2011-06-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Herbalife Triathlon Susz 2011 „…mój pierwszy raz” (czytano: 4502 razy)
W ubiegłym roku, pojechaliśmy z Iwoną do Susza, jako pomoc przy organizacji zawodów, których mózgiem jest Piotr Netter, trener w naszym klubie UKS Tri-Saucony Rumia a prywatnie nasz dobry przyjaciel. To był mój pierwszy kontakt z triathlonem. Pomyślałem, że kiedyś trzeba będzie tego spróbować, ale jak ktoś by powiedział mi, że za rok stanę się triathlonistą, wyśmiałbym go.
Na jesieni, po przebiegnięciu maratonu w Berlinie zaplanowałem kolejny start, na wiosnę 2011 w maratonie we Wiedniu i rozpocząłem treningi biegowe, konsultując je z Piotrem. Pamiętam, że cały czas po głowie chodził mi triathlon, myślałem bardziej o jesieni niż o wiosennym starcie, ale z dnia na dzień podjąłem decyzję. Startuję w Suszu na długim dystansie, cóż… no risk – no fun. Wykupiłem karnet na pływalnię w Wejherowie i po kilku latach (6) nie pływania zrobiłem kilometr, później półtora i wydawało mi się, że jest już ok. Po namowie Piotra przyszedłem na trening pływacki i okazało się, że jednak „wydawało” mi się, że potrafię pływać. Trzeba było zabrać się ostro za robotę. Zacząłem 3 razy tygodniowo uczęszczać na pływalnię, gdzie pod okiem Piotra uczyłem się na nowo techniki pływania. Do tego 5 – 6 razy tygodniowo biegałem, trenując pod kątem Wiednia. Termin startu we Wiedniu zbliżał się coraz szybciej a ja bardziej niż o starcie w maratonie myślałem o triathlonie. Wystartowałem we Wiedniu i ukończyłem go z czasem 2:36:10 trenując po 350-400km miesięcznie, czyli bardzo skromnie. Po maratonie kupiłem rower i 1 maja po raz pierwszy w życiu przejechałem się na „kolarzówce”. Cienkie opony, pedały przyczepione do butów i zero techniki. Wiedziałem, że właśnie rower będzie tym elementem, który będzie najsłabszym ogniwem w moim wykonaniu i tak tez było. Pływanie wychodziło coraz lepiej, coś „zatrybiło” i z treningu na trening coraz bardziej się rozkręcałem. Zrobiłem 3 treningi w jeziorze i stwierdziłem, że nawigacja u mnie leży i zamiast prosto, pływam zygzakiem. W każdym razie podobało mi się i coraz bardziej oczekiwałem startu w zawodach.
10 czerwca pod wieczór pojechaliśmy do Susza i po odebraniu pakietów i odprawie technicznej wróciliśmy do Malborka, ostatnie koksy i spać. W sobotę o 6 rano pobudka. Szybkie śniadanie, przygotowanie odżywek, sprawdzenie ciuchów startowych, roweru i można ruszać do Susza. Na miejsce przyjechaliśmy kilka minut po 8, więc na 3 godziny przed startem. Spokojnie można było się przebrać, skoncentrować, wprowadzić rower do boksu i przygotować wszystko w strefie startowej. Jako, że debiutowałem, to wziąłem ze sobą dużo niepotrzebnych rzeczy, które „na wszelki wypadek” mogły się przydać. Miałem ortalion, armwarmery, koszulkę kolarską, tonę żeli itp. oraz oczywiście kask, buty biegowe, kolarskie, kask i bidony z odżywkami. Kilka żeli przyczepiłem do ramy roweru a pozostałą część włożyłem w kieszenie koszulki rowerowej i do kasku. Odstawiłem bolid do stajni, dałem się pomalować harcerkom, które każdemu zawodnikowi wypisywały numer startowy na ramieniu oraz nodze i udałem się do samochodu, gdzie przy dobrej muzyce koncentrowałem się przed startem. Około 10 zabrałem piankę do pływania, czepek, okularki, krem do masażu i udałem się w okolice startu. Na około 30 minut przed startem nasmarowałem się kremem do masażu, lepszy poślizg przy zdejmowaniu pianki i z pomocą Iwony, naciągnąłem piankę na grzbiet i ruszyłem na krótkie rozpływanie. Woda była bardzo przyjemna i po kilku ruchach do kraula poczułem moc. Po krótkim rozpływaniu, wyszedłem z wody, stawiłem się na odprawie technicznej (liczeniu zawodników) ruszyłem linii startu. Jako, że w zawodach brało udział ponad 400 zawodników, ze względów bezpieczeństwa start zaplanowano z wody, a nie jak w ubiegłych latach z plaży. Kilka minut po 11 ruszyliśmy… Na starcie woda zagotowała się i przez pierwsze 200-300m płynęło się w wielkim ścisku. Co chwilę czułem że ktoś na mnie wpływa, ktoś mnie kopie, czy łapie za nogi, ciekawe doświadczenie. Rozluźniło się (teoretycznie) dopiero po przepłynięciu około 300m, ale przy boi nawrotowej sytuacja się powtórzyła, na kolejnej było to samo i na ostatniej również. Ogólnie mówiąc wielka, wodna bijatyka. Przez cały czas starałem się jednak płynąc długo i luźno, co o dziwo mi wychodziło i ani na chwilę nie musiałem się zatrzymywać czy przechodzić do klasyka. Oczywiście były delikatne problemy z nawigacją, ale płynąć w takiej grupie tragedii nie było. W głowie przez cały czas powtarzałem sobie co mam zrobić po wyjściu z wody. Jak ściągnąć piankę, jak założyć kask, buty, koszulkę itp. Po ominięciu ostatniej bojki obrałem kurs na plażę i z wody wypłynąłem a może raczej wybiegłem po 37 minutach i 58 sekundach, czyli o ponad 2 minuty lepiej niż zakładałem przed startem plasując się na 188 miejscu. Uważam, że to dobry wynik i jestem z niego usatysfakcjonowany.
T1… wybiegając z wody rozpiąłem piankę i dotarłem do boksu rowerowego. Szybko założyłem, z resztą zupełnie niepotrzebnie koszulkę rowerową, kask, wciągnąłem żel, założyłem skarpetki i buty rowerowe i ruszyłem w trasę. Czekało mnie jedyne 90km rowerowania, co ciekawsze nigdy wcześniej tyle nie przejechałem, więc wyzwanie było tym większe. Jak policzyłem, to 500km do 90km ma się mniej więcej, jak 233km do maratonu... czyli bardzo skromnie. Rozpocząłem w miarę luźno, starałem się jechać w okolicy 30km/h, z wiatrem nawet wychodziło, pod wiatr było zdecydowanie gorzej, do tego doszły górki i fatalna nawierzchnia, chociaż słowo fatalna jest najbardziej delikatnym określeniem tej drogi. Mijało mnie coraz więcej kolarzy, jeden po drugim. Teraz myślę, że się obijałem, bo na rowerze wcale się nie zmęczyłem, jechało mi się cały czas bardzo swobodnie. Zapomniałem napisać, że po wyjściu z wody, zostawiłem chipa w piance, początkowo myślałem, że go utopiłem, ale profilaktycznie krzyknąłem Iwonie i sędziemu, żebym nie został przypadkiem nieklasyfikowany. Podczas jazdy miałem małą chwilę zdegustowania moim totalnym brakiem umiejętności kolarskich, jak minął mnie zawodnik w klapkach oraz kolejny na góralu… cóż, powiedziałem sobie, że odbije to na biegu i tak też zrobiłem. Po drodze oczywiście spożywałem żele i popijałem Vitargo, żeby w pewnym momencie przypadkiem nie odcięło mi przysłowiowego prądu. Czułem się dobrze, chociaż od wyjścia z wody walczyłem z silnym bólem brzucha, który skończył się
…w niedzielę rano, po wypiciu prawie litra coli (od coli brzuch nie boli). Wracając jednak do roweru. Pierwsze okrążenie wyszło mi w 58:59, czyli teoretycznie była szansa na 3:00 ale całościowo wyszło około 3:12… cóż. Następnym razem będzie lepiej…
T2… teraz należało tylko zejść z roweru i wbiec do strefy zmian. Tego lekko się obawiałem. Nie wiedziałem, jak zareagują moje nogi po 90km roweru, jeszcze przecież tyle nigdy nie przejechałem, ale ku mojemu zaskoczeniu, spokojnie zsiadłem i wbiegłem na pełnym gazie w butach kolarskich w strefę T2 mijając zawodników, którzy maszerowali ze swoimi bolidami. Szybko zdjąłem kask, ściągnąłem koszulkę kolarską, założyłem Kinvary, Garmina i ruszyłem na trasę półmaratonu od razu mijając kilkunastu zawodników. Biegło się rewelacyjnie. Starałem się nie szaleć, ponieważ nie wiedziałem, co będzie za godzinę a dodatkowo zrobiło się ciepło. Pierwszy km 3’30… więc zwolniłem i trzymałem około 3’48-50/km, czyli bez szaleństwa. Podobało mi się, że to teraz ja mijałem hurtowo zawodników, jeden po drugim, odbijając sobie niepowodzenie na rowerze. Pierwszą dychę zamknąłem po niecałych 39 minutach a linię mety po 1:23 uzyskując ostatecznie czas 5 godzin 17 minut 10 sekund. Zająłem ostatecznie 115 miejsce w klasyfikacji generalnej oraz 95 w klasyfikacji Mistrzostw Polski. Zostałem triathlonistą, pół ironmanem. Padłem chwilę po tym na trawę i leżałem kilka minut rozmyślając, czy to jest normalne i zdrowe.
Czy jestem zadowolony z wyniku? Nie podchodzę do tego w taki sposób. Jestem zadowolony, że praktycznie bezboleśnie i bez żadnego kryzysu ukończyłem te zawody. Mogę chodzić, biegać, skakać. W poniedziałek potruchtałem, wczoraj spokojnie zrobiłem trening w wodzie a dziś idę na wybieganie. Gorzej czułem się po maratonie. Jestem zadowolony, że bazując na treningu biegowym i jako tako przepracowanej zimie oraz ponownej nauce pływania i rekreacji rowerowej, bo to co robiłem na dwóch kółkach tak można określić, zostałem triathlonistą, szczerze mówiąc całkiem z przypadku. To był dobry wybór i dobra decyzja. Załapałem bakcyla triathlonowego i myślę, że we wrześniu
w Borównie po raz kolejny podejmę rękawicę. Na pytanie, czy kiedyś spróbuję pełnego IM odpowiadam zdecydowanie… TAK… Nie widzę innej opcji i innej kolei rzeczy. To chyba tak normalne, jak dla półmaratończyka start w maratonie…
Z tego miejsca chciałem serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie podczas przygotowań. Szczególnie mojej żonie, Iwonie, która pomimo tego, że nie była zwolenniczką treningów tri wspierała mnie każdego dnia i dzielnie znosiła moje humory. Wielkie podziękowania należą się także Piotrowi Netterowi, dzięki któremu przygotowałem się do startu w triathlonie i dzięki któremu poczułem, że triathlon jest fajny. Dziękuję również Sylwkowi Borkowskiemu i jego synowi - Michałowi, bez których pomocy nie zrealizowałbym treningu a także pewnie nie raz zrezygnował z przygotowań. Cenna porada i dobre słowo często powodowały, że nie poddawałem się i dalej realizowałem dążenie do celu, który między innymi dzięki ich pomocy udało mi się zrealizować.
…walka trwa!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Rufi (2011-06-15,12:42): Zazdroszczę startu w Suszu i zrobię wszystko żeby nie zazdraszczać w przyszłym roku!!! Świetna relacja! Jasiek (2011-06-15,21:45): Potrafisz rozbudzić wyobraźnię, i narobić apetytu... Gratuluję udanego debiutu! :) Gulunek (2011-06-15,22:24): Walka trwa :) Gratuluję :P Agata_ (2011-06-16,13:01): Gratulacje :) amd (2011-06-16,13:08): Świetny wpis, doskonale się czyta - walka trwa !!! :) Gratulacje raz jeszcze. Wojtek57 (2011-06-16,13:39): Gratuluję Piotr udanego startu,jak i wspaniałego opisu swoich zmagań;)Pierwszy raz czytałem tak rzetelną relację z tego co triathlonista czuje na trasie i jak wyglądają przygotowania do tak wielkiego wysiłku;)Życzę dalszych udanych startów w tri;)W Borównie Iron Man? Tomek71 (2011-06-16,14:32): Gratuluje debiutu i zazdroszczę! Pozdrawiam maciekrumia (2011-06-16,14:34): Fantastycznie opowiedziane, można poczuć ten klimat
Wielki szacun, za walke i wytrwałość! Gratulacje Peter !!! jlrumia (2011-06-16,18:43): Gratuluję świetnego debiutu,wielki szacunek dla Ciebie
BULEE (2011-06-16,22:35): Wielki szacun! Arti (2011-06-16,23:00): Gratulacje !!! WALKA TRWA !!! Kamus (2011-06-20,09:44): Piotrze JESTEM Z CIEBIE DUMNY - jak z syna (mam dwie córki).
To wspaniale, że masz w życiu "coś do powiedzenia".
Szczere gratulacje.
Pozdrawiam miriano (2011-06-24,18:24): Czytałem Twój wpis kilka razy za każdym razem odnalazłem coś innego co mnie interesuje , za każdym razem odbiór czytanego wpisu był inny.Rewelacyjny artykuł.Moje serdeczne gratulacje za start w Suszu i wpis o Suszu. Pewnie jeszcze kilka razy będę go czytał.
|