2011-02-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| trening zastępczy (czytano: 846 razy)
Znudziły mi się te moje treningi zastępcze i postanowiłem trochę skrócić okres „zaleczania” kontuzji. Ponoć przy urazach zmęczeniowych (głównie złamaniach) stosuje się metodę: nie biegasz dokładnie tyle samo dni (od momentu kiedy ból ustąpi) ile bolało. Mnie bolało 11 cholernych dzionków, a to oznaczałoby, że do biegania powinienem wrócić, gdzieś tak we wtorek 22.02. Powinienem, ale nie wytrzymałem i już wczoraj zafundowałem sobie mały trening biegowy. Co ja mówię – jaki trening? Przetruchtałem raptem 5km i to na bieżni mechanicznej … i to całkowicie po płaskim (co mi się nigdy nie zdarza, zazwyczaj stosuję przynajmniej 1,5% nachylenie dla zniwelowania braku niekorzystnych warunków zewnętrznych). Dziś przebiegłem nawet troszkę więcej, bo aż (hehe) 6,5km, z czego najszybszy został (bardzo delikatnie) pokonany w 5:20. Za mało to i za wolno, żeby określić jaki wpływ będzie miał ten mój nowatorski trening zastępczy, który stosowałem przez blisko trzy tygodnie. Nie muszę dodawać, że pokładam w nim wielkie nadzieje. Nadzieje na to, że nie spadłem do poziomu człapania w bieganiu. Od tego ile zostało, dzięki zastosowaniu orbitreków, spinningów, stepperów i innego tego typu ustrojstw, uzależniam start w kwietniowym maratonie. A gdyby się okazało, że zostało ponad 85% przedkontuzyjnej formy, to może pobiegnę wcześniej w Sobótce. Z czego należy być po dzisiejszym dniu zadowolonym? No moje tętno podczas tego biegu nie skoczyło wyżej niż 135 ud./min. I to naprawdę dobry sygnał, bo oznacza, że jest wydolność tlenowa. Biegło się lekko, swobodnie i wydawało mi się, że mogłem sporo przycisnąć, tyle, że się bałem. Tja. Normalnie pozostał mi jakiś mały uraz psychiczny po tych trzech dniach, w których ból był tak silny pod sporą opuchlizną, że nie mogłem chodzić i teraz „wsłuchuję” się w tę mięśnie podczas ich pracy i cały czas wydaje mi się, że zaraz znów „strzeli” albo coś. Chyba dla świętego spokoju popuszczę jeszcze cały przyszły tydzień. Jakieś takie spokojne 40-50 minutowe wybieganka porobię i trochę jeszcze dołożę tych orbitreków. I się zobaczy.
A jak wyglądały te treningi zastępcze w podsumowaniu (mojego typu), bo odbyło się ich 15 - z czego przez ostatnie dwa tygodnie aż 12 (w większości przypadków zostawiałem kałużę potu pod każdym ze stosowanych przyrządów treningowych) i z nudów bawiłem się w przeliczanie. I tak:
- najwięcej czasu spędziłem na rowerze spinningowym (2 razy zastępowałem długie wybiegania i siedziałem na nim po ponad 2h) – w sumie 603 min, co licząc, że średnio kręciłem ze 30km/h, daje ponad 300 przejechanych km, czyli 20km na trening;
- na orbitreku pałowałem się 425 min, co licząc, że średnio pokonywałem kilometr w 3:50, daje blisko 111 pokonanych km, czyli 7,4 na trening;
- wioślarza ktoś ukatrupił i „pływałem” tylko 43min w 4 treningach, co licząc, że średnio machałem w tempie 2:10/500m, daje niecałe 10km, czyli po 2,5km na trening;
- na ruchomych schodach (zajebiaszczy wynalazek, ale nie wszędzie dostępny) spędziłem 63min w 7 treningach (na początku kontuzji nie mogłem używać), co licząc, że pokonywałem średnio 95 schodów na minutę, i że 20 schodów to piętro, daje blisko 6000 schodów czyli 300 pięter;
- i ostatecznie coś co nazywam uphill, czyli marsz na bieżni mechanicznej pod 15% nachylenie (też stosowane na etapie bezbolesnym kontuzji) na którym zeszło mi 101 minut w 6 treningach, co licząc, że szedłem 11min/km, daje 9,2km w dystansie i prawie 1,4km w pionie hehe.
Brzmi nieźle – zobaczymy czy działa. Trzymajcie kciuki (pliz!!!).
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga dziesiatka (2011-02-19,18:24): na pewno się nie zmarnuje. Prośba przyjeta do realizacji:-) boby (2011-02-28,12:54): To chłopaku szacuneczek.Masz teraz stalowe nogi{w pozytywnym znaczeniu oczywiście)zwłaszcza te schody-jestem pod wrażeniem.Ja od dwóch tygodni nic ,kontuzja i grypa.Zazdroszczę młodzieńczego zapału.Pozdrawiam serdecznie raFAUL! (2011-02-28,15:16): zapał zapałem ale od ponad miesiąca nie trenowałem na zewnątrz! O bieganiu nawet nie wspominając. Może się nagle okazać,że jestem lepszym kolarzem niż biegaczem i wtedy lipa. Współczuję kontuzji przed Sobótką.
|