając przy tym nic do Poznania....
mamusiajakubaijasia (2011-11-02,15:37): Elu, nic takiego nie mam w sobie:) Bułki nie były specjalnie dla mnie, tylko w ogóle. A poza wszystkim innym, ja tych bułek nie jadłam (robiłam sobie miejsce na rogala) :)
mamusiajakubaijasia (2011-11-02,15:42): Iza, nie przesadzaj. Top był fajny powrót, a poszukiwanie mleka, tudzież zjazdu z obwodnicy przyprawiło mnie o dobry humor. Nawet bardzo:)
mamusiajakubaijasia (2011-11-02,15:44): Ja, Mireczku, Breslau über alles:)







 Ostatnio zalogowani
pvlpl
09:35
Jarosław Szajewski
09:32
Hari
09:27
OSiR Władysławowo
09:26
lotnik
09:22
marswi60
09:16
piero
09:00
platat
08:53
Raffaello conti
08:38
anielskooki
08:09
GriszaW70
07:17
42.195
07:15
maratonczyk
04:43
Mazurek
01:43
szalas
00:46
andreas07
23:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |