2010-10-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| fasolka (czytano: 354 razy)
Naszła mnie dość nagle nieodparta pokusa zjedzenia potwornej ilości fasoli po bretońsku. To może oznaczać tylko jedno – faktycznie nadeszła już jesień. Dokładnie co roku, o bardzo podobnej porze „nachodzi” mnie fasolka. Wiedziony, nie wiadomo jakim impulsem, gotuję więc cały, wielgachny gar mojej odmiany tej strawy – na ostro z chilli. Co roku oznacza to, że zaczynam marznąc, a TAKA fasolka jest gorąca, nawet kiedy w rzeczywistości jest zimna i rozgrzewa bardziej niż grzaniec z miodu pitnego zmieszany z imbirem.
Nareszcie zrobiły się „moje” warunki - w sensie temperaturowym - do biegania. Tak, tak. Mimo iż na życie marznę (jak większość chuderlaków) to biega mi się fantastycznie przy temperaturach bliskich, a nawet niższych od 10st.C. I wybitnie w ciągu ostatnich dwóch tygodni mój organizm zasugerował, że jeśli mam zamiar coś z siebie jeszcze wycisnąć – to on nie widzi przeszkód (nawet kolano jakoś się ostatnio nie uaktywnia). I tak, całkiem zupełnym, nieoczekiwanym przypadkiem i tak całkiem zupełnie z niczego zrobiła mi się nowa życiówka w półmaratonie! Może nie poprawiłem poprzedniego wyniku znacząco – jakieś 45 sek – ale fakt wart jest odnotowania w sposobie w jakim do tego doszedłem. Otóż poprzedni rekordowy wynik na tym dystansie wykręciłem w marcu w Sobótce…i był to wyczyn mocno podbudowany szaleńczymi zimowymi przygotowaniami. A tym razem, nie dość, że miałem lekkiego kaca to dwa wcześniejsze tygodnie upłynęły mi na treningowym oszukiwaniu kolana, że w istocie nie trenuję. W praktyce oznaczało to zmniejszenie tygodniowego przebiegu do jakichś 30 km. W każdym bądź razie – szybkich 30km. Przeciętny trening musiał trwać krócej niż 40 min, bo kolano orientowało się, bezlitośnie przypominając niesympatycznym bólem o stanie zapalnym którychś tam przyczepów mięśni, że coś tu nie gra. Zatem Katowice znów (po Maratonie Kukuczki) okazały się szczęśliwe. Biegło się superaśnie (zwrot podsłyszałem w autobusie) i gdzieś tak w okolicy drugiej siedmiokilometrowej rundy zdałem sobie sprawę, że lecę na wynik oscylujący w okolicy 1:33 a jak troszkę mocniej pokręcę to może (nie zapeszać) zrobi się blisko „Sobótki”. I pokręciłem. Podczas tych ostatnich dwóch rund złamałem też życiówkę na 12 i 15km.
A w zeszłym tygodniu wystartowałem w lokalnym biegu w Żórawinie na dystansie 9km. Też trzy rundy. Na pierwszej goniłem Dżej Dżej aż mi się to udało. Na drugiej „wiozłem” się na niej spodziewając się kontrataku (w końcu jest dużo lepsza) i tylko trzymałem dyktowane przez nią tempo. A na trzeciej, żeby się zrewanżować chciałem ja pociągnąć ale niechcący mi się uciekło. I wyszło średnio 4:03/km. A to oznacza, że nawet jeśli bym pobiegł dziesiąty km w jakieś 4:12 – 4:15 to zrobiłbym powiedzmy 40:45 na dychę – czyli żyćko lepsze o ponad minutę! A nie byłem jakoś tam strasznie zmasakrowany. Szkoda mi tylko tego, że nie mam gdzie sprawdzić się na właśnie takiej atestowanej dyszce. Na wyjazd ostatnio mnie nie stać a Wrocław ma tylko jeden atestowany bieg – maraton. A tak to ze 20 razy ganiamy się po wałach odrzańskich i przeróżnych parkach – ale o tym innym razem. Póki co, czas na kolejną porcję diabelskiej fasolki.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga KARMEL (2010-10-14,20:33): Uwielbiam jesienne treningi, zwłaszcza tak listopad, grudzień. Jakąś magiczną moc mają w sobie. Koszulka, spodenki,ostrzyżony do połowy na łyso, w głowie przeboje Liroy" a lub Rihanny ( zwłaszcza "Disturbia " ) i cisnę taki jesienny trening. Jesienne klimaty są "luksusem". Nienawidze maja, a listopad uwielbiam. dziesiatka (2010-10-14,21:15): Co do fasolki-pełna zgoda:-) Co do atestowanych biegów-to w sumie skandal że nie mamy oprócz maratonu, połówki i dychy. Może kiedyś... amd (2010-10-15,10:05): Fasolka ... :) Chyba też muszę sobie zrobić jaki gar :) raFAUL! (2010-10-15,17:58): Wiecie co? Jem trzeci dzień i jakoś nikt nie chce mi wtórować! Chyba tę resztę zamrożę :) raFAUL! (2010-10-15,17:59): King - specjalnie dla Ciebie w przygotowaniu wpis z moją playlistą KARMEL (2010-10-16,18:20): Z góry dziękuję. To ciekawe może być, któreś kawałki powinny być częścią wspólną, a może i nieznane dla mnie masz na tej playliscie. Ja to raczej tak na fristajlo, nie mam ulubionego rodzaju muzyki, wszystkiego po trochu słucham. Bardzo subiektywie podchodzę... raFAUL! (2010-10-16,20:27): Raczej nie znasz, choć mam nadzieję, że się do czegokolwiek przekonasz. Coming Soon w każdymbądźiu :)
|