Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
71 / 217


2010-08-24

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
izo to nic (czytano: 476 razy)



Mimo, iż Amerykanie twierdzą, że muszą podnieść ceny biletów lotniczych, tłumacząc się wzrostem wagi przeciętnego pasażera w USA o kilkanaście procent w przeciągu dwóch ostatnich dekad to jednak zauważalny jest wśród ludzi (nawet u Amerykanów) wzrost zainteresowania aktywnością fizyczną. Oczywiście my w Polsce zauważamy go głównie w postaci zbyt wygórowanych cen za sprzęt sportowy typu: samobiegające buty, koszulka co się nie poci, legginsy w których płynie krew, bezwonne skarpetki i majtki w których nie pocierają się o siebie jajka, bo nie da się ukryć, że u nas sportem numer łan jest dojenie piwska co wieczór. Ci bardziej wytrenowani czy też profesjonalni zawodnicy tej dyscypliny trenują nawet dwa razy dziennie albo non stop. Mamy w chlaniu też - oczywiście w przeciwieństwie do innych sportów - całą masę sukcesów na arenie lokalnej oraz międzynarodowej. Tak więc niektórzy przedsiębiorcy połączyli ze sobą kilka takich faktów i ostatnio zarzucili nas całą masą nowych napojów dla sportowców czyli izotonicznych. Czytałem niedawno opracowanie, które porównywało skład i takie tam duperele tychże trunków i bezwzględnie wyszło, że generalnie specyfiki te niczym się nie różnią. Wszystkie smakują podle, mają niewiarygodnie niezdrowe kolory i co udowodnił Tronina na łamach swojego Biegania wbrew wszelkim obowiązującym poglądom – nie zapobiegają kurczom!!! No nie – wróć – różnią się oczywiście ceną i nazwą. Cena jak cena, kto chce przebiec szybko i nawodniony maraton nie dba o kasę. Ale zawsze możemy się przyjrzeć temu, co w naprędce powymyślali specjaliści marketingowi, znawcy rynku wprost po dwuletnim studium wizażu i reklamy oraz po tygodniowym kursie „jak zostać słynnym i bogatym pomysłodawcą”. Wyobraźmy sobie sytuację kiedy po pokonanym bez ściany, wspaniałym dla nas biegu maratońskim, z nową cudowną życiówką wpadamy naładowani adrenaliną, endorfinami i z piersią dumnie prężącą się pod najnowszą koszulką Asicsa do najbliższego sklepu spożywczego w celach nabycia trunku izotonicznego. Naturalnie, że dialog powinien wyglądać tak:

MARATOŃCZYK (z zaciśniętymi pięściami, medalem na szyi i wielkim uśmiechem mówiącym o niewiarygodnym sukcesie) – czterym…eee…mm…mmoo…czterymowe
/produkt ma nazwę, którą pisze się – 4MOVE/
SPRZEDAWCZYNI (z podejrzliwym zdziwieniem) – czterymowe?
MARATOŃCZYK (bez cienia zażenowania) – No! Te nowe z reklamy.
SPRZEDAWCZYNI – ok. (stawia czteropak Łomży na blacie) Myślałam, że się mówi normalnie Łomża, ale ja tu nowa jestem. Niedawno koleś z Warszawy pytał o Kurewskie i też nie wiedziałam.
MARATOŃCZYK (zdębiały) – No ale … eee… ja chciałem tego no dla sportowców for…eee…fur…eeee…fourmufa
SPRZEDAWCZYNI (zniecierpliwiona) – wszystkie piwa mają sportowe reklamy, albo takie tam podobne a tego furma nie mamy. To co, bierze pan Łomże?

Albo tak:

MARATOŃCZYK (z zaciśniętymi pięściami, medalem na szyi i wielkim uśmiechem mówiącym o niewiarygodnym sukcesie widzi super atrakcyjną sprzedawczynię) - Ń Bry kochaniutka!
SPRZEDAWCZYNI (poprawiając przyduży dekolt przydługimi tipsami) Ooooo u chuchu dla kogo bry dla tego bry. Co podać?
MARATOŃCZYK (z lekko uniesioną brewką i wypiętym torsem podparty jednym łokciem o ladę) OooSZI raz!
/produkt ma nazwę, która wygląda tak – OSHEE/
SPRZEDAWCZYNI (patrzy z obrzydzeniem i sięga po czasopismo O!SHE) – hmm! (na blacie ląduje pisemko z rozbieranymi zdjęciami kobiet w niewiarygodnie niewygodnych pozycjach)
MARATOŃCZYK (skonsternowany i zawstydzony) – no…ten…ale…mi chodziło o oshe
SPRZEDAWCZYNI – a nie Oshe już tu nie pracuje skończył studia i wrócił do Afryki.
MARATOŃCZYK (???) - ???!

Doprawdy nie rozumiem dlaczego na rynek wyrzucane są produkty o niewymawialnej przez Polaków nazwie. Chyba spece od reklamy, marketingu i wizerunku produktu zdają sobie sprawę, że logo i nazwa ma niebagatelne znaczenie nie tylko wśród różnych grup społecznych, wiekowych ale też i regionalnie. Co mnie ma skłonić (poza niską ceną i za dużą butelką) do tego żeby kupić napój o nazwie wymawianej oszi?
Jest to jakieś takie słabe - niesportowe. Choć kto wie może to nawet jakiś okrzyk wojenny Czerwonych Khmerów (typu ruskie - hurra), ale wydaje mi się,że bezpieczniej nazywa się produkt używając kombinacji liter (czy sylab) czytelnych w większości państw (pomijając Arabów, Azjatów i Cyrulicanów). O pomyśle 4MOVE nie wspomnę (dobrze,że nikt nie wpadł na pomysł nazwania izotonika np. Schlierenzauer). Poza tym powinno to brzmieć męsko, bojowo: typu DAŁEMRADE! Nawet jak tak w sklepie powiemy dostaniemy Powerade lub Gatorade. Bystrze skombinowana jest też nazwa Izostar i nie trzeba chyba tłumaczyć dlaczego.
A tak poza tym, to zarówno na kaca jak i na trening polecam mineralkę z miodem i cytryną – nazywam to CITRONEJD!


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


KARMEL (2010-09-08,19:52): Witaj w klubie miłośników miodu i cytryny! Uwielbiam to połączenie. A izotonków nie używam. Wolę tradycjne picie o rodowodzie polskim, może nawet wschodnioeuropejskim lub słowiańskim np. kompot śliwkowy bezpośrednio ze słoika - to jest to ! PLUM JUICE IMMEDIATELLY FROM JAR, jeśli już nasi wielcy marketingowcy są tacy obyci z ENG. A izotoniki to dla mnie jak dodatki do pasz dla tuczników przyśpieszajace wyprawę na skup żywca lub chemikalia czyniące z pomidora miniarbuza, kicha!
raFAUL! (2010-09-17,16:54): Faktycznie zimny kompot daje radę!







 Ostatnio zalogowani
jaro109
06:25
biegacz54
06:20
schlanda
05:26
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
kos 88
23:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
Świstak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
elglummo
21:57
marekcross
21:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |