2011-05-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ITBS (czytano: 1162 razy)
Kontuzja zburzyła mój rytm treningowy. Co prawda próbuję od czasu do czasu przetruchtać po kilka kilometrów, ale z rzetelnym treningiem ma to niewiele wspólnego. Tabelę Skarżyńskiego musiałem odłożyć na półkę. Pożegnałem się też z myślą o starcie w marcu w Półmaratonie Warszawskim, a kilka tygodni potem wiedziałem też, że nici z Maratonu Krakowskiego. Teraz najważniejsze to jakoś wyjść z tej kontuzji. Wyszukuję w Internecie wszystkie informacje na temat ITBS, znajduję różne ćwiczenia wzmacniające i rozciągające, do biegania zakładam opaskę na kolano – niestety, nic nie pomaga. Zapisuję się na wizytę u lekarza w Carolina Medical Center (CMC). Czas oczekiwania na wizytę - prawie 4 tygodnie. Żeby nie tracić czasu udaję się też do ortopedy w Lux Med. Ten potwierdza moje przypuszczenia - ITBS, ale twierdzi, że nie wiele może pomóc: "skoro boli dopiero po kilku kilometrach, to może proszę biegać częściej, ale krótsze dystanse" - próbuje coś doradzić; "ale jeżeli pan ćwiczy do maratonu to chyba nie jest najlepszy pomysł" - koryguje się. "No nic, proszę odczekać jeszcze 2 tygodnie, nie forsować się, smarować okolice kolana maścią i wrócić do mnie na kontrolę. Jeżeli się nie polepszy, to może na fizjoterapię pana skieruję" - słyszę na zakończenie wizyty.
Oszczędzam się, smaruję maściami i czekam na wizytę w Carolinie – 22 lutego. W końcu się doczekałem. W przychodni melduję się 15 min przed umówioną godziną. Jestem wyposażony w buty i strój do biegania - tak na wszelki wypadek. Tyle czekałem na tę wizytę, że nie darowałbym sobie, gdybym musiał np. pobiegać na bieżni a nie miałbym butów. Dodatkowo mam też ze sobą szczegółową rozpisaną historię kontuzji - kiedy, jak bardzo i na jakim treningu bolało mnie kolano. Wizyta zapowiada się obiecująco. Pani doktor szczegółowo egzaminuje moje kolana, ale twierdzi, że potrzebne są badania: RTG i rezonans magnetyczny. Niczego więcej się nie dowiaduję. Wychodzę po 15 min ze skierowaniem na badania. Koszt tychże w CMC: 950 zł za rezonans i 275 zł za RTG, do tego rachunek za wizytę - 200 zł. No cóż, serce (a może portfel) mi się kraje - ale na zdrowiu się nie oszczędza. Większy problem w tym, że badań nie mogę zrobić od ręki a najbliższy termin jest za 3 tygodnie. :-( Nie ma wyjścia - zapisuję się, ale równolegle postanawiam sprawdzić, czy takich badań nie mógłbym wykonać w Lux Med., w ramach abonamentu firmowego. Okazuję się, że tak. :-) Co prawda na rezonans muszę poczekać tydzień dłużej - ale zaoszczędzenie 950 zł jest tego warte. W Lux Med robię też dwa z trzech zdjęć RTG a trzecie (już odpłatnie – 60 zł) w Spółdzielni Pracy Specjalistów Rentgenologów.
Na odbiór wyników i opisu rezonansu musiałem czekać kolejne dwa tygodnie, ale przynajmniej szybko po tym udało mi się umówić na drugą wizytę w Carolinie (zwolnił się termin na początku kwietnia). Tym razem wizyta przebiegła jeszcze szybciej niż za pierwszym razem. W opinii pani doktor wynik rezonansu, który przyniosłem jest na tyle nieczytelny, że nie można na nim pracować. "Proszę zrobić badanie u nas" słyszę. Ręce mi opadły, ale jestem na tyle zdeterminowany, że chętnie powtórzę to badanie, byle tylko pójść krok dalej. Na moje obawy, że znowu będę tygodniami czekał na kolejną wizytę słyszę, że teraz mogę zapisywać się już bezpośrednio u asystentki pani doktor, więc rezonans mogę zrobić nawet dzisiaj, a na ponowną wizytę wrócić jeszcze w tym samym tygodniu. OK., idę zatem do asystentki i słyszę, że jest taki problem z terminami, że kolejna wizyta może być dopiero za miesiąc – na początku maja. Na nic powoływanie się na to, co usłyszałem od pani doktor. Zapisuję się i na badania i na wizytę ale już wiem, że moja cierpliwość osiągnęła kres.
Po prawie 3 miesiącach od wystąpienia kontuzji, ku mojej wielkiej radości, odczuwam poprawę. Próg bólu przesunął się na 7-8 kilometr. Biegam cały czas bardzo asekuracyjnie - ale za to już regularnie 3 razy w tygodniu. Nie jestem w stanie biegać dwa dni pod rząd, ale jak robię dzień, czy dwa przerwy - to można wytrzymać. Mam poczucie, że powoli wychodzę z kontuzji, ale podejmuję jeszcze jedną próbę uzyskania wsparcia medycznego. Odwołuję wizytę w Carolinie i zapisuję się na 12 kwietnia do Ortorehu. Wiem, że w Ortorehu lekarz od razu wyśle mnie fizjoterapię (również w Ortorehu), ale z mojej prywatnej diagnozy wynika, że właśnie fizjoterapia przydałaby mi się najbardziej. Lekarz wysłuchał mojej historii, pooglądał, ponaciągał, stwierdził ITBS i tak jak myślałem wystawił skierowanie na fizjoterapię. Przy okazji obejrzał też wynik rezonasu i skomentował, że tak naprawdę to rezonans nie jest tutaj potrzebny, a gdyby nawet był, to moje badanie jest jak najbardziej standardowe i oni na takich badaniach pracują... Rachunek - 150 zł.
Na fizjoterapię zapisuję się do Krzysztofa. Zaczynam w połowie kwietnia. Przed pierwszą wizytą czuję dużą poprawę, biegam już spokojnie po 12-14 km, ale do pełnej sprawności jeszcze mi trochę brakuje, więc pełen nadziei rozpoczynam terapię. Chodzę regularnie 2 razy w tygodniu. Jestem masowany, ugniatany, rozciągany, rażony prądem. Dodatkowo robię ćwiczenia wzmacniające - i pod okiem Krzysztofa, i jako praca domowa. Krzysiek pokazuje mi też zestaw standardowych ćwiczeń rozciągających do wykonywania po każdym treningu i wyjaśnia jak je stosować (sam biega więc wie, o czym mówi). Z każdym tygodniem czuję poprawę. Wydłużam dystans, dodaję czwarty trening w tygodniu. Ból jeszcze się pojawia, ale jestem już w stanie przebiec 20 km, a nawet, 8 maja, przebiegam 30 km. Dodatkowo, po kolejnej wizycie u lekarza w Lux Med dostałem skierowanie na zabiegi krioterapii i fonoforezy (ultradźwięki). Fizjoterapię w Ortoreh (9 sesji) i zabiegi (10 sesji) kończę w połowie maja. Mogę biegać bez bólu, z szybkościowymi treningami też nie mam problemu. Od czasu do czasu czuję jeszcze pewien dyskomfort w okolicach kolana (np. przy skręceniu stopy i napięciu mięśni), ale generalnie trenuję bez problemu.
Niestety przez kontuzję musiałem odpuścić Półmaraton Warszawski i wyścig, na którym mi tak bardzo zależało – Maraton Krakowski. Dorze, że przynajmniej trzecia kluczowa impreza pozostaje w zasięgu – Ekiden. Pozytywne w tym wszystkim jest jednak to, że mimo totalnie rozchwianego rytmu treningowego udaje mi się utrzymać formę z okresu przed kontuzją. Mało tego, 16 kwietnia zrobiłem na Agrykoli 10 km w rekordowym czasie – 45:28 (trochę przypadkowo – bo planowałem pobiec szybko tylko 5 km – tak aby sprawdzić się przed Ekidenem na krótszym dystansie – na wypadek, gdyby kontuzja nie pozwoliła mi ustawić się na 10 km – tymczasem po tych 5 km czułem jeszcze taką rezerwę, że ‘siłą rozpędu’ pobiegłem kolejne 5).
Podsumowanie: kontuzja pojawiła się na początku stycznia i męczyła mnie do połowy maja – 4,5 miesiąca. 3,5 miesiąca zajęły mi wizyty u lekarzy, badania (rezonans i RTG), fizjoterapia, zabiegi. W sumie odwiedziłem 4 lekarzy-ortopedów (+ krótka rozmowa ze znajomym ortopedą). Koszt leczenia: 1490 zł (na szczęście nie płaciłem za rezonans, wizyty u specjalistów w Lux Med., dwa zdjęcia RTG, krioterapię i fonoforezę).
Zastanawiam się, co miało największy wpływ na wyjście z kontuzji – fizjoterapia, czy może po prostu czas…? Nie wiem – być może lepszy efekt uzyskałbym po prostu przeczekując dwa czy trzy miesiące bez biegania...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |