2011-01-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kontuzja :-( (czytano: 471 razy)
A jednak! Okazało się, że nie jestem z żelaza. W zasadzie tak podejrzewałem, ale myślałem, że nawet jeśli nie jestem z żelaza to przynajmniej z marmuru – a tu proszę: KONTUZJA – no normalnie jak u zwykłego śmiertelnika.
Zaczęło się niewinnie. Styczniowy trening, 11 km, potem rozciąganie i ostatni element – siła biegowa. W ramach SB w tabeli Skarżyńskiego miałem 10 x 50 m skip + 50 m wieloskok. Skipy i wieloskoki standardowo robie na lekko wznoszącej się stumetrowej alejce parkowej (asfaltowej). Trochę szkoda mi moich szosowych Asicsów do eksploatowania w śniegu, więc treningi zimowe robię w trailowych Salomonach (z dużo mniejszą amortyzacją, jak sądzę). Asfalt + wieloskoki + nie najlepsza amortyzacja = KONTUZJA. Chyba tak w moim przypadku powinno wyglądać to równanie. No można by jeszcze dodać złą technikę i może coś jeszcze by się znalazło.
Po treningu czuję lekki ból po zewnętrznej części lewego kolana. „Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz boli mnie kolano” – myślę. Dwa dni później robię trening szybkościowy na bieżni mechanicznej. Lekko boli ale zaciśnięcie zębów pozwala na dokończenie treningu. Kolejne dwa dni spędzam na nartach. Po szaleństwach na stoku robię jeden trening w okolicach Białki Tatrzańskiej. 14 km z podbiegami – daję radę, ale cały czas biegam na bólu. Zdarzało się już wcześniej, że po treningu bolało mnie kolano – najczęściej po krosach (pewnie ze względu na duże obciążenia przy zbieganiu), ale na ogół jeden, góra dwa dni później wszystko wracało do normy. Teraz mija tydzień i cały czas boli.
Ból jest dziwny. Pojawia się tylko w czasie biegania (po przebiegnięciu kilku kilometrów). Kończę bieg – przestaje boleć. Przy chodzeniu – nie boli. Przysiady – nie boli.
Robię kolejny trening siły biegowej. Tym razem rezygnuję z wieloskoków i robię 10 x 100 m skipów. Ta sama asfaltowa alejka, te same buty. Boli, ale jestem wstanie wytrzymać. Do mojego równania mogę teraz spokojnie dodać kolejny element – GŁUPOTA. Organizm wysyła mi sygnały od 10 dni, a ja go zarzynam. W końcu 15 stycznia organizm stracił cierpliwość i po 3 km biegu zaserwował mi ostry, punktowy ból - na tyle silny, że do domu wracałem drobnymi kroczkami. Następnego dnia forsuję dalej – efekt: dokładnie to samo co dzień wcześniej. Potem historia powtarza się jeszcze kilkukrotnie wg tego samego scenariusza: przed treningiem nic nie boli; biegnę 3 km bez bólu, mam nadzieję, że już jest wszystko w porządku; mija 3 kilometr i ostry ból kończy bieganie; przechodzę do marszu – nie boli.
Ogarnia mnie złość! Zbliżają się terminy długo wyczekiwanych, wiosennych startów: 27 marca – Pólmaraton Warszawski, 17 kwietnia – Cracovia Maraton a ja nie jestem w stanie trenować. Boję się całkowicie odpuścić treningi, ale z drugiej z strony wiem, że jeżeli nie zrobię przerwy to nie wyjdę z tej kontuzji. Znajomy ortopeda twierdzi, że to naderwanie przyczepu mięśnia i po trzech tygodniach powinno przejść. Odpuszczam treningi, na trzy dni, potem cztery, potem na cały tydzień. Smaruję kolano maściami… nic nie pomaga. :-( Przekopuję Internet w poszukiwaniu informacji, co może powodować ten ból. W końcu identyfikuję podejrzanego: ITBS (iliotibial band syndrome) – zespół pasma biodrowo-piszczelowego.
Nie jest dobrze. :-(
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |