2011-05-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Lokalny start (czytano: 1300 razy)
No i się wydarzyło. Po raz pierwszy pokazałem się na lokalnych zawodach. Debiut przed lokalną publicznością był jednak moim największym koszmarem oraz bardzo dobrą lekcją pokory. Starsi doświadczeniem koledzy przypominali o stresie oraz "napince" jaka może wystąpić na swoim gruncie. No i stało się. Chciałem zejść poniżej dwóch godzin, sądząc po płaskim terenie oraz wcześniejszych biegach treningowych bez problemu miałem sobie poradzić z tym dystansem oraz zmieścić się w 120 minutach. Po starcie poczułem emocje, które w zasadzie udzielały się od samego rana. Wcześniej nie znałem takiego uczucia, chciałem "w tak pięknych okolicznościach przyrody i tego i niepowtarzalnej..." pokazać że potrafię biegać i taki dystans nie jest dla mnie jakimś strasznym wyzwaniem. Ostry start - tempo około 5 minut na starcie sprawiły iż początkujący biegacz musiał zapłacić "frycowe". Po 7 kilometrze kolano przeszył pierwszy ból zupełnie wcześniej nieznany - więc pierwszy spacer i podcięte skrzydła oraz najgorsza myśl "może nie dam rady??" Tak jakoś się wlokłem prze kolejne kilometry bez perspektyw finiszu oraz z coraz mniejsza wiara w zakończenie imprezy na własnych nogach. Często myślałem dlaczego wszystko idzie nie tak, dlaczego jeden utwór K. Staszewskiego przewija się w słuchawkach po raz trzeci?, dlaczego pas z bidonami ledwo się trzyma?, dlaczego jest taki skwar?, dlaczego...? Wszystko mi przeszkadzał a jednak się uśmiechałem i biegłem dalej, bo byłem jednym z 260 szczęśliwców, którym udało się pokonać sobotni XI Półmaraton Hajnowski a przed metą czekała na mnie 5 letnia córka, która pokazała jak powinno się biegać na zawodach.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |