2011-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 61 sekund (czytano: 855 razy)
Ech…, biegać poniżej 40 min na dychę – to dopiero coś… Jurek S. napisał w swojej książce: „Kto biega poniżej 40 minut na 10 km ma zagwarantowany szacun innych biegaczy!” Ileż ja bym dał za taki przywilej… Postanowiłem o niego zawalczyć w Krynicy – na drugiej edycji Festiwalu Biegowego. Warunki sprzyjające – bo to już wrzesień, a przede wszystkim trasa cały czas z górki.
Zacząłem kalkulować: poprzedni PB z Dobrodzienia to 42:54, co znaczy że musiałbym urwać aż 3 minuty. Sporo. Jestem w formie – minutę urwę, drugą też – bo trasa z górki ale jak zdjąć tę trzecią… Wahałem się: „a może lepiej ustawić się na 41 min”. Jednak pokusa ujrzenia ‘trójki’ z przodu wyniku była silniejsza. Strategia prosta – biec od początku po 4 min na kilometr i wytrzymać do mety.
Sam Festiwal – podobnie jak rok wcześniej - rozłożył mnie na łopatki (w pozytywnym sensie) – to po prostu wielkie święto biegowe zasługujące na czerwoną kartkę w kalendarzu. Dwa dni biegania: od biegów krótkich zaczynając, poprzez dychę i bieg na Jaworzynę, na maratonie i ultramaratnie górskim (100 km) kończąc. Do tego targi sprzętu, prelekcje o tematyce biegowej, doskonała organizacja, sprawni wolontariusze, masa kibiców, posiłek po biegu, sprawny transport autokarowy, noclegi dla zawodników, koncert i najbardziej wypasione pakiety startowe jakie widziałem. Czułem się dopieszczony.
Przy tej całej masie pozytywów brakowało mi tylko jednej rzeczy: stref czasowych na starcie. W strefie startu pojawiłem się na 5 min przed godziną „0”. Okazało się wtedy, że wszystkie miejsca poza ostatnim rzędem były już zajęte… Nie lubię tego robić, ale zrobiłem – wypatrzyłem mniej zbity tłum i przeskoczyłem z boku przez barierki. W ten sposób znalazłem się mniej więcej w ¾ peletonu.
Po starcie wyrywam do przodu. Przeciskam się obok ludzi, którzy ten bieg traktują jako doskonałą okazję, żeby sobie porozmawiać, przeciskam się obok chłopaka, który zaplątał się w kable słuchawkowe od jakiegoś ajpoda, a nawet obok gościa, który biegnąc rozmawiał przez telefon. Przez 500 m biegnę slalomem, bokiem, potem trochę po krawężniku, a przez chwilę nawet jedną nogą po krawężniku a drugą po szosie. Po 500 metrach mogłem się trochę rozpędzić. O dziwo, po pierwszym km jestem trochę poniżej 4 min. Dalej jednak mam problemy z utrzymaniem tempa. Na 5. km mam 20:17. Tragedii nie ma – 17 sekund jest w zasadzie do odrobienia, próbuję poderwać się do szybszego biegu, przez 500 m biegnę szybciej ale po chwili czuję, że brakuje energii. Na kolejnych km dorzucam jeszcze po parę sekund do planowanego czasu. Ostatnia próba na ostatnim kilometrze. „Teraz albo nigdy” – myślę i sprężam się maksymalnie. Ten ostatni kilometr udało się jednak zrobić tylko w 4 min. Na mecie patrzę na stoper: 41:00. Plan minimum zrobiony, ale nic poza tym. Do wymarzonego 39:59 trochę zabrakło (może nawet sporo).
Po biegu kombinowałem: „może gdyby nie ta przepychanka na początku, może gdybym wcześniej ustawił się na starcie, może miałbym wtedy trochę lepszy czas na 8 km i większą mobilizację do szybszego finiszu”. Zastanawiałem się jak najlepiej rozgrywać taktycznie start:
- rozgrzewać się spokojnie do samego końca i grzecznie ustawić się na końcu peletonu;
- rozgrzewać się spokojnie a potem skokiem przez barierki, pomagając sobie łokciami wbić się przynajmniej w środek stawki;
- czy po prostu na starcie ustawiać się 45 minut wcześniej i ograniczyć rozgrzewkę do bujania się z nogi na nogę.
Nie wiem, muszę temat przemyśleć…
Na szczęście szybko po biegu, smutek wynikający z niezrealizowaniu planu maksimum zaczął ustępować radości z nowego rekordu (który teraz jest wyzwaniem – bo muszę go obronić na płaskiej trasie).
A teraz już pełna koncentracja przed debiutem w Maratonie Warszawskim.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2011-09-15,09:38): Gratki Shodan :) z górki też trzeba przebierać nóżkami ;) ja również mam nadzieję zrobić 39:59.59 kiedyś tam ;) Shodan (2011-09-15,11:27): Dzięki Snipi. 39:59 to ty zrobisz na ostatniej dziesiątce w maratonie poznańskim :)
|