2010-10-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ryksiarz (czytano: 499 razy)
Po licznych ostatnio perturbacjach życiowych mam w końcu ciepłą wodę! I ogrzewanie. I nawet prąd przez całą dobę, nie wspominając już o internecie i świętym spokoju – wolnym od osiemdziesięcioletniej współlokatorki ze zdiagnozowaną i NIELECZONĄ schizofrenią paranoidalną. W końcu spokojnie, bez strachu, że pomiędzy moimi cudownymi łopatkami wyląduje piętnastocentymetrowy nóż, mogę iść w nocy zrobić siusiu. Mogę się kąpać kiedy chcę i korzystać z niewątpliwego przywileju posiadania energii elektrycznej kiedy mi się tylko zapragnie. Nikt nie dręczy mnie też krzykami w środku nocy w stylu: zostawcie mnie w spokoju, odejdźcie, kim wy jesteście-mordercy itp. No, ale prawda jest taka, że tak do końca na to nowe miejsce mnie nie stać, choć mam nadzieję, że do końca roku to się zmieni. Tak czy inaczej dwie przeprowadzki w zaledwie 12 tygodni spowodowały u mnie dziwne zmiany w sposobie patrzenia na świat, a w szczególności, na coś co zwiemy - dobytkiem. Stanowczo stwierdziłem (po tej drugiej przeprowadzce), że otacza mnie zbyt wiele przedmiotów. Nie dlatego, że musiałem je dźwigać. Włażenie na czwarte piętro z kineskopowym TV o przekątnej ekranu 29”, ważącym około 50kg zawsze można potraktować jako trening siły biegowej, ewentualnie jako trening siłowy ogólnorozwojowy. Chodzi mi o to, że mieszkając przez dłuższy czas w miejscu, które nazywamy domem, mamy tendencję do składowania (choć wolę określenie – chomikowania). Upychamy tu i ówdzie rzeczy, które według pierwotnej oceny, na pewno nam się kiedyś przydadzą. A w rzeczywistości przydają się bardzo rzadko jeśli w ogóle. Zbieramy, gromadzimy, otaczamy się tym wszystkim aż po uszy. Owszem przywiązujemy się do pewnych rzeczy. I w zasadzie ta więź emocjonalna jest kwintesencją tego całego…chomikowania. Myślenie w stylu „wartości nie ma, chociaż ma – sentymentalną…”ale wracając z tych głębokich głębin…
Pewnego wieczoru, kiedy się już ostatecznie rozpakowałem, stwierdziłem, że te wszystkie dobra materialne, które do tej pory były dla mnie niewymiernie ważne zaczynają być uciążliwe i ich posiadanie w gruncie rzeczy jest dla mnie coraz mniej istotne, a już na pewno jakoś mnie specjalnie nie cieszy. I to mimo tego, że oczywiście przedstawiają jakąś tam wartość pieniężną. Acha i nie żeby było tego jakoś tak specjalnie dużo (cztery kursy samochodem osobowym), chodzi raczej o zasadę. Żeby zrozumieć dokładnie siłę tego odczucia należy sobie wyobrazić Jeremiego Clarksona, który zaczyna patrzeć z obrzydzeniem na swój ukochany samochód.
Tego wieczora przeraziłem się, bo zaczęły mnie nachodzić typowo buddyjskie myśli (nie! – ciągle jestem piekielnym ateistą). A co jeśli by tak to wszystko sprzedać, opchnąć, rozdać, pozbyć się? I zostać z naprawdę minimalną ilością „obciążenia” dobrem trwałym, materialnym? Najlepiej z jedną, nie za dużą torbą i może plecakiem. No dobra – rower musi być. Tak więc z jedną nie za dużą torbą, plecakiem i na rowerze. Wiem, że to niedorzeczne, ale wizja ta stała się dość nęcąca. NĘCĄCA. Serio. Sam się temu dziwię. Bezsprzecznie pomaga w tym myśleniu fakt ponownego życia w trybie… hmm… nazwijmy to – studenckim – jakie w tej chwili prowadzę, bo choć można je nazwać quasi-wolnością to tak w zasadzie nie jest już tak fascynujące jak za pierwszym (oryginalnym) razem. Jest wtórne i miałoby ewidentne zalety, gdybym był człowiekiem młodym. Ok. – bardzo młodym. To, co chodzi mi po głowie, to trochę marzenie dzieciaka oglądającego programy Tonego Halika: pozbądź się wszelkich durnowatych zobowiązań (typu: raty, umowy na telefon, TV) zapakuj ten swój mikro dobytek, najlepiej w wózek, który następnie przyczep sobie do paska i pobiegnij/pojedź/dostań się gdzie tam sobie tylko chcesz. No nie wiem. Brzmi ekstra banalnie. STRASZNIE. A jednak, kiedy pomyślę o kolejnym miesiącu i następnym i następnych dwunastu i następnych trzech latach i może dziesięciu następnych latach - to co się w sumie zmieni? Coraz bardziej będę się nudził w pracy(bo przecież w związku z coraz większym doświadczeniem pojawia się coraz mniej wyzwań), będę się otaczał większą ilością przedmiotów i dóbr umożliwiających „odsapnięcie” po pracy, przebiegnę kolejne 1180 biegów, wpierdzielę się w kolejne zobowiązania kredytowe, spędzę 100 000 godzin przed TV i komputerem, zmarnotrawię całą masę czasu na bezproduktywnym ględzeniu i wymądrzaniu się (zazwyczaj przy alkoholu, choć oczywiście nie zawsze)… Tak czy inaczej nie widzę tam specjalnie wielu możliwości drastycznych zmian z pewnego procesu … życiowego, jaki sobie, a także poprzez normy i wymogi społeczne, sami narzucamy.
I to chyba dzięki obserwacjom młodych Yuppie mieszkających w sąsiedztwie, tak perfekcyjnie dążących do posiadania wypasionego domu w modnej dzielnicy(w pierwszej kolejności), stylowych ciuchów, super samochodów, cudów techniki na użytek własny, wczasów w siedmiogwiazdkowych hotelach, zdałem sobie sprawę, że co jak co, ale to na bank nie moja wizja świata. Wprawdzie nigdy nią nie była, ale zupełnie odmiennie pojmujemy sukces i dostatnie, szczęśliwe życie. Chyba jednak naprawdę wolę nie posiadać…
To „myślenie” sobie rośnie i NIE! – nie mam najmniejszej oznaki depresji, więc gleba jest średnio urodzajna. Tak sobie myślę, że jeśli to nie jest odpowiedni czas, aby pomyśleć o życiu inaczej, to drugiej takiej okazji mogę już nie dożyć.
PS. Oddam medale pamiątkowe z biegów (strasznie dużo ważą). Są bez wstążek, bo poucinałem, żeby się mieściły do jebitnego wazonu marki Ikea. Jeśli ktoś jakiegoś potrzebuje, bo np. się w jakiś sposób nie załapał to niech sprawdzi moją listę startów z ostatnich dwóch lat i da znać.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga michu77 (2010-10-16,21:08): ...takie myślenie jest niebezpieczne! Powinien być na to jakiś paragraf ;) KARMEL (2010-10-17,13:55): I.Medali pamiątkowych nie oddawaj nikomu pod żadnym pozorem!
To Twoja "wizytówka" sportowa, wystrój wnętrza (nawet gdybyś mieszkał w drewniance lub w gliniance - dobre chałupy tak na marginesie ),czasami nietypowy środek zainteresowania gości w Twoim mieszkaniu, może nawet tarcza i ochrona? Poza tym jeśli sobie oprócz setek innych, kilkanaście wisi w jednej gromadzie, to można sobie uczynić fajny dodatkowy dzwięk silnie dotykając ręką przy trzasku kielichów lub szklaneczek piwska. KARMEL (2010-10-17,14:05): II.To Ci się należy Rafał i nie zaprzeczaj!Jesteś najlepszym polonistą spośród blogerów w tym portalu.
Sam prof.Miodek wystawiłby za Twoje wypowiedzi wysoką recenzję. KARMEL (2010-10-17,14:23): III. Zodiakalny Wodnik to "inteligentna instytucja". Ma znaczną przebitkę nad sąsiednim Koziorozcem. Wiem, bo sobie poczytałem opisy znaków dawno temu tu i tam ( nie horoskopy dzienne, bo to trele - morele ). Co prawda zbytnio nie afiszuję się z dziedziną wiedzy, jaką jest astrologia, ale coś w tym jest... Z Tobą na czele znam 31 Wodników, bystrzaki ogólnie. raFAUL! (2010-10-17,15:18): Eeeee tam. Przesada. Medale i tak rozdam - koleżanka podsunęła fajny pomysł z dzieciakami. Polonistą nazywamy osobę, która stoi pod hotelem Polonia (dowcip mojej polonistki) hehehe raFAUL! (2010-10-17,15:21): AAAA za sportową wizytówkę uważam swój brzuch ... a właściwie to ciągle jeszcze jego brak :) KARMEL (2010-10-18,13:31): IV.Poziom bogactwa jest pojęciem względnym a jego poczucie bywa silnie subiektywne.Postaram się streścić jakoś, bo za chwilę napiszę tutaj niechcący doktorat z psychologii materialistycznej hehe...Poczucie komfortu materialnego zależy od zadowalającego nas poziomu konsumpcji oraz kwestii inwestycyjnych - oczekiwań i możliwości w tym zakresie oraz rodzaju inwestycji.
Czasami bardzo ważne jest, jak czuję się z tym co mam.
Gościu mieszkający w gliniance lub drewniance przepisanej mu przez babcię może czuć się bardziej szczęśliwy od tego, co ma mieszkanie typu apartamencik lub extra willę, które są obciążone kredytem hipotecznym jeszcze na długi długi czas.
A skoro nie przywiązujesz wagi do dóbr materialnych, to znaczy ,że jesteś twórczy Rafał. KARMEL (2010-10-18,21:14): V. A w pracy lepszy względny spokój niż jakiekolwiek formy dokuczania, ośmieszania, szodliwości zwłaszcza świeżego pracownika niezbyt szybko uczącego się nowych rzeczy. W konsekwencji prowadzi to rozstroju zdrowia psychicznego,gdzie o odwecie pracownika natury karnej wobec złych współpracowników i przełożonych nie wspomnę...
Także lepsza nawet nuda niż stres związany z brakiem wiedzy i umiejętności, stanowiący źródło mobbingu i wymuszający skrajne zachowania na prześladowanym pracowniku.
|