2010-06-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| kolejny stopień wtajemniczenia biegowego (czytano: 559 razy)
Posiadłem w ubiegłą niedzielę zdumiewającą umiejętność. Jest to niewątpliwie kolejny krok wtajemniczenia biegowego. Muszę się więc pochwalić, że w mistrzowskim wręcz stylu potrafię ustanowić antyżyciówkę. Tym z Was, którzy nie mieli okazji, bądź po prostu nie wiedzą czymże antyzyciówka właściwie jest, pragnę najszybciej jak tylko jestem w stanie wklepać to na klawiaturze, donieść, że to uzyskany gorszy wynik od swojej pierwszej życiówki, we własnej calutkiej historii biegowej, ustanowiony na danym dystansie. No i tak wychodzi, że w zeszłym roku dokładnie o tej porze biegłem po raz pierwszy w życiu półmaraton (w Nowej Soli) i uzyskałem tam swój pierwszy rekord na tym dystansie, który wynosił 1:43:05. Był on następnie kilkakrotnie poprawiany, aż ustabilizowałem swoje "połówkowe" osiągi na granicy 1:33 - 1:35, z życiówką w okolicach 1:32:30. Takie wyniki mówią, że nawet ze słabym samopoczuciem fizycznym i ze złą dyspozycją dnia i w najgorszej z możliwych upalnych pogód powinienem biegać z palcem w ... no powiedzmy - nosie na poziomie 1:37 i w najgorszym przypadku - czyli w wypadku dania plamy (jak np. w Katowicach) poniżej 1:40. Pragnę się zatem pochwalić, że dokonałem czegoś niebywałego i zapierającego dech w piersiach (wczoraj zapierającego głównie mój (od)dech)- ustanowiłem wspaniałą antyżyciówkę w półmaratonie - 1:46:05. I to nie jest tak, że biegłem z kolegą i gawędziliśmy o starych dobrych czasach, lub że, czytałem książkę, albo zatrzymałem się trzy razy na piwo. Nie, nie - do ósmego kilometra miałem średnią jakieś 4:35/km, a na tym etapie biegu półmaratońskiego zawsze (od teraz - zazwyczaj) zaczynam porządnie przyspieszać. Naprawdę się bardzo starałem, żeby uzyskać antyżyciówkę lepszą o 13,5 minuty od aktualnej życiówki. Nie muszę Wam wspominać jak dumny chodziłem po miasteczku startowym w Grodzisku - wypinałem prężnie pierś a medalem odganiałem mroczki sprzed oczu. Jutro za to, będę płatami zdzierał schodzącą skórę z ramion i karku.
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga dmd (2010-06-07,21:27): Brawo! Mi zabrakło 5min 45s do antyżyciówki w maratonie, a tak się starałem. Toruń-Bydgoszcz 4:00:34 raFAUL! (2010-06-08,00:10): Nie no, Darek! 5 minut to przepaść. Trzeba mieć talent, żeby bić antyżyciówki. Ja mam - szczery i nieprzeciętny a Ty masz tylko tam taki sobie talent do bicia życiówek w trzech kolejnych, rozgrywanych maratonach co tydzień i pod rząd. Kkasia (2010-06-08,09:30): gratuluję!! świetny wpis! ja też zrobiłam w niedzielę piękną "antyżyciówkę" - całe 6 minut! od życiówki 16 raFAUL! (2010-06-08,15:46): He, he. Dzięki za gratulacje. Wyjątkowo mi się należą :) No i oczywiście mam wrażenie, że nie będzie to jedyna taka fajna antyżyciówka w mojej biegowej historii. dziesiatka (2010-06-08,17:44): A czy na ten wynik nie rzutowały aby te gluty monstrualne o ktorych wspominałeś? Więc może to tylko antyglutówka?:-) Kkasia (2010-06-08,19:51): niech żyją antyżyciówki! GiganT (2010-06-08,21:15): I czym ty się chwalisz? Gdybyś pobiegł w czasie ponad 2 godziny, to byłoby coś. Ja przez kilka lat marzyłem o bieganiu tempem 5"/km. Chociaż życiówkę miałem 1:33, to ciężko było zejść poniżej 1:50. raFAUL! (2010-06-08,21:33): W najbliższym czasie muszę jeszcze wywindować antyżyciówę w maratonie. raFAUL! (2010-06-08,22:55): A tak przy okazji Gigant - oznaczenie " to sekundy a nie minuty. GiganT (2010-06-10,13:32): No wiem, ale tego nie da się już zmienić. Nie na tym forum. Nawet ikonki, na której czerwienieję ze wstydu nie ma... I tej na której jestem wściekły, że nie ma tej czerwieniejącej, też brakuje...
|