Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [8]  PRZYJAC. [196]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
dario_7
Pamiętnik internetowy
It's My Life...

Dariusz Duda
Urodzony: 1962-04-09
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
144 / 188


2011-09-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Świebodzińska 10-tka Reaktywacja, czyli siara i wszystko jasne ;) (czytano: 665 razy)

 

Tego startu miało nie być. Po Wrocku podłapałem przeziębienie i męczył mnie lekki kaszel oraz ogólne osłabienie. Okropnie mi się biegało. Dwa - trzy kilometry i czułem, że tlenu mi brakuje. Zaczynały boleć nogi, a ich właściciel wpadał coraz bardziej w permanentny stan przygnębienia. Do tego nadal łupało mnie w kręgosłupie. Myślałem, że wytrzęsę te bóle na maratonie, ale ni chu chu... Można powiedzieć: sport to zdrowie - ja cierpię dolę! ;)

Żeby tego wszystkiego było mało zepsuł mi się samochód i jestem uziemiony. Dopiero teraz odczułem jak bardzo może go brakować do pełnej wolności. Lubiłem wpadać na szalone pomysły, spakować się w 10 minut, wsiąść w auto i pojechać gdzieś sobie na trening w nowe miejsce. A tak? - diupa!... I to był chyba gwóźdź, co mnie dobił. Wlazłem do wyrka, obłożyłem się wszystkim co było w domu do pożarcia, włączyłem TV i wcarwiająco beznamiętnie jąłem wpatrywać się w nicość.



Obudził mnie w niedzielę "rano" telefon od Snipiego. "Jedziesz do Świebodzina?" - zapytał. "Nie jadę, źle się czuję" - odburknąłem. Za chwilę przyszedł SMS. Od Marysi. Że jak nie mam czym przyjechać, to może po mnie zajechać. "Nie jadę" - odpisałem. "To ja też nie jadę" - odpisała i zapadła cisza jak fiks... Mijały sekundy, minuty, minęła chyba godzina nawet... Wpadałem w studnię bez dna. Robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Już ledwo było widać światło u jej szczytu. Aż tu nagle... BUUUMMM!!!... WIADRO!!! W ŁEB!!!... Znaczy Marysia zadzwoniła - "Jestem pod Biedronką, czekam 10 minut!"

Początkowo myślałem, że to sen. Jednak głos w słuchawce nie przestawał szczebiotać ;) Przełączyłem więc swoje ruchy na "speed x 4" i z małym plecaczkiem pognałem wnet na parking. Na przywitanie powiedziałem tylko - "Biegać nie będę, najwyżej pocykam fotki". Przed wyjazdem zadzwoniliśmy jeszcze do Snipiego, ale okazało się, że jest już w drodze. Pojechał PKS-em.



Dziwne, ale jak już dojechaliśmy do Rio de Świebodzineiro, to jakoś tak zapomniałem o tym, co wcześniej mówiłem i karnie poszedłem zapisać się do biegu. I nie mam pojęcia, skąd w takim małym plecaczku, prócz wielkiego aparatu, zmieściły się jeszcze moje buciki i strój startowy? :P

Śmiechu było co niemiara, bo zaparkował obok nas Edziu z bratem. A on to ma gadane!!! :))) Wkrótce pojawił się też Snipi. Zaczęły się przygotowania do biegu. Łyknąłem sobie fiolkę magnezu, by jakoś stać na nogach. Potem przypomniałem sobie, że porannej kawusi nie zdążyłem wypić. W plecaczku znalazłem jednak, zakupioną na expo w Pile i zachwalaną przez Matiego saszetkę z "mocą szerszenia". "Ma ktoś trochę wody??"... Zawartość trzeba było rozpuścić w szklance wody. Dostałem od Snipiego trochę cytrynowej. Zwykłej nikt nie miał. Oj będzie się działo jak mi tyłeczek rozerwie na trasie. Nie zdążyłem wypić do końca, Edziu podsuwa mi jakieś pudełko - "Masz Darek, maść końska, nasmaruj nogi"... Zrazu zamarłem, bo nigdy nie stosowałem i nie wiedziałem, czy nie zaszkodzi. Ale w końcu tego szerszenia też pierwszy raz przyjąłem, więc czegóż się bać. "Dawaj! Dzisiaj wszystko biorę! Albo mnie to utrzyma w pionie, ale będziecie mnie zbierać, jak zejdę do poziomu"... ;)



Zbliżała się 13-sta. Dzieciaczki kończyły bieganie swoich krótkich dystansów, a my jeszcze krótszą rozgrzewkę. Jako przebieżki wymyśliłem zabawę w "goń rudzielca" i śmiechu było, że hej! :)) Ale żarty żartami. W końcu "nadejszla wiekopomna chwiła" startu. Ruszyliśmy dość mocno z górki, szutrową alejką. O dziwo jakoś biegłem. Po kilkuset metrach dotarliśmy do szosy przy najstarszym na świecie TESCO i chwilę potem skręciliśmy w drogę na Krosno Odrzańskie, by wbiec do Świebodzina od tamtej strony. Pierwsze kilometry - nie powiem, lajcik :))) Było lekko z górki. Szczególnie fajny ten drugi, niemal kilometrowy zbieg w stronę centrum miasta. Jednak zauważyłem, że tabliczki znakujące kilometry były po obu stronach drogi i te po lewej w drugą stronę poobracane. Acha!!... Będziemy tędy wracać! A to oznacza, że ostatnie kilometry już z górki nie będą.



Na pierwszym kilometrze dogoniłem Marysię i od tego czasu trzymaliśmy sztamę. Biegło mi się wyjątkowo nieźle. W miarę żwawe tempo. Bardzo fajna, dobrze oznakowana trasa. Całkowicie zamknięty ruch kołowy na niej. I całkiem sporo kibiców. Wszystkie zażyte wcześniej suplementy i maści działały jak należy - szerszeń dawał moc, a koń kopa! :))) Obawiałem się jednak jak zniosę te ostatnie dwa kilometry pod górkę. Ale okazało się, że było całkiem "spoczes" ;) Na tym długim podbiegu na dziewiątym kaemie rozbroił mnie jeden lekko wczorajszy, ale sympatyczny kibic, który nie do końca trafiając dłonią w dłoń przy próbie klaskania rzucił krótkie "zrófka żyszę!", będąc przy tym śmiertelnie poważnym ;)

Na ostatnim kilometrze ujrzałem... Jezusa (jakkolwiek to nie brzmi - prawdą jest). który wskazał mi drogę do mety. No i Edzia, skurczybyka też zauważyłem przede mną. Jasny gwint!!! Skąd to M60 ma takiego speeda???... Jak go dojść?... Jest niemal na widelcu. Może "dojda"???... Jasne... pomarzyć! ;) Nawet ten mój Jezus ręce rozłożył, jakby chciał potwierdzić słowa Golona - nie ma rytmów, nie ma radochy...



Ale, jak nie Edziu, to jakiś inny cel się znajdzie, z powodu którego można rogala strzelić. Otóż, mimo choróbska i psychicznego dołka w jaki wpadałem, wytrzymałem całą dyszkę bez zadyszki :))) Ba, nawet udało mi się czmychnąć nieco Marysi, choć nie ukrywam, że to ona właśnie była dla mnie szczególnym "dopalaczem" na końcówce (czułem ten oddech na pleckach)... Hehehe... ;))) Zwłaszcza jak na szutrowym finiszu Tomuś krzyczał mi "Goni cię, goni!!! Uciekaj!!!" - byłem pewien, że chodzi o Marysię ;)

No i już niemal skakałem z radości. Wpadałem w uściski euforii na mecie. Cieszyłem się jak dziecko, że dołek zakopany. Aż tu nagle... zaczęły mi się pojawiać nowe demotywatory :/ Najpierw Edziu... Lecę ci ja do niego, gratuluję wspaniałego wyniku i miejsca na pudle w kategorii... A on co???... "Darek, przestań! Ja niedojda jestem!!"... No zatkało mnie. "To w takim razie kto ja jestem?" - zapytałem. "Ty biegasz super super super... A ja jestem niedojda!"... "No ale Edziu, ja przecież za tobą przybiegłem!!!" ;)



Demotywator drugi. Dekoracja zwycięzców. Kategoria K30. Ewunia wchodzi na najwyższe podium. I jest taka smutna, że sam chyba się zaraz rozpłaczę. Po dekoracji podchodzę do niej gratuluję i pytam dlaczego się nie cieszy. "Przestań, taka siara... Zwycięstwo w kategorii, a nie pudło w open"... No tak, to ja w Nowej Soli dostając krasnala za piąte miejsce w kategorii, skakałem pod niebiosa jak Gortat... a tu okazuje się, że... siara... nie - siara to jak pierwsze miejsce... a piąte???... siarowodór???... ;)

Tak mnie to wszystko przybiło na nowo, że po przeczytaniu wczorajszego wpisu raFAUL!-a odstawiłem alkohol... na miesiąc na razie... zooobaczymy... jakie spustoszenia poczyni we mnie brak browara... Jak ja się lubię zadręczać!!!... Masochiko!!!...

No to siara!... Oupss!... znaczy się - nara!!! ;)


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


golon (2011-09-21,15:34): Świetny wpis - widzisz Siła Szerszenia Ci pomogła , a Jezusek potwierdził moje słowa nie ma rytmów nie ma radochy ;)
agawa (2011-09-21,15:38): Nooo ja nie wiem czy to dobry pomysł. Brak browara może równać się braku mocy. Przemyśl to lepiej ;p. Alkohol to najgorszy wróg. Trzeba go lać!!!
agawa (2011-09-21,15:39): A wpis rzeczywiście świetny. Uwielbiam te Twoje dywagacje :)))
dario_7 (2011-09-21,15:44): Ja Mati tak do końca to nie wiem, czy to ta siła szerszenia, czy może woda cytrynowa - Snipi ją chla od jakiegoś czasu i okrutnie przyśpieszył skubaniec ;)))
dario_7 (2011-09-21,15:45): Aga, ja nawet słyszałem, że w mordę go należy lać!!! Taki wredny ten alkohol!! ;)))
dario_7 (2011-09-21,15:46): Aga, uwaga odwzajemniam - uwielbiam Twoje komentarze! :P
snipster (2011-09-21,15:56): Spoczessss siarowodów he he :)
Henryk W. (2011-09-21,18:00): Relacja tak uśmiechnięta jak Ty zawsze.:) Świetnie się czytało.
Truskawa (2011-09-21,18:26): ech.. też chciałabym mieć taką Marychę czasami. :)) Chcesz czy nie chcesz na zawody musisz jechać. :)
Truskawa (2011-09-21,18:28): No i trochę wstyd mi sie zrobiło, bo ja czasami marudzę jak za przeproszeniem te "pudła". :)))
Marysieńka (2011-09-21,18:44): Nara...:)
Gulunek (2011-09-21,19:54): Pełen spontan :) Run 4 Fun i oto chodzi :)
dario_7 (2011-09-21,21:05): Cokolwiek by to znaczyło Snipi - podoba mi się ;))
dario_7 (2011-09-21,21:06): Heniu, cieszę się, że Ci się podobało. Pozdrowionka! :D
dario_7 (2011-09-21,21:21): Iza, ja tak naprawdę to chciałem jechać... ino tak jakoś w tą dziurę wlazłem... No i Marysia mnie z niej wyciepła... :))) Dobrze mieć Przyjaciół :)
dario_7 (2011-09-21,21:27): Maryś, tak wiem... niestety już wiem, że masz poważną kontuzję... i trochę czuję się winny... może, gdybym bardziej zdecydowanie odmówił tego wyjazdu, to też byś tam nie pojechała i nie stałoby się to co się stało... Naprawdę bardzo mi przykro i daj znać jak mogę pomóc, by choć trochę ci ulżyć... Pozdrówka i buziole :*
dario_7 (2011-09-21,21:28): Marku, spontan jak zwykle... yabadabadooo... ;)
tdrapella (2011-09-21,23:26): woda cytrynowa powiadasz?... A nie czasem brzozowa? ;)
dario_7 (2011-09-22,09:16): Tomek, brzozowej jeszcze nie zażywałem ;) Pomaga??? :D
dario_7 (2011-09-22,09:18): Pewnie jakiś zbereźny ten rym, skoro nie chcesz powiedzieć Wiesiu ;))) Dzięki! :D
miriano (2011-09-22,09:20): Darku pisz częściej. Siara czy siarka a może "Patykiem pisane" z siarką wino rozweselające a siarka po to by paliło . To był dobry lek na smutki.Gratuluje wymuszonego i nie planowanego startu.
dario_7 (2011-09-22,09:28): Oj pamiętam Mirku tą siarkę z wina owocowego marki "Wino", pamiętam ;))) To był pierwszy alkohol jaki próbowałem i wiesz co?? - smakowało mi to paskudztwo wówczas, słodziutkie było!!! Hahahaha!!!... :))) Dzięki! :D
Kedar Letre (2011-10-24,02:03): Mnie na maratonie w Poznaniu ukazał się kiedyś anioł, ale Ty już inna liga jesteś , to i wyższe sfery Ci się ukazują :))
dario_7 (2011-10-24,10:15): Radziu, Świebodzin z tego słynie, że tam chyba wszystkim ukazują się te sfery... ;)))







 Ostatnio zalogowani
fit_ania
12:45
Świstak
12:21
biegacz54
11:43
gora1509
11:14
Mr Engineer
11:12
irek111
11:11
Januszz
11:11
adamo72
10:53
Admin
10:08
Wojciech
10:02
arrekb
09:59
Arasvolvo
09:38
Mirek73
09:33
gruszken
09:16
Tatanka Yotanka
09:06
mario.s5
08:30
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |