2010-03-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zaklinanie przełęczy (czytano: 609 razy)
W ostatnia sobotę odbyłem w górach sowich mały magiczny trening.
Szykując się na poważnie do półmaratonu ślężańskiego i znając dobrze tamtą trasę postanowiłem zakląć sobie w nogach brak lęku przed podbiegiem na przełęcz Tąpadła. Do zaklinania wykorzystałem inną, upierdliwą dla wielu (zwłaszcza kolarzy, ale też kierowców), przełęcz - Woliborską (na trasie Bielawa - Nowa Ruda). Obie wymienione przełęcze znam dobrze z licznych wypraw rowerowych, zdarzało się, że czasem dawały mi ostro w kość. Teraz przychodzi mi skonfrontować je biegiem. Woliborską od zawsze uważałem za trudniejszą do pokonania na rowerze, stąd też byłem mocno zdumiony, gdy pewnego zimowego dnia w grudniu ubiegłego roku wbiegłem sobie na nią dosyć swobodnie, mając wrażenie, że na rowerze trwałoby to znacznie dłużej. Tak zaczęło się zaklinanie przełęczy. Skoro Woliborska padła tak łatwo pod moimi butami (wprawdzie okupiłem to podłym bólem kolana i wizytą u ortopedy - ale to inna, opisana wcześniej historia), to przecież Tąpadła jest łagodniejsza, powinienem ją przebiec bez problemów w dobrym tempie. Zacząłem więc odwiedzać Woliborską częsciej, biegnąc na nią ilekroć byłem w okolicy u teściów.
Tak więc w ostatnią sobotę poczyniłem kolejne zaklęcia i oto mam juz chyba nogi przyzwyczajone do długiego podbiegu a umysł nastawiony pozytywnie na pokonanie przełęczy Tąpadła (mam nadzieję że na podbiegi przy ostatnich kilometrach trasy również). W końcu kazdy podbieg kończy się zazwyczaj swobodnym, szybkim biegiem w dół...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |