2011-04-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| cd... marzec miesiącem życiówek? (czytano: 495 razy)
No i przyszła pora na start docelowy początku sezonu startowego – czyli Półmaraton Warszawski. Dlaczego właśnie Warszawa?
Po pierwsze – w perspektywie maratonu w Dębnie, potrzebnego mi do zdobycia z pewnością niezwykle cennej odznaki Korony Maratonów Polskich ;)
ten start miał dużo więcej sensu, niż ewentualny start w Poznaniu tydzień później.
Po drugie – w perspektywie mocnego startu jesiennego w maratonie Warszawskim, takie rozpoznanie trasy również było całkiem zasadne.
Pomijam fakt, iż podczas obozu treningowego w Szklarskiej Porębie w 2009 roku, organizowanego właśnie przez Fundację Maratonu Warszawskiego – już wówczas zobowiązałem się odwiedzić w końcu stolicę, i wziąć udział w organizowanym przez nich biegu. Trochę to trwało, ale… słowo się rzekło.
Im bliżej jednak biegu, tym mniejszą miałem ochotę na ten wyjazd. Tym bardziej, że cały czas istniała w zasadzie możliwość startu w poznańskiej połówce, co oznaczało dla mnie najwyżej 15 minut jazdy samochodem na start. Paru znajomych zresztą zrezygnowało ostatecznie ze startu w stolicy, a ja z kolei zrezygnowałem z ataku na zaplanowane dużo wcześniej - 1:30. Będzie jeszcze okazja w tym roku, i to niejedna. Zwykle lepiej mi się biega trochę później. Po co więc jechać? Skoro jednak uiściłem to nie najniższe przecież wpisowe… specjalnie dużo wcześniej, żeby mieć motywację do startu...
Wyjazd do Warszawy zaplanowałem na godzinę 2:00 w nocy, a raczej na 3:00 w związku ze zmianą czasu z zimowego na letni. Przyjazd około 7:00 rano na miejsce, co dawało dużo czasu na dojazd do biura, rozgrzewkę itp. Braku snu podczas jazdy pociągiem się nie obawiałem, w końcu parę lat na nocnych zmianach zrobiło swoje ;-))))
Ku swojemu zdziwieniu na dworcu PKP spotkałem Tomka, kolegę z niedzielnych treningów rusałkowych, który również udawał się na ten sam półmaraton. Jakoś dziwnie wcześniej się nie zgadaliśmy. Tym szybciej nam ta podróż we dwójkę minęła, przede wszystkim na ustalaniu strategii biegu. Kolega planował 1:25 (jak najbardziej z powodzeniem), podczas gdy ja… bezpieczne 1:32.
Na placu Zamkowym pojawiliśmy się na długo przed pierwszymi biegaczami. Było trochę zimno – ale w miarę upływu czasu, i napływu biegaczy – temperatura również wzrastała. Organizacja biegu bez zarzutu – no może, depozyty mogłyby być trochę inaczej zorganizowane, ale o odbiór swoich rzeczy martwiłem się dopiero po biegu. A sam bieg… najpierw wejście do strefy żółtej, tylko z numerami startowymi w odpowiednim kolorze, później przejście elity biegu przez wszystkie strefy i można było już startować. Niepotrzebnie się martwiłem, że stoję trochę za daleko w swojej strefie i przyjdzie mi wyprzedzać zaraz po starcie tłum wolniej biegnących. Trochę wyprzedzałem slalomem, ale nie było aż tak źle. Pierwsze kilometry pokonywałem wraz z grupą biegnącą z pacemakerem na 1:35. Zresztą parę razy dostałem balonem w nos. Obawiałem się, że biegnę za wolno, ale mój sprawnie działający póki co sprzęt pomiarowy mówił mi, że to raczej oni biegną za szybko. W końcu się urwałem za pierwszym punktem z wodopojem, i ruszyłem do przodu. Trzymałem tempo na zaplanowane 1:32:00. Dopiero po 14km zacząłem słabnąć. A później tunel, w którym straciłem możliwość odczytu aktualnego tempa i dosyć mocno przyśpieszyłem., i podobno podbieg… którego niemalże nie zauważyłem. Czyli z formą u mnie nie jest najgorzej. No i finisz… na końcówce próbowałem pociągnąć jeszcze za wyprzedzającym mnie na ostatnich 500 metrach Szmajchelem, ale nie dałem już rady. Mimo to… z nową życiówką 1:31:48 lepszą o około 4,5 minuty od starej, oczekuję teraz na Dębno. Miało nie być mocno, tylko na zaliczenie do korony, ale… wszystko jest możliwe.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Mijagi (2011-04-05,19:33): Jeszcze raz wielkie gratki. Widzimy się w Dębnie. michu77 (2011-04-06,09:18): dzięki! Aby w Dębnie było równie dobrze ;) Kocjur (2011-04-06,14:58): moje GRATULACJE :) no i widzimy się na GP michu77 (2011-04-06,21:29): ...a byłem pewien Piotrek, że pobiegniesz w równolegle rozgrywanym biegu Winogradzkim? Znając kolegi zamiłowanie do imprez wtkkf-u. Czytałem relację w miesięczniku Bieganie ;) Kocjur (2011-04-07,12:20): tia specjalista jestem w tych "egzotycznych" imprezach, że nawet proszą mnie o relacje hihihi
|