Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
91 / 217


2010-11-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
ja oszust (czytano: 596 razy)



Absolutnie rozbawiła mnie dyskusja na forum przy Półmaratonie Kościan. W zasadzie nie sama dyskusja, tylko postawa niektórych dyskutantów, którą nazwałbym: na honorowego biegacza. Dwa stwierdzenia wyróżniały się spośród innych swoją bezwzględną naiwnością.
Pierwsza rzecz, która doprowadziła mnie do śmiechu, to wypowiedź mówiąca, że na filmie z zawodów widać jak cała czołówka (elita) ścina trasę…Toż to haniebne! Straszne! Potworne! No cóż, wydaje mi się, że czołówka ma w głębokim poważaniu dokładność dystansu jaki biegnie i precyzję czasu jaki uzyska. Elita się ŚCIGA! I nie zwraca uwagi na nic innego. Jestem pewien, że nawet najlepsze życiówki nie mają dla nich takiego znaczenia jak wygrana czy zajęte miejsce i związane z tym nagrody czy inne korzyści.I teraz najważniejsze: to, że istnieje możliwość ścinania trasy to ewidentny błąd ORGANIZATORA. Tylko i wyłącznie jego. Trasę zawsze można otaśmować, ogrodzić albo postawić wolontariusza, który będzie blokował skrót. Przecież wiadomo jak się zachowuje biegacz, któremu pot zalewa oczy. Idzie jak prąd, po najmniejszej linii oporu. Bo bieganie, szybkie bieganie jest samo w sobie tak cholernie męczące i bolesne, że idiotyzmem byłoby zajmowanie się podczas wyścigu czymkolwiek innym niż prędkość. I to właśnie dlatego mądry pan atestator mierzący trasę w miejscach, gdzie to możliwe, ścina dokładnie tak, jak to zrobiłby biegacz. Na ten przykład wspomnę tegoroczny bieg na 10km w Żmigrodzie. Ciąłem tam wszystkie krawężniki jak leci. A że było pięć rund po 2 km to uzbierało się tego skrótu tak ze 100 – 120m. Tak na moje oko. A tu na mecie niespodzianka. Garmin pokazał 10km ze sporą nawiązką! Oczywiście trasa miała atest. Inny przykład to 10km w Jaworze. Biegłem na wynik. Znów ciąłem co popadnie, bo trzymałem się jak tylko mogłem ludzi, którzy mieli wyższy poziom sportowy od mojego. Oni cięli, ja za nimi. gdybym choć raz obiegł przepisowo krawężnik straciłbym kontakt z moimi „zającami”, musiałbym nadgonić (łatwo powiedzieć) – czyli nadwątlić dodatkowo siły lub w najlepszym przypadku stracić rytm przez rwanie. Na mecie miałem 150m mniej niż 10km. To oznacza, że organizator mierzył po asfalcie nie uwzględniając widocznych i oczywistych skrótów. Takich jak wybór pomiędzy poruszaniem się łukiem zakrętu po jezdni a możliwością biegu w linii prostej po chodniku. Wiraż zmusza przecież do dodatkowego wysiłku poprzez no nie wiem zmianę środka ciężkości, balans, ustawienie stóp, zmianę kadencji. Według mnie to nie błąd biegaczy, że za wszelką cenę starają się utrzymać najwyższą możliwą prędkość i w takim biegu nie pokonują dokładnie 10km. W tym akurat przypadku i moim zdaniem organizator zmierzył za krótką trasę, której długość wynosiła powiedzmy 9,85km!
A teraz kolejne stwierdzenie, które aż mnie doprowadziło do łez (ze śmiechu). Kolega forumowicz napisał: czy wam nie drży ręka przy wpisywaniu życiówek z trasy na której skracaliście (czyli oszukiwaliście)?
Nie, mi nie drży. Mam gdzieś dokładność życiówki. Nie robi mi od pewnego czasu najmniejszej różnicy czy sobie wpiszę 39:10, 39:30 czy 39:50 na dychę. Mi zależy na subiektywnym odczuciu łamania kolejnych barier np. takich jak 50min (5:00/km) , 45min (4:30/km), 42:30 (4:15), 40 (4:00) i tak dalej. Jeśli trasa była krótsza to sobie to przeliczam ze średniego tempa biegu albo średniej ostatniego kilometra jeśli był wolniejszy (uwzględnianie słabnięcia na finiszu), ale i tak generalnie wiem czy coś złamałem czy nie. Nie potrzebuję super prawdziwego dowodu. To tylko bieganie nie pracuję przecież w aptece. I w tym wspomnianym Jaworze miałem 39:46 z przeliczenia z oficjalnego czasu, który brzmi 39:10. Żadna różnica dla mnie. Nawet jakbym miał 40:20 to czułbym, że pobiegłem dobrze i bariera 40min jest moim aktualnym poziomem sportowym. A tak na marginesie, gdybym nie ścinał za moimi „pacemakerami” prawdopodobnie nie zmusiłbym się do takiego wysiłku jak przy szalonej wręcz próbie utrzymania tempa lepszych zawodników. Gdyby mi szybko odeszli negatywnie zadziałałaby psychika.
Wczoraj biegłem w Tychach półmaraton. Trasa wg. mojego GPS’a była krótsza o 270m (tu akurat możliwy duży błąd aproksymacji na częstych zakrętach przy omijaniu zygzakiem błota, ale załóżmy, że pokazywał dobrze). Miałem 1:30:04 czyli po najmniej opłacalnym dla mnie przeliczeniu 1:31:04. Nie ścinałem bo akurat nie było czego. Na trasie było błoto, które wybijało z rytmu, trzeba było nieustannie dublować (omijać) patykarzy, często zmieniał się rodzaj nawierzchni itd. w sensie było trudno. Co uważam na temat tego wyniku? Jestem na 1:30 w półmaratonie a raczej to mój aktualny poziom sportowy. Moje subiektywne odczucie jest takie, że w optymalnych warunkach czyli na asfalcie z zawodnikami, których mógłbym się trzymać (tu biegłem 14km samotnie) zszedłbym poniżej 1,5 h. To czy byłoby to o sekundę czy minutę nie robi mi różnicy. Dlatego nie pojechałem na lepszą trasę do Kościana, bo mam gdzieś precyzyjny wynik. Ja lubię Perłę a start w tej edycji dał mi odpowiedź na to czego się chciałem dowiedzieć. Wiem, że jestem „w gazie” i wiem gdzie na trasie traciłem czas, którego normalnie na asfalcie bym nie pogubił. A gdybym w Tychach przybiegł na 1:33 wtedy wiedziałbym, że 1:30 jest poza moim zasięgiem i czas skończyć sezon.
Ostro reasumując uważam tych honorowych biegaczy za kretynów. Można ich poznać po tym, że jako jedyni z całej pędzącej grupy omijają krawężnik, który się przez niedopatrzenie lub niewiedzę organizatora prosi o ścięcie. Honorowym polecam kręcenie życiówek na stadionie bo biegi uliczne rządzą się swoimi prawami. I to dlatego podaje się dystans w kilometrach a nie metrach. Oczywiście święcie wierzę, że honorowi biegacze (którzy patrzą m.in. na mnie z góry waląc knoty typu: drżąca ręka) nie opierdalają się w pracy, nie słuchają mp3 i nigdy nie kłamią. I że powiedzieli swoim małym dzieciom, że Święty Mikołaj to lipa i tak naprawdę nie istnieje.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


KARMEL (2010-11-08,23:23): Hehe...A tych kretynów nazwałbym też staluchami bez odroniny wyobraźni matematycznej.Przecież ścinający zakręty i tak je nadrobi w innym miejscu - przy wyprzedzaniu zakreślamy jakiś łuk zawsze i ten tor łuku ma większą odległość niż odcinek na wprost, w innym miejscu jakaś tam przeszkoda też zaistnieje, przy omijaniu której też zakreślamy łuk.
