2010-07-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zawodniczka pucharowa !!! (Dobrodzień) (czytano: 731 razy)
Gdybym miała trochę wstydu (i dumy), to na start w
Dobrodzieniu spuściłabym miłosierną zasłonę milczenia.
Ale....napiszę, bo Iza nalega, a oprócz tego to jest po prostu najzwyczajniej w świecie śmieszne:)
Było tak:
W piątek po pracy Piotrka pojechaliśmy do Mariana i Danusi. Bardzo miły, kameralny wieczór; troszkę rozmowy, troszkę plotek (wszak wiadomo, że faceci to konkursowi plotkarze, a niektóre osoby swoją postawą życiową aż proszą się o to, żeby być oplotkowane), ciasto, lampka wina. Potem spać. Rano obudziłam się przed siódmą, troszkę posiedziałam przy komputerze, napiłam się wody i jeszcze na chwilę przytuliłam twarz do łóżka.
Wstaliśmy około dziesiątej, śniadanie, dogorywanie w upale, jakieś ciasto, jakiś koktail truskawkowy i...w drogę.
Pogoda była koszmarnie niebiegowa. Po prostu z tego upału białko w mózgu się ścinało. Dojechaliśmy do Dobrodzienia (jakieś 40 minut od Mariana, więc droga nas nie zmordowała), rejestracja w biurze i już wpadamy na kolejnych znajomych, i kolejnych... Oczywiście w sytuacji
mistrzostw MaratonyPolskie.PL TEAM na dziesięć kilometrów, dosyć zrozumiałe i naturalne jest pytanie, które padało często, mianowicie: "jak dziś biegniesz?". A dookoła nas tropiki!
Ja odpowiadałam, zgodnie z prawdą, że jestem teraz w dobrej dyspozycji, ale...nie wiem, jak pobiegnę, bo to zależy tylko od tego, jak się będę czuć na trasie. Niby dyszka nie majątek, ale i dyszką w upale można sobie zrobić krzywdę. A upał był taki, że pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się korzystać z prysznica (takiego ustawionego na płycie
boiska przez organizatorów) PRZED biegiem i w ubraniu! Miss mokrego podkoszulka to przy mnie nic - kleiło się do mnie dosłownie wszystko - ale ulga (mocno chwilowa, bo schło to wszystko w tempie zastraszającym) była.
W końcu czas iść na start...
Biegło mi się ciężko. I to jest eufemizm. Biegło mi się bardzo ciężko choć powoli - ostatnio na treningach biegam dużo szybciej i to na moich jurajskich podbiegach, a tam była trasa jak stolnica! Tyle, że u siebie biegam między szóstą a siódmą rano, a nie o piętnastej. W pewnym
momencie zaczęło mi się kręcić w głowie, mroczki przed oczami i ciemność....jeszcze trochę biegłam - ale tak siłą rozpędu bardziej niż jakąkolwiek inną i w końcu na trzecim kilometrze podjęłam jedyną słuszną decyzję w tej sytuacji, a mianowicie, że schodzę z trasy, bo się zwyczajnie boję o siebie. Zeszłam na bok, opuściłam głowę między nogi i ciężko dyszałam, a w tym momencie dogonił mnie Piotrek i pyta co się dzieje. Wyjawiłam mu rzecz jasna w czym rzecz i powiedziałam, że schodzę, bo się boję. A on nie pozwolił mi zejść! Wziął mnie pod rękę i przez blisko kilometr prowadził jak niedołężną staruszkę. Denerwowało mnie to, bo wcale mi lepiej nie było, a ten zamiast mi pozwolić zejść z trasy i lasem wrócić na start, ciągnie wśród upału w pola! Ileż ja się go naprzekonywałam, żeby biegł dalej, bo się nie zmieści w limicie, a dobrze byłoby z tego Dobrodzienia choć jeden medal przwywieźć, a ten się uparł - no, nie zostawi mnie i koniec! Już od dawna byliśmy ostatni, a ten uprór prezentuje!
(A swoją drogą, to musiałam być w niezłym stanie, jeżeli z Piotrkiem pod rekę SZŁAM !, a z naprzeciwka mijali mnie biegnący znajomi; ja widząc podniesioną rekę, odmachiwałam - i owszem - ale zupełnie nie widziałam osób, którym machałam. Potem pytam się Piotrka: "Piotrek, a Dalia już biegła?"; "Biegła - machałaś jej"; "Aha, a Darek już biegł?"; "Biegł - machałaś mu"; "Aha, a ktoś tam już biegł?"; "Biegł - machałaś mu"; potem przestałam się pytać. A prawda jest taka, że rzeczywiście wlokąc się powoli noga za nogą na końcu, nie widziałam osób, którym machałam.)
Nagle....stał się cud! Dogoniła nas Iwonka, która, jak się okazało, biegła sporo za nami; poparła mnie w argumentacji, by Piotrek biegł do przodu i dała mu solenną obietnicę, że mnie na pewno samej na trasie nie zostawi. Piotrek pobiegł, a my dalej dogorywałayśmy na końcu (to znaczy ja dogorywałam, bo Iwona czuła się znakomicie. Mnie wciąż nie opuszczały mroczki przed oczami). Po drodze chcieli nas zabrać do swoich samochodów: panowie z ambulansu, strażacy w białym aucie, strażacy w wozie bojowym, kolega fotograf, jakiś mieszkaniec wsi przez którą biegłyśmy i znów starżacy w białym aucie:) Nie dałyśmy się:)
Nagle...między szóstym a siódmym kilometrem...odzyskałam siły! Mroczki sprzed oczu zniknęły, a moje nogi chciały biegnąć! I to biegnąć szybko:)
Ponieważ razem z ustąpineiem ciemności sprzed oczu, wróciło do mnie myślenie (przynajmniej w jakimś tam zakresie), więc nie przyśpieszyłam, tylko skończyłysmy bieg razem z Iwonką, wlokąc się niemiłosiernie. Kilometr przed metą wybiegł przed nas Jasiek z wodą, pół kilometra przed metą wybiegła przed nas Ola - też z wodą. W końcu, stadion, finisz i...obłędny czas! 1:22 na dziesięć kilometrów! Całkowita porażka!
Żałowałam, że nie zeszłam, bo było mi zwyczajnie wstyd kończyć z takim czasem. Inna sprawa, że ludzie - i to nawet ci, którzy biegają znakomicie, na tym biegu dogorywali - tyle, że w tempie nieporównywalnym do mojego;)
Potem kiełbasa, piwo (byłam tak wykończona, że nawet nie wiem kiedy pochłonęłam zawartość całej puszki Tyskiego), i...... okazało się, że od jakiegoś czasu szuka nas (mnie i Dalii) Admin, bo...... za chwilę dekoracja w Mistrzostawach TEAM"u, a obydwie stoimy na podium! (Ja z tą moją 1:22 też, bo tylko trzy kobiety z TEAM"u biegły.)
Chwila potężnego mojego zażenowania, a potem dekoracja, gratulacje, słowem - paranoja:)
I to jest rzeczywiście paranoja, bo moi koledzy - znakomici biegacze - nawet się o podium nie otarli, bo...było ich za dużo. A kobiety w tym upale wystartowały słownie trzy! Ergo: mimo koszmarnego czasu, puchar rzeczywiście powinien był przypaść trzeciej zawodniczce TEAM"u (nota bene ostatniej zawodniczce biegu. Dziwne, dziwne, zaiste:)
Potem powrót do domu, kąpiel i...spaaaaać....... (jak wiadomo, jestem hobbystką spania:))
I tak właśnie było w Dobrodzieniu:)
Wniosek:
Dziewczyny, kobietki TEAM`owe!
Zacznijcie jeździc na biegi, bo jak nie zaczniecie, to puchary i splendory będą wciąż przypadać najsłabszej zawodniczne w TEAM`ie.
Fotka: trofeum ;)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora mamusiajakubaijasia (2010-07-19,17:16): Iza.... o kurde!!!.......Dzięki:)) golon (2010-07-19,17:41): popieram Izę :) gratulacje Gaba ! przebiec ukończyć Bieg w takiej temp. to już jest osiągnięcie :) TREBI (2010-07-19,18:11): Gratulacje Artystko:)
Pozdrówka Isle del Force (2010-07-19,18:34): Najważniejsze, że na mecie. Piotrek miał rację, nie po to się jedzie tyle kilometrów by po 3 schodzić bo słonko mocno świeci. Więcej mocy i wiary w Tobie Gaba. Jasiek (2010-07-19,19:10): Jak by nie patrzeć, i co by nie mówić, to przecież spędziłaś w tym dobrodzieńskim piekiełku najwięcej czasu, więc już choćby z tego powodu, jak nikt inny, zasłużyłaś sobie na pucharek! :) mamusiajakubaijasia (2010-07-19,19:36): Adaś, nie "bo słonko mocno świeci", tylko dlatego, że ciemno przed oczami i rzeczywistość nie dociera. Stamtąd naprawdę sporo osób pogotowie zabrało. Warunki były nielekkie. I to: "nielekkie" to jest eufemizm:) Tomasz Ławniczak (2010-07-19,20:23): Gdybym myślał tak jak Ty to 3/4 pucharów powinienem wyrzucić do kosza. Co kto komu broni żeby wystartować i się z Tobą pościgać. Pewnie się Ciebie wystraszyły konkurentki i tyle ;) Co do warunków to ja ostatnio dostałem opieprz za start w Chociszewie, że nie powinienem i takie tam ;) mamusiajakubaijasia (2010-07-19,20:29): Za Chociszew? Dobrze, że tam biegłeś ;) Isle del Force (2010-07-19,21:17): Czarno to mi się robi jak widzę pustki w portfelu (eufenizm taki). Już ja Cie tam kiedyś poprowadzę do mety jak należy :) szlaku13 (2010-07-19,23:52): Ja swojej Miśce tyle powtarzam... zacznij biegać to zawsze tą jedną kopertę do domu przywieziemy... ;))) Ktoś nas musi przecież utrzymać... :))) Naprawdę szkoda, że tak niewiele pań startuje, ale bez dwóch zdań... tym co startują należą się najwyższe laury. Gratki Gaba... przede wszystkim za wytrwałość i nie ulegnięcie słabościom... mamusiajakubaijasia (2010-07-20,07:49): Ach, i jeszcze jedno...... Ponieważ nie jestem AŻ TAKĄ czarną niewdzięcznicą, jak sądzą o mnie niektórzy, to w ramach podziękowania za to, że nie pozwolił mi zejść z trasy, obiecałam Piotrkowi kotleta na obiad, jak tylko skończą się upały. Upały na razie zdechły (chwała Wszechmogącemu), więc dziś właśnie będzie miał miejsce ten "obiad wdzięcznościowy" :)) Rufi (2010-07-20,08:47): Super wpis i bardzo się cieszę i bardzo gratuluję. Puchar Ci się nalezal za sam start! Ja zrezygnowalam ze startu ze wzgledu na upal - taka miętka byłam! szlaku13 (2010-07-20,10:38): Poznałem Piotrka... trochę "suchutki"... ;)
Ale co tutaj się dziwić, skoro Gabrysia karmi go porządnie, czyli kotletami, tylko na specjalne okazje... ;))) shadoke (2010-07-21,19:32): Czasami dziwnie w życiu się składa, więc powiedzmy, że ja w tym dniu bardziej potrzebowałam Twojej niedyspozycji,niż swojej dyspozycji;)))) adamus (2010-07-23,14:33): fajne buciki")) mamusiajakubaijasia (2010-07-23,17:23): Moje czy Kazia, Mireczku?....Kaziu skończył wcześniej, więc się przebrał, a ja...wiadomo, więc się nie przebrałam:) Kkasia (2010-07-23,23:02): gratulacje! ma rację Iza, przegrani zostają w domu Hepatica (2010-07-27,14:24): Gaba doskonale Cie rozumiem, bo coś podobnego przezyłam w ubiegłym roku w Gnieźnie:))). Niemniej jednak puchar odebrałam:))),a TOBIE ze szczerego serca gratuluję!!!! bo wykazałas się walecznością i roztropnościa jednocześnie:))).
W tym dniu, w tym biegu byłas trzecia spośród teamowiczek i to jest FAKT!!!
|