2010-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| muszę poględzić bo nie usnę (czytano: 443 razy)
Wczoraj odbyłem jeden z najnudniejszych treningów w moim życiu. Serio. Kilometry dawno już nie były tak długie, a pętla o długości 2,8km tak jednostajna i nieciekawa. A wszystkiemu winna jest ostatnio stosowana przeze mnie buntownicza (przeciw lekarzom-ortopedom mówiącym: nie biegać), nowatorska (Billat vs. Fitzgerald) choć jednocześnie tylko zastępcza (oczywiście, że przez kontuzję) metoda treningowa. Owa metoda, jak już przybąkiwałem lekuchno w poprzednich wypowiedziach, polega na krótkich jednostkach treningowych – krótkich, ale za to szybkich, czy też skrajnie urozmaiconych. W związku z tym, że w tym tygodniu, od poniedziałku licząc, miałem już trzy takie na koncie: fartlek z podbiegami, kros aktywny + 3M, 12x32”@95% to w czwartek postanowiłem pobiegać tylko i wyłącznie w strefie tlenowej na poziomie 135 bpm. Jeeeeezuuuu. Toż to był koszmar. Niecałe 16km a wynudziłem się jak na trzygodzinnym seansie w teatrze. Sfrustrowany, postanowiłem się w odwecie dobrać komuś do dupy (wiem jestem złośliwą mendą). Padło na akcje w stylu: cała Polska biega, wszyscy biegamy, biegaj z nami itp.
Tak więc. Zastanówcie się kto promuje te akcje? Kogo pamiętacie z kampanii medialnych odzianych w odpowiednie koszulki? Kogo widzicie na startach tych masowych molochów biegowych (zwłaszcza w Wawie, choć i we Wro mieliśmy w tym roku przyjemność). Kto sprawia, że przeciętny wąsaty, brzuchaty piwożłop i jego siłą wtrącona do kuchni żona w trwałej ondulacji idzie do parku potruchtać (a swoją drogą, za pół roku próbuje robić koronę maratonów polskich)? Wiem, że na usta ciśnie się: MY – biegający już od dawna sąsiedzi, znajomi czy rodzina. Nic bardziej mylnego. Otóż ostatnimi czasy często zaglądam w materiały promocyjne dotyczące biegania (prasa, Internet, przebitki TV) a nawet zdrowego trybu życia poprzez bieganie (nie dotyczy akcji charytatywnych). I co ja tam znajduję? Ano celebrytów. CELEBRYTÓW. Okazuje się, że nic nie skusi Polaka (zresztą pewnie nie tylko Polaka) do chwalebnego naśladownictwa lepiej niż morda „gwiazdy” telewizyjnej. Popatrzcie tylko na wysyp szkół tańca i ilości chętnych do uprawiania tej formy aktywności po kilku edycjach znanego programu rozrywkowego. Abstrahując, ostatnio dowiedziałem się że: Dereszowska biega, Bujakiewicz biega, Rojek biega, Miko biega, Wesołowski biega, Lis biega, Sadowska biega, Kraśko biega (to i nawet Premier biega). No jak oni biegają, to nic tylko zacząć. No bo niby skąd my możemy brać przykład? Od tego sąsiada co miał kiedyś dwa stany przedzawałowe a teraz jest w klubie stu? Od tego grubasa z bramy obok co teraz waży 55 kg? Od tej z naprzeciwka co paliła fajkę za fajką? Od pani sklepikarki, listonosza, tynkarza? Od tych wszystkich, którzy po cichutku, w przestarzałych dresach wytruchtywali nam ścieżki po parkach? Nie, broń boże! Cała Polska biega dzięki uśmiechniętym, wysponsorowanym mordom clebrytów. A możecie mi wierzyć – nasze życie ma z ich naprawdę niezbyt wiele wspólnego.
Jest taki cykl historii o biegających ludziach. Ma on odpowiednie miejsce w OBU naszych fachowych periodykach biegowych. Zupełnie tak jak „testy” butów. Tyle, że w obu zajmuje ostatnią (!!!) stronę magazynu. Różnią się tym, że Bieganie przedstawia nam niesamowitych (ZUPEŁNIE POWAŻNIE!!!) mleczarzy, emerytów, pijaków, ex-piłkarzy ze zdumiewającymi osiągnięciami biegowymi a Ranersłotr pokazuje nam zdjątka odzianych od stóp do głów, uśmiechniętych znanychzeszklanego jegomości próbując wmówić czytelnikowi, że oto gwiazda tego a tego znalazła nowy styl na życie.
Dedykuję J.K. – świetnemu skądinąd biegaczowi, który przestał odróżniać „dobro od zła”.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga raFAUL! (2010-10-15,18:07): Pan z numerem 98 - Edward Kościak - mam nadzieję, że nie pozwie mnie za pokazanie foty bez jego zgody - jest moim idolem w sensie sylwetki biegowej. Ilekroć spojrzę na to zdjęcie, wiem, że mogę zrzucić jeszcze spalając dwie tony tłuszczu.
|