2011-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XXV Czteroetapowy Bieg Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny cd. (czytano: 782 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=k3PosVEj6EE
Wroćmy może do biegania, bo w końcu o to w tym wszystkim chodzi,
Rozdział I
Środa - 35km
Zamość -Zwierzyniec
Czas: 3:11:42
Najdłuższy etap. Można było najwięcej zyskać, ale i najwięcej stracić. Z wyliczeń przedstartowych, wyszło mi iż żeby zmieścić się w tych 8 godzinach w ostatecznym podsumowaniu, tutaj muszę trochę przycisnąć. Plan wydawał mi się jak najbardziej realny, a 3 godziny wręcz ... planem minimum. Nie wziąłem pod uwagę tylko jednego.... słońca. Wszystkie dni w Zamościu były słoneczne, ale w ten pierwszy dzień słoneczko świeciło wyjątkowo mocno. Do 10km biegnąc w zasadzie poboczem jednej z głównych ulic wychodzących z Zamościa, oczywiście przy otwartym ruchu, w spalinach licznych samochodów, trzymałem równe tempo na 2:50. A później... zaczęły się schody. Liczyłem, że chociaż przez jakiś krótki odcinek trasa będzie prowadzić przez las, gdzie znajdzie się choć odrobina cienia - a tu ... nic. Cały czas otwarta przestrzeń i ... to słońce. Po 20km po raz pierwszy przeszedłem do marszu. Wszelkie plany czasowe odlożyłem na bok, i modliłem się tylko, żeby wogóle ukończyć ten etap. Po prostu jak na takie warunki ... zaczałem zbyt mocno, Do tego jeszcze kolega Marek z klubu wyprzedził mnie o blisko 2 minuty. Próbowałem się jeszcze jego trzymać, ale to było nierealne. Nie pomogły wezwania jednego z wyprzedzających mnie zawodników "Maniac! Goń Maniaca!".
Na mecie nawet nie miałem ochoty na piwo, a to już ... poważna sprawa ;-)
Co zabawne, w Zwierzyńcu organizatorzy serwowali piwo ... Tyskie, a nie lokalny Zwierzyniec, jak się spodziewałem...
W zasadzie po pierwszym dniu w klasyfikacji, już miałem pozamiatane. 15 miejsce w M30, na 20 zawodników, ze stratą do 14 zawodnika ... około 11 minut. Czołowe miejsca w klasyfikacji zarowno open, jak i M30, zostały już od pierwszego dnia zajęte przez zawodników zza wschodniej granicy. Zgłosilismy również drużynę do klasyfikacji klubowej, bez wiekszych nadzieji na końcowy sukces.
I jeszcze jedno... polecam lekturę wyników pierwszego etapu. 10 ostatnich zawodników dobiegło do mety w czasie niecałych pięciu minut. To musiała być walka na ostatnich metrach. Hm... zresztą większość z nich musiała naprawdę ostro gazować na ostatnich kilometrach, bo obserwując trasę zawodów z okna wracającego do bazy autobusu, i widząc odległość kilku zawodników od mety, spodziewałem się ich tam najwcześniej po 5 godzinach, jeśli wogóle. Limit ustalony przez organizatorów na poziomie 4 godzin, wydawał się nierealny do osiągnięcia dla całkiem sporej liczby zawodników. Dyskwalifikacje mogły się sypać, jak z rękawa. Jak się okazało... byłem w błędzie. Hm...
Rozdział II
Czwartek - 20km
Zwierzyniec-Krasnobród
Czas: 1:36:32
Drugi dzień startu wyglądał już dużo lepiej. Nic mnie nie bolało, żadnych pozostałości po wcześniejszym, nieudanym etapie. I tylko te obawy, czy znowu słoneczko da mi się we znaki?
Wyjazd autobusem do Zwierzyńca, złożenie kwiatów pod pomnikiem, znowu przejazd na start... dobrze że chociaż jest las i krzaczki. No i się zaczęło... początkowo trochę za bardzo asekuracyjnie, ale dystans 20km to przecież prawie mój ulubiony półmaraton.Na trasie podłączyłem się pod bardzo sympatyczną trójkę biegaczy z koleżanką Marią na czele, i równym tempem bez większych przygód zmierzaliśmy do mety. Z czasem grupka się rozsypała, niemniej w następne dni ponownie będziemy się spotykać na trasie. Takie są uroki biegania dzień po dniu.
Tym razem kolega Marek został w tyle, i udało mi się odróbić wczorajszą stratę. Z kolei Tomek najwyraźniej nie miał swojego dnia. Ku swojemu zdziwieniu minąłem go w pewnym momencie na trasie, ale kilka kilometrów dalej niestety zostałem przez kolegę wyprzedzony, i pomimo usilnych prób nie byłem w stanie dotrzymać koledze kroku na ostatnich metrach biegu. Tak zresztą po pierwszym dniu miałem stratę około 25 minut . Tomek to teraz zupełnie inna klasa sportowa. ;(
Ostateczny wynik 2 etapu spełnił w pełni moje oczekiwania, a ja w dodatku bardzo dobrze się czułem i z niecierpliwością oczekiwałem na kolejny dzień.
Rozdział III
Piątek - 30km
Bondyrz-Zamość
Czas: 2:27:56
Wieczorem dnia poprzedniego mieliśmy jeszcze okazję wziąść udział w tzw. Wieczornicy na zamojskiej Rotundzie - uroczystościach patriotycznych związanych z wybuchem wojny. W końcu był to 1 września.
Połowa biegu już za mną. Trzeci dzień zawodów. Powtórka z dnia poprzedniego - wyjazd autobusem do Krasnobrodu, złożenie kwiatów, przejazd na start... Takie imprezy o charakterze historycznym - mają swoje zalety, ale i wady. Trzeba sobie wszystko rozplanować... wyjeżdzamy już 2 godziny przed startem, a i tak może zabraknąć czasu na rozgrzewkę.
Tym razem czekało nas 30km z powrotem do Zamościa z metą na prześlicznym ryneczku.
Bieg bardzo dobrze przeze mnie taktycznie rozegrany, bez większych przygód na trasie. Ach, gdyby nie ten ... pierwszy nieudany etap...
Rozdział IV
Piątek - 15km
Zamość
Czas: 1:07:06
Ostatni dzień - i kryterium uliczne po ulicach Zamościach. Po śniadaniu była jeszcze okazja wziąść udział w zwiedzaniu Zamościa z przewodnikiem. Bardzo dobry pomysł - szkoda, że czasu nie było więcej, bo przed nami wciąż był ostatni etap biegu.
A ja się czułem coraz lepiej, jakbym się dopiero rozkręcał. Ten etap trochę się różnił od pozostałych.5 pętli po ulicach w pobliżu naszego ośrodka i dobieg na metę. Do końca nikt nam nie potrafił powiedzieć, ile ma być tych pętli . Ale sędziowie dobrze skierowali mnie po piątym kółku do mety ;)
Plan czasowy zrealizowany. Przewaga nad kolegą z klubu utrzymana. Do wspomnianego zawodnika z kategorii M30, który miał nademną przewagę 11 minut, w ostatecznym rachunku zabrakło tylko 1 minuty.
Post Scriptum
Od strony sportowej, a zwłaszcza mojego w niej udziału, impreza udana. Pozostał niesmak po kilku sprawach, ale to temat na zupełnie inny wpis. Łączny czas biegu na 100km - 8:23:16.
Wieczorem w sobotę wręczenie nagród i bal. Coś w rodzaju wiejskiego wesela. Wódeczki dla chętnych nie zabrakło. Wczesnym rankiem wyjazd do Poznania i obawa czy zdążymy na przesiadkę w Lublinie.
Coś długi ten wpis wyszedł... - coś czuję że niewiele osób go przeczyta ;-)))
Fot. przypadkowy przechodzień, albo jeden z biegaczy. Fotka ta zrobiona po ostatnim biegu, z medalami na szyji.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Novik (2011-09-15,08:06): Długi, ale ja przeczytałem. Do zobaczenia na jakiś starcie;-) michu77 (2011-09-15,09:06): Do zobaczenia! ;)
|