2009-12-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowanie A.D. 2009... (czytano: 391 razy)
Coraz większymi krokami zbliża się koniec 2009 roku, a tak naprawdę to już można mówić o fazie skoku, bo dokładnie dzisiejszej nocy przeskoczymy w 2010… Czas zatem na jego podsumowywanie… Jaki więc był ten 2009…?
To był dla mnie, niewątpliwie, rok szczególny… były drobne potknięcia, niepowodzenia, ale przede wszystkim wypada wspomnieć o ”spektakularnych” sukcesach osobistych, zarówno na płaszczyźnie sportowej, rodzinnej i jakiejkolwiek innej… Podsumowując, mój 2009 był rokiem cudownym… rokiem spełnionych marzeń i postawionych sobie wcześniej celów. Niewiele w moim życiu było takich lat…
Fajnie jest, kiedy po ukończeniu jakiejś pracy, możemy z uśmiechem na twarzy, potrzeć dłonie i z dumą stwierdzić, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty… Tak właśnie ja mogę powiedzieć o mijającym 2009 r. A wszystko zaczęło się u jego początku… zwykle coś zaczyna się od początku… :) Wtedy to w styczniu zacząłem konstruować, w swojej wyobraźni, listę marzeń, a raczej celów, które chciałbym zrealizować przed nadejściem jego kresu… Lista nie była może przebogata i nie zawierała marzeń, które można spełnić wyłącznie wyławiając złotą rybkę, czy uwalniając Dżina z butelki… To nie dla mnie… wędkarzem nie jestem, a ”dżina” z butelki też nie pociągam… nie gustuję w alkoholach :) Skoncentrowałem się jedynie na tym, co mogę osiągnąć, przy sprzyjających okolicznościach i własnym uporze… Co zatem znalazło się na tej liście?
- Ożenić się i pojechać w fajną podróż poślubną
- Zacząć biegać i zaliczyć jakieś 3 imprezy biegowe w roku
- Przejść ”Setkę Sudecką” – trasę 100 km w Masywie Chełmca i Trójgarbu (Góry Wałbrzyskie)
- Wejść na szczyt Pedraforca (2497 m n.p.m.), który nie jest może najwyższym szczytem w Pirenejach, ale jest piękny i przez cały okres pobytu w Katalonii miałem na niego chrapkę… :)
- Zdobyć najwyższy szczyt Hiszpanii lub Pirenejów, a może jedno i drugie… :)
Celem nadrzędnym była zmiana stanu cywilnego, choć to był już cel od połowy roku 2008, a jedynie jego wykonanie przedłużało się w czasie (wszystko jednak według planu)… :) Ożeniłem się dopiero 1 sierpnia, dlatego pierwsza połowa roku upływała na przygotowaniach do tego ”Big Day”… Teraz, jak każdy ”Polak mądry po szkodzie”, wiem, że najlepiej zrobić to metodą ”szybko i po krzyku”… My od momentu powstania planu i pierwszych załatwianych spraw do ”dnia sądu ostatecznego” czekaliśmy rok… Nigdy więcej! :)
Celem kolejnym, który wynikał z powyższego, była podróż poślubna w jakiś ciekawy zakątek… Już kilka dni później wszystko było załatwione, a mianowicie… cel obrany, umowy podpisane i ”odwilż” w portfelu… :) A w sierpniu polecieliśmy do Turcji na dwa wspaniałe tygodnie…
Ponadto mijający już rok to narodziny nowej pasji w moim życiu… No, może nie do końca, bo sport, głownie bieganie, pasjonuje mnie od ”szczenięcych lat”. Niemniej jednak mowa tym razem o, jak najbardziej, czynnym wymiarze. Podczas postanowień noworocznych A.D. 2009 postawiłem więc sobie za cel, że wreszcie zacznę biegać systematycznie i że minimum na ten rok to kilka imprez masowych...
No i zacząłem, choć moje pierwsze bieganka polegały na trzaskaniu kilometrów na bieżni w siłowni, do której udawałem się 4 razy w tygodniu. Początkowo było to wytrzymanie kwadransa (ok. 3 km), ale stopniowo podkręcałem sobie śrubę i dość szybko wzrastały prędkości i przebiegnięte dystanse, a dzięki dodatkowym ćwiczeniom na siłowni forma rosła. W marcu biegałem już systematycznie 45-60 minut lub dystanse 10-kilometrowe… O więcej może nie byłoby trudno, ale bieganie w miejscu bardzo nuży, dlatego byłem zadowolony z tego, co osiągałem… Potem nastała przerwa, którą wymusiło lekkie zwichnięcie stawu skokowego… i dopiero końcem czerwca, kiedy wystartowałem w "Setce Sudeckiej", wszystko zaczynało nabierać konkretnych kształtów. Po zaliczeniu tego dystansu postanowiłem zacząć biegać, w pełnym tego słowa znaczeniu… Zakupiłem więc moje pierwsze profesjonalne butki do biegania i zacząłem... a 11.07.2009 stało się!!! Moje pierwsze zawody! Bluesobiegi Sławskie... :)
Od tamtej pory zaliczyłem tych startów nieco więcej niż zakładałem (”13”), czym swoje postanowienia noworoczne i minima wypełniłem grubo przed upływem bieżącego roku i ze sporym naddatkiem... Nigdy wcześniej nie wiedziałem co znaczy naddatek, a postanowienia albo się gdzieś gubiły, albo realizowałem je ”rzutem na taśmę”… :)
A góry…? Też poszło po mojej myśli… Zasmakowałem wejścia na Pedraforcę… o ile fascynowała mnie wcześniej z dołu, to teraz jestem w niej zakochany… :) Wlazłem też na Mulhacena (3479 m), który dzierży tytuł najwyższego w Hiszpanii (pomijając Teide na Teneryfie) i niewiele brakowało, bym tydzień później zdobył królową Pirenejów, Pico de Aneto (3404 m)… Niestety fatalne warunki atmosferyczne wymusiły na nas odwrót i choć do wierzchołka brakowało ledwo 200 metrów wysokości, trzeba było przełknąć tą gorycz porażki… Nie wszystko można mieć od razu… mimo to jestem zadowolony… :)
Kiedy powoli zabierałem się do zamykania tego udanego roku, zaczęły się problemy zdrowotne… Od połowy listopada noga coraz bardziej nie dawała mi spokoju, a ostatecznie utknęło na problemach z łąkotką… Cóż… Nowy Rok zacznie się dla mnie bieganiem… od gabinetu do gabinetu… :)
Pod znakiem zapytania stanęły moje nowe noworoczne postanowienia… Teraz już wiem, że nie będę w stanie zasmakować ”biegówek” tej zimy, co boli mnie bardziej niż noga. Od lat zamierzałem bowiem spróbować tej fajnej formy rekreacji, a ostatnio byłem zmotywowany, jak nigdy wcześniej, do tego by zimą 2010 stanąć na deskach, zwłaszcza że w okolicy nie brakuje miejsc i możliwości do uprawiania tej dyscypliny… :( Nie będę też mógł ”połyżwować”, czego nie robiłem lat kilkanaście… Pod znakiem zapytania stoi też start w priorytetowej dla mnie imprezie ”Półmaraton Ślężański” (koniec marca)… Raczej na pewno ”Rzeźnika” też sobie odpuszczę…
Dziesiątki moich celów ”poszły w diabły” lub ”wiszą na włosku”… Mam jednak nadzieję, że uporam się z kontuzją w miarę szybko i kompletnie, dzięki czemu powrócę rychło na biegowe ścieżki i realizacja reszty moich postanowień będzie wtedy kwestią czasu… Chciałbym m.in. zaliczyć spływ kajakowy Drawą, przejść 145 kilometrów podczas ”Przejścia dookoła Kotliny Jeleniogórskiej” i… móc pokazać ”Kozakiewicza” wszelkim kontuzjom… :)
Tego ostatniego życzę wszystkim biegaczom, truchtaczom i w ogóle pasjonatom aktywnego wypoczynku… Niech rok 2010 przyniesie Wam samych sukcesów i radości. Pozdrawiam i liczę na spotkania podczas imprez biegowych na terenie całej Polski… w roli zawodników, ma się rozumieć… :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora szlaku13 (2009-12-31,16:35): Dzieli Wiesiu za wsparcie... :) Co do porównań... dla mnie wszędzie jest pięknie i uroczo, jeśli tylko można poczuć odrobinę natury... Drawa leży mi na umyśle już ze trzy lata, kiedy to zabrałem znajomych na spływ Krutynią... Wiem, że jest urocza, a Ci co ją machnęli kajaczkiem twierdzą, że to najfajniejszy szlak w kraju... Może niezupełnie jestem "niewiernym Tomaszem", ale sam lubię coś zobaczyć na własne gały i dotknąć łapką :) szlaku13 (2009-12-31,16:41): Tak Truskaweczko... Dzięki za to co już mi napisałaś :) Również chcę Ciebie poznać... wszystkich Was chcę poznać... moją, jak na razie, wirtualną rodzinkę biegową... :))) kudlaty_71 (2009-12-31,18:13): ...Artur...zdrowiej szybko...hmmm...na tą Kotlinę też bym się pisał... szlaku13 (2009-12-31,18:23): Niewykluczone Wojtku... Tobie również zdrowia, do doprowadzi do ustabilizowania formy, a to najważniejsze... Gosiulek (2010-01-01,15:38): Zatem życzę realizacji tegorocznych planów, oby osiągniętych celów było jak najwiecej a kontuzji wcale:))) szlaku13 (2010-01-01,16:11): Całe szczęście Gosiu, że nie jestem zabobonny i takie tezy, że "jaki pierwszy dzień w roku, taki cały rok..." mam głęboko w poważaniu :))) Będzie dobrze... bo gorzej być nie może :))) szlaku13 (2010-01-04,20:06): Malami... nie zamierzam się żenić po raz drugi, ani w tym ani w latach następnych... Po cholerę mi taka nerwówka po raz drugi... :))) A za trzymanie kciuków dziękuję i przepraszam że usunął mi się Twój komentarz... czysty przypadek, żeby nie było... W sumie... teraz jesteśmy kwita... jak pamiętasz, kiedys to sie Tobie przydarzyło :)))
|