raFAUL! (2010-11-09,10:58): Nie zgadzam się. Omijanie przeszkód czy innych biegaczy leży w naturze biegania i nie można tego doliczać do długości trasy.
dziesiatka (2010-11-09,21:07): ze swej strony dodam że w paru miejscach an jezdni stały samochody. Zgodnie z pkt widzenia nietnących należałoby po nich przebiec. Ominąłem. Drży mi ręka... Ps. o co chodzi z Mikołajem? Jak możesz mówić że go nie ma????!!! Nie żartuj tak nawet:-)
amd (2010-11-10,10:10): A gdzież się podziała Twoja bezkompromisowość i czarno-białe blogowe widzenie świata ? :) Atest to atest, z definicji nie można zrobić go i przejechać się po krawężniku. Org musi stawiać barierki na każdym krawężniku, żebyś nie oszukiwał ? Nie możesz tego zrobić sam z siebie ? :) W swoim blogu nie unikasz czerni i bieli - więc napisze tak samo. Nie ścinam, bo nie jestem kanciarzem. Przynajmniej czuje się dobrze z moją życiówką. Jak Tobie nie przeszkadza de facto oszukiwanie podczas biegu, czujesz się z tym dobrze - Twoja sprawa. Chcesz mnie uważać przez to za frajera - to również nie mój problem. ;-)
raFAUL! (2010-11-10,16:25): UUUUuuuu ktoś się poczuł urażony! Na pocieszenie wyobraź sobie tylko jakie straszne mnie dręczą koszmary za to całe oszukiwanie. Dziwne jest jednak to, że jak trasa ma atest to ścinanie prawie zawsze graniczy z cudem (mar WRO, KRA, GDA; półmar KAT, KAT2, GRO) i choćbym może i nawet chciał kantować(żeby zrobić fenomenalną życiówkę) to dystans zawsze jakoś wychodzi większy. No i wszędzie są taśmy, wolontariusze i inne blokady.
raFAUL! (2010-11-10,16:32): Przygotowanie terenu rywalizacji sportowej, wydawać by się mogło, zawsze polega na dokładnym wyznaczeniu placu gry poprzez malowanie linii, zakładanie siatek, ogrodzeń, rozstawianie sędziów oraz odpowiednim oznakowaniu go itp. Więc TAK! muszę mieć wszędzie słupek - wtedy się czuje przeszczęśliwy.
KARMEL (2010-11-10,16:47): Być może pozostaję przy prymitywnej relacji matematyczno - fizycznej, ale nikt "nie oszuka" CROSSU. Podbiegi stanowiące domenę CROSSU skutecznie wyrównają rachunki, z dobrą nawiązką.
amd (2010-11-10,18:40): :) Rafał, nie poczułem się urażony :) Serio serio. Nie jestem dzisiaj w swojej najlepszej formie, poza tym mam spore problemy ze zwięzłością, dlatego komentarz wyszedł mi znacznie gorzej niż chciałem. Dlatego zrobiłem wpis u siebie na blogu, gdzie - mam nadzieję - udało mi się oddać znacznie lepiej to, co chciałem osiągnąć. Jak tam napisałem - masz określony styl, wpis jest "w Twojej normie" - i na swój sposób mi się naprawdę podoba. A że w kwestii mam nieco inne zdanie - więc ująłem je w swoim blogu. :) Zero urazy, zero złości, no i na pewno nie podstawię Ci nogi na biegu a Twój poziom biegowy (wynikający z pogoni za określoną grupą) jest dla mnie niekwestionowany. A Twoje PB biegasz dla siebie, jak to Ciebie zadowala- jest ok. :)







 Ostatnio zalogowani
Admin
01:53
kmajna
01:33
Citos
00:44
lordedward
23:59
passta
23:43
Raffaello conti
22:47
gruszken
22:39
LukaszL79
22:20
Endil
22:05
ula_s
21:45
młodyorzech
21:44
kos 88
21:43
Januszz
21:18
Wojciech
21:13
Isle del Force
21:09
zulek
21:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |