2011-05-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| CZB (czytano: 574 razy)
I tak sobie siedzę. Bezczynnie. Siedzę i sam siebie staram przekonać o tym, że właśnie w ten sposób należycie odpoczywam i regeneruję się po sobotnim maratonie. Nudzę się. Próbuję oglądać hokej. Kompletnie w ten sposób odjeżdżam – popadam w stagnację i czuję jak odpływają siły. A przecież jest dopiero 16:30. Myśl, że nie mam już nic do roboty – poza istotnymi rzeczami, takimi jak na przykład PRACA – dobija mnie. Wszystkie zaplanowane na dziś rzeczy zostały względnie wykonane już do południa. Tak więc siedzę, tyłek ześlizguje mi się już prawie zupełnie z kanapy. Opadającą głowę popieram na ręku. Poszło by się pobiegać – przelatuje przez głowę. No, ale w sobotę bieg 12h i trzeba odpocząć. Połatać te mięśnie. Pojeść trochę białka. Pomasować. Pokimać. Ślina wycieka mi kącikiem ust, kiedy tępo wpatruję się w 10 minutową sekwencję reklam pomiędzy tercjami meczu hokejowego. Nie jestem specjalnie zainteresowany ani jednym ani drugim. No mógłbym popracować, ale po co? Skoro można to odłożyć na ostatnią chwilę i poczekać do momentu kiedy dupa zacznie się dosłownie palić. Ale mógłbym. Wycieram tę ślinę, bo to, mimo iż nikt nie widzi, naprawdę głupio wygląda. Z trudem podnoszę się z kanapy i drapiąc się w pośladek, który trochę zdrętwiał, podchodzę do okna. Trochę wieje, jest około 10 stopni, właśnie słońce wyszło zza chmur. Automatycznie podchodzę do szafki zawierającej zbytnio kolorowe i odblaskowe rzeczy jak na moje gusta. Wyciągam koszulkę, rajtki, wiatrówkę, czapeczkę. Potem gacie i skarpetki. Rzucam to na kanapę i sięgam po Garmina. EEE, zaraz, zaraz co ja robię? Dzisiaj wolne. WOLNE! CZB – całkowity zakaz biegania koleś…no ale jak już to powyciągałem.
Tak se troszkę potruchtam. No troszkę i naprawdę wolno. Dookoła bloku chociaż.
Wczoraj to mi biegania wcale nie brakowało. Dziś natomiast…biegało się wybornie.
Trochę boli lewa łydka i to martwi przed Rudą. I czułem ją już po kilku kilometrach w sobotę. Dziś pomasuję patykiem to może się rozejdzie. No, ale jak się po tym bieganiu pobudziłem! W nagrodę kupiłem sobie najbardziej sztucznego loda jakiego znam – Koktajlowego Korala z Żabki. Nie ma na świecie nic smaczniejszego. Oprócz piwa, ma się rozumieć.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga |