2011-10-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Tydzień maratoński… bez maratonu? (czytano: 508 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.mmpoznan.pl/389934/2011/10/15/pobiegli-wokol-malty-po-sniadanie-zdjecia?category=sport
2 lata temu biegłem, rok temu biegłem, a teraz… starałem się zrobić wszystko, żeby nie pobiec. Co wcale nie było takie proste.
Zmęczony po maratonie w Warszawie, nie mając zupełnie ochoty na bieganie, postanowiłem zakończyć sezon i zrobić sobie 2-3 tygodniowe roztrenowanie. Jeszcze tylko dyszka w Rakoniewicach, skoro już byłem umówiony z Kamilą i Piotrkiem na wspólny wyjazd i koniec. Zresztą średnio udany start tylko utwierdził mnie w mojej decyzji. Rok temu, tydzień po maratonie poprawiałem życiówkę na 10km, a teraz... dupa.
To znaczy, i tak wynik był lepszy od zeszłorocznej życiówki, niemniej daleki od oczekiwań ;(
No i roztrenowanie… tylko jak tu odpocząć od biegania, jak zapomnieć od bieganiu, skoro w moim mieście, zaledwie kilka kilometrów od chaty, przebiega trasa Maratonu Poznańskiego.
Odetchnąłem z ulgą dopiero, gdy zakończyły się zapisy. Teraz już nie ma szans, by wziąć udział w tym biegu. Nie na długo jednak. Kolega Michał zaproponował mi odstąpienie swojego numeru startowego zupełnie za free, bo podobno się rozchorował. Ostatkiem silnej woli – odmówiłem. Jak się okazało później, kolega był zmuszony pobiec, nie chcąc by numer startowy się zmarnował, a przy tym pomógł w dobiegnięciu do mety pewnej biegaczce, o czym mogliśmy się przekonać z wpisu na jej blogu, umieszczonym na głównej stronie tego portalu.
A jak wyglądał mój weekend maratoński? Jak na osobę mającą przerwę od biegania, zaskakująco aktywnie. Najpierw bieg śniadaniowy nad Maltą. Skoro umówiliśmy się na klubowe spotkanie w przededniu maratonu, to wypadało się pojawić. Później nie wytrzymałem, i wieczorkiem wybrałem się na Expo do Areny. Spotkałem kilka znajomych osób, pogadałem chwilę z Matim, zwiedziłem stoiska… No i niedziela. Początkowo był plan, żeby pojawić się przy trasie dosłownie na kilka minut, zobaczyć czołówkę biegu i wrócić na drugie śniadanie do chaty. Plan oczywiście nie wypalił. Utknąłem przy wbiegu na Drogę Dębińską – odcinek trasy maratonu najbliżej Lubonia – na bite 4 godziny. Najpierw pojawił się Cosmas Kyewa z pacemakerem, którym był aktualny mistrz Polski maratonie, a później… coraz to większa rzeka biegaczy, w tym wielu znajomych z tras biegowych z całej niemalże Polski. Aż żal było się stamtąd ruszać. Maraton oglądany z pozycji kibica, to jednak zupełnie inne wrażenia. Chyba do tej pory niezupełnie zdawałem sobie sprawę, jak wielu naprawdę sympatycznych i ciekawych ludzi, zdołałem poznać w ciągu tych paru już lat biegania. To taki dodatkowy bonus, do tej całej mojej przygody z bieganiem. Zresztą kilku znajomych z innych, tych pozabiegowych ścieżek, też widziałem na trasie. W zasadzie całkiem udana niedziela! ;-)))
Fotka z Biegu Śniadaniowego autorstwa K.Lipińskiego
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |