2009-12-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje górskie maratony w 2009 roku (czytano: 1951 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: Moje górskie maratony w 2009 roku
Bieganie w górach jest nieporównywalne z bieganiem po asfalcie: wymaga większego wysiłku, ale za to w pięknych okolicznościach przyrody. Po dwukrotnych ekstremalnych Rzeźnickich doświadczeniach, w 2009 roku postanowiłem przebiec trzy górskie maratony: Karkonoski, Gorce i Dudka w Beskidzie Śląskim. Wszystkie górskie, ale każdy inny. Spróbuję je opisać.
Zapisy na Maraton Karkonoski odbyły się parę miesięcy wcześniej i limit 200 uczestników wyczerpał się w jeden dzień. To świadczy o popularności takich biegów. Ja się załapałem. Tak się złożyło, że nie byłem jeszcze w Karkonoszach. Znam dobrze wszystkie góry w Polsce z wyjątkiem Karkonoszy. Ale teraz poznam je, szczególnie odcinek Szrenica – Śnieżka. Wyjeżdżamy kolejką na Szrenicę, meldujemy się w schronisku. Wśród biegaczy mnóstwo znajomych, śpimy w pokoju z Tadziem Kacprowskim, bratem ultrasem.
1 sierpnia wstaje piękny dzień, oj będzie gorąco. Startujemy spod schroniska na Szrenicy. Biegnę oczywiście z Lacem, jest pięknie. Szlaki w Karkonoszach to drogi ułożone z kamieni różnej wielkości, niestabilne. Nietrudno o potknięcie i wypadek. Widziałem wielu biegaczy w pokrwawionych bandażach, ja sam parę razy cudem uniknąłem wywrotki, która mogła się źle skończyć. Słońce grzeje coraz mocniej, na szlaku mnóstwo turystów. Oni spokojnie spacerują, my biegniemy. Mijamy przepiękne Śnieżne Kotły. Na przełęczy Karkonoskiej okropnie, można tutaj dojechać samochodem, mnóstwo ludzi. Czesi wyrąbali koszmarne budowle, fuj. Przyspieszam by jak najszybciej stąd uciec. Jeszcze ostre podejście na Tępy Szczyt i Drogą Przyjaźni biegniemy pod Śnieżkę. Na Śnieżkę (1603 m) wspinamy się trzymając się łańcuchów przez rumowisko skalne. Na górze kupuję sobie pepsi, oglądamy słynne po trzęsieniu ziemi „latające spodki” Obserwatorium Meteorologicznego. To połowa trasy, wracamy. Jest cholernie gorąco. Postanawiam odpuścić, za dwa tygodnie biegnę setkę w Lipsku, boję się kontuzji. Naprawdę łatwo się jest przewrócić, szczególnie teraz, kiedy jest się bardzo zmęczonym i pot zalewa oczy, coraz częściej się potykam. Pędź Laco, ja spokojnie sobie dotruchtam. Pod Szrenicą (1362 m) czeka na mnie Gosia, razem biegniemy do mety. Chwilę przede mną kończy gen. Polko. Gratulujemy sobie. Było ciężko, ale ukończyłem! Brawo Gudos, świetna impreza. Na zakończenie jeszcze jedna wyrypka. Kolejka linowa na dół już nie chodzi i ze Szrenicy do Szklarskiej Poręby schodzimy na butach. Koszmar! Kosztuje mnie to więcej wysiłku niż maraton.
Trzy tygodnie po przebiegnięciu lipskiej setki wybieram się na Gorce Maraton. Trochę się boję czy dam rady, ale tyle dobrego słyszałem o tym biegu, że jadę. Jadę z Jackiem i Mariuszem. Na Długiej Polanie w Nowym Targu pogoda nie zachęcająca, poda deszcz wieje zimny wiatr. Spotykamy mocną ekipę Doliniarzy, z nimi zawsze jest wesoło. Na start do Krościenka jedziemy autobusami, zaczyna się przejaśniać. W chwilę po starcie wychodzi słońce, rozpościera się piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie. Szlaki zupełnie inne niż w Karkonoszach, zalesione, ziemisto – kamieniste ścieżki, strome podejścia.
Na szlaku błoto. Z mozołem pnę się na Lubań (1211 m). Pod szczytem punkt żywieniowy. W długich górskich biegach mam ze sobą kamel baga- nie raz uratował mi życie. Biegnę samotnie, tak dzisiaj wolę, podziwiam piękne okoliczności przyrody, rozmyślam, jest mi dobrze. Po Lubaniu Runek (1005 m) i do Przełęczy Knurowskiej w miarę płasko, można biec. Powoli zaczyna dopadać mnie zmęczenie, wychodzi setka, ale nie poddaję się. Na Przełęczy Knurowskiej jest pomiar czasu, limit wynosi 3,5 godz. Wydawało mi się, że to bardzo dużo, a tymczasem jestem 20 min przed limitem. Uzupełniam zapasy na punkcie żywieniowym i dalej w drogę. Wspinam się na Kiczorę (1282 m), niezłe podejście, jestem coraz słabszy. Przede mną Turbacz, potem parokilometrowy zbieg i meta. Na zbiegu podrywam się jeszcze do walki, kiedy próbuje wyprzedzić mnie dwóch zawodników. Wychodzę zwycięsko z potyczki, na mecie jestem zajechany, ale szczęśliwy. Ukończyłem piękny maraton, pokonałem swoje słabości. Jeszcze szczęśliwe dla mnie losowanie nagród (kije do nordicu) i do domu. Wpisuję Maraton Gorce do stałych imprez.
I trzeci górski maraton, Maraton Beskidy. Znowu startuję w trzy tygodnie po 100 kilometrach tym razem w Kaliszu. Jestem bardzo zmęczony po ciężkim sezonie, ale to 100. maraton Edka Dudka, którego podziwiam za osiągnięcia szczególnie w biegach ultra, więc muszę tam być. W maratonie startuje pięciu Zadyszkowiczów, ja, Jur, Mariusz, Adam i Józek. Dla Jura jest to pierwszy maraton i to od razu górski. Startujemy z Przybędzy, potem Radziechowy. Solenizant Edek przyjmuje defiladę maratończyków koło swojego domu. Towarzyszy mi oczywiście Laco, nieodłączny druh. Na 14 kilometrze zaczynamy pięknym płajem wspinać się na Skrzyczne. Na 18 kilometrze mija nas Jur, biegnie swobodnie, bez wysiłku. Ten facet ma wydolność! Przebiegamy pod szczytem Skrzycznego. Roztacza się piękny widok na Dolinę Zimnika. Pierwszy raz jestem na Skrzycznem (1257 m) od tej strony, zawsze widziałem go od strony Szczyrku. Drugą stroną doliny zbiegamy na dół. Zaczynam słabnąć. Na 31 km mam straszny kryzys, kręci mi się w głowie, muszę usiąść. Po chwili otrząsam się, przecież jeszcze tylko 11 km, dam radę. Mówię do Laca, że może biec szybciej, ale zostaje ze mną. W Radziechowych skręcamy na Matyskę. Piękna droga krzyżowa, dla mnie to prawdziwa Golgota. Jeszcze kilometr i upragniona meta! Dziękuję Laco za wspomaganie i towarzystwo! Maraton bardzo trudny, ale piękny widokowo.
Tak wyglądały moje górskie maratony w 2009 r. Skala wysiłku jest nieporównywalna ze zwykłym maratonem, ale rekompensatą są piękne widoki i przyroda. Kocham bieganie po górach!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora (2009-12-18,22:06): Drogi Andrzeju. Wielki podziw i wielkie gratulacja za Twoje dokonania w roku 2009. Mam nadzieję graniczącą z pewnością że w roku 2010 uda Ci się osiągnąć to co sobie planujesz.
Pozdrawiam.
Ryszard
|