Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [17]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Shodan
Pamiętnik internetowy
Moja droga do Maratonu

Eryk
Urodzony: 1972-11-27
Miejsce zamieszkania: Warszawa
21 / 84


2011-07-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Starość nie radość… (czytano: 801 razy)

 

Kiedy Adam Małysz kończył karierę skoczka narciarskiego wspominał m.in. o tym, że w jego wieku organizm nie regeneruje się już tak szybko jak w przypadku młodszych sportowców, dlatego trudniej wykonywać pracę treningową na 100%. 14 lat temu często wracałem do domu po treningu karate cały obolały, posiniaczony, ponaciągany… wystarczała jedna noc i wstawałem jak nowonarodzony. Na bardziej poważne urazy stosowałem maści, i po kilku dniach, nie przerywając nawet cyklu treningowego, po kontuzjach nie było śladu. 14 lat minęło od tamtych czasów i niestety organizm już nie ten sam. Serce co prawda cały czas wyrywa do przodu, ale kości trzeszczą coraz bardziej.

W kwietniu udało mi się pożegnać z bólem w bocznych okolicach lewego kolana powodowanym przez ITBS (i to też nie do końca, bo nadal czuję lekkie napięcie przy skręcie stawu). Tuż po tym, grzmotnąłem się w to samo kolano rakietą podczas gry w squasha. Liczyłem, że po takim stłuczeniu, po kilku dniach śladu nie będzie. Tymczasem kolano (tym razem w przedniej części) bolało mnie przez kilka tygodni. Ledwo co zdążyłem się rozstać z tym bólem a już pojawiła się kolejna franca – tym razem ból z tyłu prawego kolana. Zachodzę w głowę – od czego? Być może od nazbyt ‘starannych’ ćwiczeń rozciągających… Ale przecież rozciąganie robię po treningu (tak jak zalecił fizjoterapeuta, który pomagał mi wyjść z ITBS), zawsze jestem rozgrzany; ćwiczenia wykonuję poprawnie, dokładnie (przynajmniej tak mi się wydaje) – więc nie wiem skąd ten uraz. Problem pojawił się jeszcze przed półmaratonem ‘Słowaka”, czyli trzyma mnie już przez miesiąc. Na szczęście z tym bólem można żyć (biegać). Bolą jakieś ścięgna za kolanem i bolą wtedy, kiedy nie chodzę, nie ruszam kolanem. Najgorzej jest jak posiedzę sobie z nieruchomymi kolanami przez godzinę albo dłużej przy biurku, ale jak biegam, to po ok. 4 km ból znika.

Bardziej niepokoi mnie prawe biodro. Na ostatniej ‘trzydziestce’ odrobinę się przeforsowałem. Jednak po jednym dniu odpoczynku w zasadzie wszystko było ok. Potem spokojne wybieganie i też ok. Następnego dnia biegałem po Górce Szczczęśliwickiej – 6 pętli z dwoma podbiegami w narastającym tempie. Na 5. pętli musiałem pokonać niespodziewaną przeszkodę. Biegnąc prawą stroną alejki zbliżałem się do dwóch panienek, które spacerowym krokiem, po lewej stronie, podążały w tym samym kierunku co ja. Jedna z nich wyposażona była w psa na smyczy typu ‘wędka’. Tuż przede mną pies zażyczył sobie pobiec mocno w prawo a jego pani oczywiście poluzowała smycz-wędkę. W ciągu sekundy (może nie całej) musiałem podjąć decyzję: a) hamuję i obiegam psa dużym łukiem z prawej strony, b) próbuję przecisnąć się pomiędzy panienkami (po trosze je tratując), c) przeskakuję przez smycz. Nie chciałem się zatrzymywać (zwyciężyła chęć pokonania tej pętli szybciej niż poprzedniej) więc wybrałem opcję c. i chwilę potem czułem w biodrze skutki tego wyboru.

To był czwartek. W piątek bawiłem się w test Coopera (zabawa się udała, przebiegłem ponad 3 km – o 200 m więcej niż rok wcześniej) – biodro lekko bolało, ale dało się wytrzymać. W sobotę – interwały. Dałem radę, co prawda z bólem na ostatnim interwale, ale cele treningowe udało się osiągnąć. Na niedzielę zakładałem 20 km bardzo spokojnego biegu po Lesie Kabackim. Niestety, po 6.5 km wracałem spacerem do samochodu. Biodro nie pozwoliło na więcej. :-( Początek kolejnego tygodnia trochę sobie odpuściłem – jeden, lekki trening w środę. Wydawało mi się, że wszystko jest ok., więc w piątek i sobotę biegałem już bez taryfy ulgowej a w niedzielę miało być dłuższe wybieganie. Niestety ponownie ból w biodrze zmusił mnie do wcześniejszego powrotu – tym razem po 10 km. Znowu kilkudniowa przerwa…

Zaczynam się denerwować, bo 16 lipca planuję wystartować w VI Dobrodzieńskiej Dysze, ale jeszcze bardziej się obawiam, że kontuzja po raz drugi uniemożliwi mi start w maratonie. Jeżeli ból wkrótce nie odpuści to: „Huston, we’ve had a problem”, again…

Treningi biegowe są jak slalom – tylko zamiast tyczek są kontuzje.



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
42.195
05:22
kos 88
05:14
Wojciech
23:56
STARTER_Pomiar_Czasu
23:09
fit_ania
23:06
uro69
22:40
Raffaello conti
22:25
szczupak50
22:23
edjasti
22:19
damsza_CZB
22:15
tadeusz.w
21:47
Admirał
21:18
entony52
21:12
StaryCop
21:04
akatasz
20:57
aktywny_maciejB
20:43
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |