Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [126]  PRZYJAC. [286]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
mamusiajakubaijasia
Pamiętnik internetowy
"Byle idiota pokona kryzys; to co cię wykańcza, to codzienna harówka" - Antoni Czechow

Gabriela Kucharska
Urodzony: 1972-08-26
Miejsce zamieszkania: Rudawa / Kraków
294 / 580


2010-05-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z dołu do góry, z góry na dół... (czytano: 2253 razy)

 

To miał być ostatni "silniejszy" akcent przed Rzeźnikiem (cudzysłów zamierzony, bo to co dla mnie jest silniejszym akcentem, dla innych jest niezdarnym ślamazarzeniem. Ale, że jest jak jest, więc i nie narzekam).
Poprosiłam Piotrka, by jadąc do pracy podwiózł mnie pod taką duupną górą w Kleszczowie. Góra rzeczywiście jest nieprzyjemna. Czasem w zimie wyjeżdżamy na niej niemiłosiernie piłując dwójkę, a czasem zgoła na jedynce (ale to tylko wtedy, kiedy jest lód).
Oczywiście wiedziałam, że zaczynanie treningu mocnym i długim (przeszło kilometr) podbiegiem to pomysł nienajlepszy, ale cóż....wysiadłam i potruchtałam.
Lekko nie było:)
Znalazłam się na szczycie i skierowałam się w stronę Nielepic (to taka wieś na porównywalnej wysokości co Kleszczów, ale z pięć kilometrów w bok. Potem miałam już tylko ostro zbiegać).
Nie przewidziałam tego, że Kleszczowa z Nielepicami nie łączy droga asfaltowa tylko polna. Nic to - pogoda piękności, więc i pięknie się biegło. Pod górkę, z górki, pod górkę, z górki, pod górkę...a to wszystko slalomem między błotnymi kałużami. W sumie frajda:)
Aż nagle wbiegłam do NIELEPIC:(
Ponieważ zdążyłam się rozochocić, więc stwierdziłam, że nie wracam od razu, tylko jeszcze pobiegnę na Krzyżną Górę (takie miejsce górujące nad okolicą z umieszczonym na wierzchołku krzyżem). Tuptam, tuptam i nagle patrzę...a tu krzyż już sporo za mną:)
Za to droga przede mną kusząca:)
Dobra nasza:)
Biegnę....
W pewnym momencie z lewej strony mijam pastwiska Stadniny Koni Huculskich, która mieści się właśnie tam. Konisie się pasły:)
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym do nich nie podeszła:)
Podeszłam do ogrodzenia, zawołałam, koniś przyszedł...z pewną taką nieśmiałością, ale jadnak przyszedł:) Więc ulegając swej nieokiełznanej skłonności głaskania wszystkiego co się rusza (a swoją drogą, to moja Tunga posiada nieokiełznaną skłonność do straszenia zębami wszystkiego co się rusza, a Jasiek na przykład uwodzenia
wszystkiego co się rusza...ale to taka dygresja tylko:)) pogłaskałam konisia po nochalu...
Spodobało mu się:)
Mnie też:)
Więc spokojnymi słowy namówiłam go, żeby mi jeszcze ten łeb wystawił i znowu go po nochalu i po uchu:)
Warto wiedzieć JAKIE uszy mają konie huculskie. Otóż one mają uszy bardzo długie. W ogóle to są bardzo specyficzne stworzenia. Bardzo urokliwe, ale szczerze mówiąc wyglądają jak skrzyżowanie konia, kucyka i osła:) Z daleka po prostu jak osły:)
Więc ja go po tym uchu, a ten patrzy na mnie mądrze:)
Więc ja go po uchu, a ten patrzy...
Więc ja go po uchu...a drugą reką za ogrodzenie...
Psiakość!! Nie przwidziałam, że to pastuch elektryczny:))
Cała ja:)
Więc ja go.... a potem przestałam i pobiegłam dalej. Wbiegłam do BRZOSKWINI. W pewnym momencie dobiegłam do rozwidlenia dróg - tabliczka w lewo: "Dolina Brzoskwini - 1,1 km", a w prawo tabliczki nie było.Stwierdziłam, że to 1,1 km to mnie mało nęci, bo fajnie się biegnie, ale dokąd prowadzi droga w prawo? Na szczęście przechodziła tam pani z dzieckiem w wózku. Podeszłam i mówię: "Proszę pani, ja wiem, że to jest dziwaczne pytanie, ale dokąd prowadzi ta droga?". Szbkie spojrzenie na mój strój (ewidentnie sportowy) i odpowiedź "Do centrum Brzoskwini a dalej do lasów na Nawojową Górę".
No to jestem w domu. Pobiegnę tą drogą jeszcze kawałek i wrócę:)
Pobiegłam. Po drodze minęłam przystanek autobusowy, który informował, że jeździ tędy autobus do... Nielepic:)
No to jestem w domu.
A potem kolejne rozwidlenie i postanawiam biegnąć dalej, choć wiem, że do Nielepic powinnam skręcić. Nie skręcam. Wymyślam, że pobiegnę jeszcze kawałek a potem wrócę. Jak pomyślałam, tak...nie zrobiłam:)
Dlaczego?
To proste. Dobiegłam do kolejnego rozwidlenia dróg.
Oczywiście nieopisanego. I bądź tu mądry i pisz wiersze:)
Na szczęście w krzakach wypatrzyłam tabliczkę z nazwą miejscowości.
Napis głosił dumnie: BRZOSKWINIA. No tak...ale ja nie takiej wiedzy oczekiwałam. Stoję tam i dumam i zaczyna we mnie pomału kiełkować myśl o powrocie, z bardzo prozaiczengo zresztą powodu. Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem, za to przed sobą jak na dłoni widzę autostradę A4. Nie planowałam zapuszczać się tak daleko. No i nie wiem, którędy do Nawojowej Góry:)
Wtem zobaczyłam kobietę, która z bliska okazała się być zapamiętałą degustatorką "Nalewki sołtysa" (albo innego trunku o podobnym działaniu), ale na zadane pytanie odpowiedziała grzecznie i wyczerpująco. OK, pobiegłam w lewo. Minęłam tabliczkę z napisem CHROSNA, potuptałam jeszcze klika kroków i natrafiłam na co?
Jasne, że tak:)))
Na rozwidlenie dróg:)
Tym razem wybrałam prawą odnogę, ale nie będąc pewną swego wyboru zajrzałam do miejscowego sklepiku, w którym pani czem prędzej sprowadziła mnie na drogę cnoty;)
Jednak powinnam była pobiegnąć w lewo, w stronę autostrady.
Ba! Ja tę autostradę powinnam przekroczyć!
Ok...wracam, przebiegam nad autostradą i zgodnie z instrukcją pani biegnę piękną aleją kasztanową (potem mam jeszcze raz przekroczyć autostradę - tym razem w prawo) i lasem biegnąć do tej Nawojowej... W sumie instrukcja banalna. Przynajmniej tak myślę do momentu, kiedy trafiam już nie na rozwidlenie, ale na regularne skrzyżowanie leśne.
Jedna droga to ta, którą przybiegłam, druga to jej przedłużenie, trzecia to droga w las, a czwarta biegnie w prawo nad autostradą.
Oczywiście w lesie nie należy się spodziewać nadmiernego tłumu i nie ma go tam. Więc stoję sobie i deliberuję, którą drogę mam wybrać. Kiedy jestem bliska rzucania monetą, nadjeżdża auto. Macham na nie rozpaczliwie, a ono...jedzie dalej. Na szczęście mój strój do biegania (jak i wysportowana sylwetka - hehe) każą kierowcy się zatrzymać, bo (chyba) podejrzewa, że tylko chcę zapytać o drogę.
Mówi, którędy mam biegnąć dalej. Oczywiście jako prawidłowe rozwiązanie podaje to, którego ja w ogóle nie brałam pod uwagę:)
Biegnę sobie przez las, od czasu do czasu miajają mnie samochody - WSZSYTKIE ze śląskimi rejestracjami. Czuję się jak z innej bajki, ale biegnę. W końcu dobiegam do FRYWAŁDU, a tam POD AUTOSTRADĄ przebiegam na właściwą stronę (i rzeczywiście. Rejestracje samochodowe z miejsca objawiają się obiecującymi literkami KRA).
Biegnę, a obok leśniczówka przy której pastwisko a na nim trzy konie. Tym razem zwykłe - nie huculskie. Ogrodzone drewnem, więc bezpieczne:) Podchodzę, wołam koniki, podchodzą dwa spośród trzech, ale jeden od razu traci zainteresowanie mną a drugi nie. Więc gadam do niego, gładzę go po pysku i po chrapach (bo zechciał schylić łeb. W przeciwnym wypadku w ogóle nie byłoby to możliwe. Nie z moim śmiesznym wzrostem). Gadam, nawijam do niego, głaszczę go, ale...czas biegnąć dalej. No i biegnę...do kolejnego rozwidelnia:)
Na szczęście jedzie tamtędy pan (no, dobra - dres typowy) w aucie. Macham, nie zatrzymuje się, zabiegam mu drogę, pokazuję, by opuścił szybę i pytam którą z tych dróg dobiegnę do drogi 79. Pan pokazuje mi którą, ja mu grzecznie dziękuję i biegnę dalej...do kolejnego rozwidlenia:)
Znów pytam jakąś panią w aucie, ale mam pecha - nie jest stąd i nie wie. Pytam kolejnego kierowcy, który okazuje się nad wyraz komunikatywny i konkretny. Istrukcja brzmi następująco: "Cały czas tą ulicą. Ona zakręca, ale niech z niej pani nie schodzi. Potem dojdzie pani do drogi 79. W lewo na Krzeszowice, a w prawo na Kraków".
Pięknie dziękuję i biegnę dalej.
Po dłuuuugiej chwili dobiegam do rozwidlenia, które znam na pamięć, i na którym nie mam nawet cienia wątpliwości, w którą stronę powinnam pobiegnąć:)
Powinnam w prawo!
Więc konsekwentnie biegnę w lewo, dobiegam do tabliczki z nazwą KRZESZOWICE i wracam na przystanek busa. Wsiadam, wysiadam w Rudawie i biegiem do domu.

Jak było?
Pięknie:)
Jeszcze nigdy w życiu ustawiczne gubienie się nie wprawiło mnie w tak doskonały humor:)





Na fotce droga do Kleszczowa, czyli ten pierwszy podbieg.

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Zulus (2010-05-31,19:17): Z taką wprawą,Ty prowadzisz.
Jasiek (2010-05-31,19:45): No to się wszystko wyjaśniło... bo dzisiaj kierowcy dzwonili do radiowej Trójki w sprawie utrudnień na drogach i ostrzegali przed biegającą Gabą, i ponoć widziano Cię już pod Jaworznem ;)
Zulus (2010-05-31,19:54): Nie pod Jaworznem,a pod Jaworzyną-Gaba obrała już kierunek na Rzeźnika.
mamusiajakubaijasia (2010-05-31,20:15): Nie pod Jaworznem i nie pod Jaworzyną, tylko pod JAWOREM....."Pod zielonym jaworem, jaworem stała lipa zielona. A pod tą lipą piękna krakowianka zielone liście zbierała. Król się o tym dowiedział, dowiedział, w sześć par koni przyjechał..." i tak dalej. W każdym wypadku nie zostałam ni królową ni katową:)
adamus (2010-05-31,20:34): Brawo Gaba !!! Widzę, że w sumie zrobiłaś jakieś 8,0 km:)))))))
mamusiajakubaijasia (2010-05-31,20:51): Nie, Mireczku:) W sumie jakieś 19, ale nie ma to jakiegoś większego znaczenia. Grunt, że się dobrze bawiłam:)
adamus (2010-05-31,21:15): Lubię "dziewiętnastki":))
jacdzi (2010-06-01,15:25): Brawo Gaba, zaraz Bieszczady padna Ci do stop!
mamusiajakubaijasia (2010-06-01,15:43): Raczej ja padnę w Bieszczadach, Jacku, ale...wszystko jest dla ludzi, jak mówią:)
Marfackib (2010-06-02,07:40): Powodzenia na Rzeźniku
Marfackib (2010-06-02,07:41): :-))))
Grażyna W. (2010-06-03,00:37): Poradzisz sobie Gabrysiu, czego Ci życzę z całego serca, powodzenia :)







 Ostatnio zalogowani
papudrakus
15:48
CZARNA STRZAŁA
15:46
platat
15:40
Grzegorz Kita
15:15
BOP55
15:11
Wojciech
15:05
flatlander
15:03
Jerzy Janow
14:50
franus
14:43
lemo-51
14:40
Citos
14:36
fit_ania
14:29
pckmyslowice
14:28
Lechsal
14:04
Admin
13:42
BemolMD
13:21
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |