2010-07-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ewolucja ignorantów ;) (czytano: 790 razy)
![](sylwetki/foto_blog/2010/z21857_2.jpg)
Żeby nie było niejasności i nieporozumień.
Ostrzegam, że w tym wpisie będą występować słowa niecenzuralne i powszechnie uznawane za wulgarne i ordynarne.
Muszą...bez tego ten wpis straciłby sporo ze swego sensu.
No cóż...bywają takie sytuacje kiedy dupę trzeba nazwać dupą właśnie, a nie tylną częścią ciała
Do napisania tego tekstu skłonił mnie (jak już nieraz bywało) wpis Wiesia. (Wiesiu...pozdrawiam Cię najserdeczniej).
Najpierw dwie dygresje wprowadzające.
1. Nie jest żadną tajemnicą, że zaczęłam biegać/truchtać, czy jak kto tam woli to nazwać, w wieku trzydziestu pięciu lat.
2. Większość mojej rodziny po mieczu to zapamiętali "łacinnicy". Łacina kuchenna króluje tam niepodzielnie i trzyma się krzepko niezagrożona żadną rewolucją. Mankament ten (bo ja to jednak postrzegam w charakterze wielkiego mankamentu) dotyka w równym stopniu kobiet jak i mężczyzn. I wiem, oczywiście, że mocno przeklinająca kobieta to niezbyt chlubny widok. Co gorsza...czym skorupka za młodu, i tak dalej, więc ja też umiem nieźle kląć i budować piętrowe przekleństwa. Przychodzi mi to łatwo (powtarzanie jest matką nauki) i nie napawa mnie dumą.
Tyle wstępów dygresyjnych.
Kiedy cztery sezony (a trzy lata kalendarzowe) temu zaczęłam biegać, reakcje rodziny były jednoznaczne, ale wyrażane za moimi plecami. Jedynie ciocia B.- moja ukochana ciocia, z którą zawsze miałam bardzo bliski, serdeczny i SZCZERY kontakt, zwerbalizowała je jasno we właściwym sobie języku:
- Gaba, czy tobie odpierdoliło na stare lata? Na co ci, kurwa, to bieganie? Sportsmenkę z siebie chcesz zrobić na starość?
Tłumaczenia, że sprawia mi to frajdę, na nic się nie zdawały. Ciocia wiedziała swoje (to też u nas rodzinne. Ja też wiem swoje:))
Biegałam więc sobie, a moje poczynania nie były komentowane bezpośrednio do mnie. Wciąż za to wałkowano temat poza moimi plecami.
Kiedy po roku biegania ukończyłam maraton, zadzwoniłam - szalenie dumna z siebie - do mojego ojca w nadziei, że mnie zrozumie (ojciec ładnych kilka lat uprawiał wyczynowo kajakarstwo i kochał to całym sercem. Ergo: zrozumie pasję sportową).
Rozmowa wyglądała tak:
- Cześć. Wiesz, wczoraj ukończyłam maraton.
- Przebiegłaś maraton?
- Tak.
- Czy ciebie, kurwa, pojebało?
Co było potem?
Potem rodzina uznała mnie za przypadek beznadziejny i przestała mnie nawracać na drogę kawowego bezruchu.
Ba! Doszło do tego, że ciocia B., widząc jak zaczął biegać jej wnuk, i jaką mu to sprawia frajdę, zaczęła mnie nawet podpytywać o pewne rzeczy (powodowana moimi słowami, jęła namawiać wnuka do kupna "specjalnych butów do biegania. Takich z amortyzacją. Wiesz, Adrianku, Gaba mówiła."), a ostatnio posunęła się do stwierdzenia, którym zadała chyba gwałt swojej naturze: "Wiesz, Gabuniu, nie rezygnuj z tego biegania. Widać, że Ci do daje radość".
No cóż...chyba po prostu dojrzała widząc, że to nie jest sezonowa fanaberia:)
A rodzina po kądzieli?
No, wśród nich NIGDY żadnego sportowca nie było. Moja mama chodziła, co prawda, z upodobaniem po górach, ale nigdy nie traktowała tego jako sportu. To zawsze mieściło sie w katerorii "pasja".
No i w rodzinie mamy się nie klnie:) Tak po prostu.
Reakcje tej części rodziny na moje bieganie były albo zupełnie obojętne, albo nacechowane szacunkiem i sympatią.
Moja mama jest moim najwierniejszym kibicem (oczywiście tendencyjnie pomijam tu moich "kibiców domowych" czyli Piotrka i dzieci).
Po każdym moim "większym" starcie dzwoni do mnie z troską i pyta jak było. Co ciekawsze, nauczyła się już pytać:) (czyli zadawać właściwie pytania).
Już nie pyta o miejce czy czas, tylko o to, czy jestem zadowolona, czy dobrze mi się biegło, czy dobrze się przy tym bawiłam. Znaczy - wychowała się ;)
Ewolucja mojej siostry też jest ciekawa.
Kiedyś - dawno temu - posłałam jej linka do swojego bloga. Przeczytała jeden czy dwa wpisy i powiedziała, że to jej nie interesuje, bo bieganie i tematy okołobiegowe ja nudzą.
Po pewnym czasie (długim) wróciła do mojej klapaniny, i teraz jest wierną jej czytelniczką (Dudeczku, pozdrawiam Cię najserdeczniej), a co więcej: po kolejnych startach pyta "jak było". Też nauczyła się już zadawać pytania:)
I też mówi: "Nie rezygnuj z biegania" :)
Ale generalnie tak ci po mieczu, jak i ci po kądzieli zrozumieli już, że bieganie to nie jest katowanie siebie.
To jest frajda, którą zaraziłam męża i dzieci, i która wszystkim nam daje sporo zdrowej radochy:)
Przepraszam za TE słowa. Ale bez nich....
Generalnie jednak - PRZEPRASZAM
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2010-07-21,11:40): U mnie do słów"..."co Cię kurwa pojebało" zwykle dodawano "i Ty kurwa mać jeszcze za to płacisz"?. o...jałeś do reszty?.
Reszty nie ma ale wychowali się jak Twoi. Magda (2010-07-21,11:49): boskie!!! :D uśmiałam się do łez :) szkoda, że ja tak nie mam, aż Ci trochę Gabuś zazdroszczę :P szlaku13 (2010-07-21,12:14): No właśnie... o to samo miałem się Ciebie Gabuś zapytać w Dobrodzieniu, tzn. czy Ciebie tam coś teges... ;))))
Widocznie przez słoneczko wyparowało mi to z głowy... ;)))
A tak na serio... podobnej treści wpis, czytałem u Wiesia... też tak miałem i mam, a słowo "debil" jakie u niego zamieściłem w komentarzu to jest to jedno z najdelikatniejszych jakie mozna usłyszeć zwierzając się innym ze swojej pasji... ;))) mamusiajakubaijasia (2010-07-21,12:28): Artur...przecież napisałam, że do tego wpisu sprowokował mnie właśnie wpis Wiesia :) szlaku13 (2010-07-21,12:37): Wiem, ale tak odruchowo napisałem..., a poprawić już nie można po kliknięciu "zapisz komentarz"... ;) jagódka (2010-07-21,12:44): a moja rodzinka ciąąągle ewoluuje, ale chyba jeszcze to trochę potrwa;))) moja mama zawsze powtarza..."Karolinka Ty masz dzieci, pomyśl o nich...";)) a ja sie wcale do aniołków na razie nie wybieram;) dario_7 (2010-07-21,13:31): Moja mamuśka do dzisiaj mnie do lekarza wysyła, choć straciła już nieco na mocy w tym wysyłaniu... Może się trochę "wystrzelała" już - zauważyła, że "grochem o ścianę"... ;) O reakcjach innych osób z rodziny też może kiedyś napiszę... Bo jajca jak "berety"... ;) Chwilowo jednak brakuje mi odwagi... :P ewa178 (2010-07-21,13:41): Moja też marudzi, że jestem za chuda,że nie mogę się przemęczać (to już zupełnie nie wiem skąd się wzięło)no i w taki upał żeby biegać??!! (albo w takie zimno w zależności od pogody).
Moja Zuzia będąc na wakacjach z moją mamą, notorycznie uciekając jej po plaży i nie reagując na żadne polecania, wrzeszczała podobno na cały głos: ja mam trening, tak jak mama i muszę być szybka:))no i jak tu nie biegać?:)ps. moja rodzina z jednej i drugiej strony tez jest nieźle oklęta:)0
Rufi (2010-07-21,16:16): Ciocia B. jest świetna :-) Ale łaciną zajechała :-) dyzio1t (2010-07-25,16:28): Moi rzecz dziwna przeszli do tematu bieganie spokojnie ,może dlatego ze wczesniej biegałem (lata szkolne),no i powrót nastąpił po zerwaniu z piłką nożną.W mojej rodzinie tez się trochę przeklina,ale z mojej strony --- bardziej>. Renia (2010-07-25,22:09): Jeśli Cię to pocieszy, mnie też odjebało na starość i czuję się z tym zajebiście!;) jacdzi (2010-07-26,13:54): Mnie jeszcze pytaja systematycznie czy juz zapisalem sie na wizyte do dobrego psychiatry. Hepatica (2010-07-27,14:14): U mnie w rodzinie sie nie przeklina:), ale za to w pracy u mnie sie zdarza całkiem często:))). Mmoje rodzeństwo jest aktywne sportowo mimo, że wszyscy uważaja, że nie maja wrunków do biegania i nad nie przedkładaja inne sporty:))). Generalnie u mnie jest NUDA!!!!:))) Kedar Letre (2010-07-28,17:36): Gaba, bez TYCH słów, to nie byłoby to samo
|