2011-07-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Powódź, czyli jak nie pobiegłem na Śnieżnik. (czytano: 733 razy)
Czternaście połączeń nieodebranych od mojego ojca. W ciągu półgodziny.
- „Tato, co jest”?
- „W Wilkanowie jest wysoki poziom wody, Mama i twoja Żona panikują – musiałem je zawieźć do Bystrzycy. Dobrze by było abyś tam pojechał.”
No to jadę. Dojeżdżam do B-cy, a tam przestraszone (i zdenerwowane) Mama i Żona. Mieszkanie nie było używane od roku. Kurz, zakręcone media (woda, gaz) i ogólne zapuszczenie. Żona była przestraszona. Choć to może za słabe słowo. Przerażona – to lepsze określenie. Jutro Bieg na Śnieżnik, który miał być zakończeniem pobytu na wakacjach. Ale Żona nie chce nocować w Wilkanowie. Nie chce też nocować w Bystrzycy. W takim wypadku podejmujemy decyzje – wyjeżdżamy. Razem z nami wracają Ola i Tomek z dziećmi. Ola także kilka razy się upewnia, że "da się wyjechać". Da się bez problemów. Tylko, że jest już późne popołudnie. Nie dam rady dojechać w sensownym czasie na drugi koniec Polski. A jeszcze trzeba się spakować. Ostatecznie wykonaliśmy akcję „wyjazd awaryjny” i późnym wieczorem dotarliśmy pod Katowice gdzie przenocowaliśmy u rodziny. Ewakuacja Wilkanowa została odwołana, rodzice wrócili wieczorem do domu, ale my byliśmy już ponad 200 km dalej. A sobotnie Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich odbyły się. Ale nas już na nich nie było.
A jak było naprawdę z tą powodzią? Dwa dni ciągłego deszczu wypełniły zbiornik retencyjny powyżej Wilkanowa („Zaporę”). Ponieważ nie było pewne jaka będzie pogoda w najbliższych godzinach (w górach to jednak różnie bywa – i najlepsza nawet prognoza jest tylko prognozą) postanowiono prewencyjnie ewakuować cześć wioski (łącznie 35 rodzin). Dodatkowo ostrzeżono całą resztę i nakazano przygotować się do ewentualnej ewakuacji. Ponieważ jednak Wilkanów bardzo ucierpiał od powodzi w 1997 roku – część mieszkańców spanikowała. W tym moja Mama. Informacja o zagrożeniu krążyła po wiosce i zatapiała kolejne miejscowości. W efekcie moja Mama nastraszyła moją Żonę i to bardzo. Najbardziej śmieszący mnie obecnie dialog brzmiał mniej więcej tak:
Żona: Ale jak my wyjedziemy z Bystrzycy skoro Kłodzko zalało i droga jest odcięta!!?
Ja: Ale skąd wiesz, że Kłodzko jest zalane? Skąd ten pomysł?
Ż: Twoja mama tak powiedziała!!!
J: Mamo, skąd wiesz, że Kłodzko jest zalane?
Mama: W 1997 zalało…
J: Ale czy masz jakieś informacje, że teraz Kłodzko jest zalane?
M: Nie, ale przecież może być…
Ale w piątek nie było mi do śmiechu. Tym bardziej, że wszelkie próby uspakajania moich Pań prowadziły do tego, że zbierał mi się gigantyczny opieprz, że chcę ich wszystkich potopić, odciąć od świata, i doprowadzić do katastrofy co najmniej na miarę Titanica.. Deszcz przestał padać, do Wilkanowa dojechał ciężki sprzęt strażacki z Wrocławia, wodę spuszczono z zapory i odzyskano „rezerwę retencyjną”. Ale z informacją „że przecież może być zalane” nie da się dyskutować.. Co do decyzji strażaków o ewakuacji/przygotowaniu do ewakuacji w pełni się zgadzam. Deszcz padał 2 dni – pełna zapora przestała chronić wioskę i po kilku kolejnych godzinach mogła przyjść kolejne, większe opady. Ale brakowało jakiegoś całościowego systemu informowania, co w wiosce zalanej 14 lat wcześniej spowodowało spore zamieszanie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mamusiajakubaijasia (2011-07-24,22:22): Dialog cudowności:))) Truskawa (2011-07-24,23:08): mimo wszystko słuchaj swoich kobiet :)) Gerhard (2011-07-25,07:43): Słucham, słucham. Dlatego nie zostałem i nie upierałem się przy bieganiu. Bazyliszek76 (2011-07-25,21:29): W sumie to teraz brzmi zabawnie, ale w piątek nie było mi do smiechu :) Marysieńka (2011-07-29,09:35): A to Sobie z "kobitkami" pogadałeś:)))
|