2010-07-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| mądrości by scott jurek (czytano: 501 razy)
Nie chciałbym, żeby dzisiejszy wpis zabrzmiał jakbym był nawiedzony albo dosadnej pisząc - pokopany do reszty. Mam nadzieję, że ciągle jeszcze daleko mi do wygłaszania poglądów o treściach wybitnie harcerskich*** zwłaszcza dotyczących biegania. Bieganie to bieganie i tyle. Męczy więc jest dobre dla ludzi, którzy lubią się męczyć...no i oczywiście pocić. Czasem niektórzy lubią się męczyć bardziej niż inni a niektórzy się męczą po prostu szybciej. To naprawdę tyle. Aha. No oczywiście są fajne momenty, które podnoszą poziom adrenaliny na maksa, wyostrzają zmysły lub powodują, że ma się praktycznie odlot (można zabłądzić, zapomnieć picia, wygrać bieg, skręcić nogę - dwa pierwsze i czwarte działa najlepiej np. podczas biegu rzeźnika, gdzieś tak w połowie trasy - trzecie działa zawsze ... aaa no i jest jeszcze guarana hihi). No ale Scott (Jurek) naprawdę mi imponuje. Nie dość, że wygrywa wszystkie te biegi od 100 km do 160 mil po pustyniach, górach i takie tam to jeszcze do tego jest gościem, który żywi się wyłącznie liśćmi i korzeniami. I wygląda jak koleżka, którego laliśmy w podstawówce (na sto procent był harcerzem). Należy dodać, że wygrywa również biegi w temperaturach bliskich ścinaniu się białek ocznych. No cóż posłuchajmy co Scott ma fajnego do powiedzenia, bo mimo wszelkich moich upartych widzimisię, w pewien sposób podoba mi się takie podejście do sprawy.
„Z całą pewnością jest w tym jakaś magia. Prawdę mówiąc, to właśnie te chwilowe przebłyski głębszego spojrzenia na rzeczywistość są tym, co sprawia, że ciągle robię to, co robię. Myślę, że to odczucie jest wspólne dla wszystkich sportowców, po prostu każdy inaczej je opisuje. W moim przypadku będzie to, kiedy całe to szaleństwo wokół mnie, pęd do wygranej, ból fizyczny i psychiczne cierpienie dochodzą do granicy która jest niemal nie do zniesienia, tak że muszę szukać głębiej. To właśnie w tych momentach coś pęka i otwiera mnie na to niezwykłe doświadczenie, nagle czuję się nie tylko nie do powstrzymania, ale wręcz całkowicie pozbawiony wszelkich granic. Udział w zawodach stał się dla mnie lekcją osiągania tego stanu, do którego nie potrafiłem dotrzeć w żaden inny sposób. Czasem postrzegam te biegi jako podróże duchowe zamknięte w krótkim wymiarze niecałych 24 godzin. Demony twego jestestwa wypełzają, aby dręczyć możliwością najgłębszego odczuwania samego siebie w tym najbardziej krytycznym momencie słabości. Aby poradzić sobie ze 100 milami trasy jestem zmuszony znaleźć taką część siebie, która nie podda się wizjom przegranej, która będzie w stanie w zgodzie z samą sobą dobiec do mety, ponad tym wszystkim, zwycięska. Aby to osiągnąć, naprawdę muszę czasem sięgać bardzo głęboko." (źródło: Evets Sivad)
Wiem, że brzmi jak wczesny Pearl Jam ale co tam.
***harcerz lub pochodne tego słowa to w slangu kilkoro ludzi z mojej branży słowo wielce obraźliwe i oznacza wszystko czym charakteryzuje się klasyczny...harcerz; widzę to tak - 45 letni gość, lekko łysiejący a z tyłu wciąż mający rzadkie piórka, ubrany oczywiście w te śmieszne szorty i rozpinaną koszulkę z naszywkami, koniecznie z apaszką, getry i buty typu skarpa, lornetka na szyi, tysiąc gadżetów na pasie, finka w jednej ręce i sztandar hufca w drugiej, prowadząc grupę podobnych sobie mówi czuj,czuj, czuwaj i podgląda ptaki.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga dziesiatka (2010-07-10,19:20): biłeś kolegów????????:-) raFAUL! (2010-07-10,23:02): No ba. Jak nie bijesz to ciebie biją. Dzieciaki ze śródmieścia tak miały. raFAUL! (2010-07-10,23:08): No a ja biłem i tych i tamtych, chyba, że mnie zlali. dzień jak codzień a potem piłka nożna. raFAUL! (2010-07-12,12:49): he he - ja nawet nie wnikam. teraz to survival, a biją się tylko kibice i ... łodzianie
|