2009-11-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wieczna wędrówka... (czytano: 274 razy)
Jeszcze tydzień temu buńczucznie odgrażałem się, że zrobię wszystko, by w tą niedzielę pobić życióweczkę na dystansie 10 km, a tym samym odgryźć się za ubiegłotygodniowe niepowodzenie na ostatnich kilometrach. To już raptem jutro ma wybić ta godzina "W", a ja... jestem w "lesie" :) Przez cały tydzień nie przebiegłem nawet kilometra, co nie oznacza, że "zbijałem bąki"... Po prostu, są w moim życiu kwestie, z powodu których bieganie musi "skulić ogon" i pogodzić się z porażką... Góry!!! Jeśli tylko mam możliwość wyniesienia się w nie na dzień lub chętniej na dni parę, to nie ma takiej opcji, by jakaś inna pasja przesłoniła mi oczy... :)
Tydzień zamierzałem przeznaczyć na wybieganie i inne ćwiczonka, bo w planach mam ponadto półmaraton w Tarragonie, w ostatni listopadowy weekend. Tak się jednak nie stało... spontaniczny wypad w góry narobił wiele roszad w planowych przygotowaniach, a ja jestem jak najbardziej kontent z tej przyczyny... :) Uwielbiam wędrówki, a tym bardziej takie spontaniczne, zaplanowane dzień lub dwa przed realizacją... Wędrówka jest dla mnie najlepszą terapią i mam ponadto na jej temat swoje zdanie...
Wędrówka nigdy się nie kończy... Zawsze będzie coś do zobaczenia, coś co będzie porywało nasze serca i wodziło naszymi zmysłami...
Najważniejsze, aby w nas żyła chęć i ciekawość poznawania nowych miejsc, chęć stania się "niewolnikiem" Natury...
Ja chcę i z tej niewoli nikt mnie uwalniać nie musi... Zabraniam!
Pewnego razu natknąłem się na ciekawą interpretację słów wielkiego barda, Wołodii Wysockiego, a słowa te od razu stały się moim motto...
"Piękniej niż w górach jest tylko w górach, gdzie nie byłem i gdzie muszę być..."
Nie oznacza to, że odkrywam wyłącznie nowe miejsca, które dotąd nie stawały naprzeciw moich oczu... Moim celem jest również odkrywanie "nieznanego" w miejscach, które znam od lat... Nigdy bowiem nie poznamy całej prawdy o ziemi nam bliskiej, ziemi nam dobrze znanej i lubianej i to jest najlepsza motywacja, która ciągnie mnie na szlak, tak jak Natura ciągnie do lasu wilka...
Z górami bratam się od lat "nastu", a dzięki temu otrzymuję w zamian ogrom wspomnień... Część z nich było mi dane uwiecznić na fotografiach, choć nawet najdoskonalsza fotografia nie jest w stanie oddać całej "magii" tego konkretnego miejsca... Uważam, że to co najpiękniejsze dane jest zobaczyć tylko nam osobiście... To co Natura powierza nam w tajemnicy, czyli to co do końca powinniśmy zachować tylko dla siebie...
I tym razem było podobnie... Odwiedziłem strony dobrze mi znane... Vall de Nuria w Pirenejach. I tym razem było podobnie... Poznałem kilka nowych fragmentów tego uroczego skrawka, będącego częścią potężnego łańcucha górskiego, jakim są Pireneje. To były, jak zawsze, wspaniałe chwile, aczkolwiek tym razem, pomimo sprzyjających warunków pogodowych, nie zrealizowałem swojego planu. Byłem ze znajomym, który jest na nieco niższym pułapie jeśli chodzi o "zaprawę" do wędrówek... wobec czego trasę (tzn. długość pokonywanych dziennie odcinków) musiałem zmodyfikować pod jego możliwości.
Najczęściej wędruję w pojedynkę, co jest dla mnie opcją najlepszą, aczkolwiek niesie to ze sobą duże ryzyko. Niemniej jednak, jeśli chodzi się z rozsądkiem "pod ramię" i zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami poruszania się w górach, ryzyko to można zminimalizować nawet do zera. Dlaczego wybieram przeważnie model samotniczej wędrówki...? Hm... Powodów jest wiele... Przede wszystkim jednak... dla świętego spokoju... Tylko wtedy mogę kompletnie się zrelaksować i odprężyć, co nie do końca jest możliwe w towarzystwie, a to głównie dlatego, że mam naturę osoby nadopiekuńczej (zwłaszcza na wyprawach)... W związku z tym, że najczęściej pomysłodawcą, strategiem, i wogóle "mózgiem" całej "ekspedycji" jestem ja, biorę więc na siebie odpowiedzialność za każdego współtowarzysza, bez względu na to w jakim jest wieku... Taką mam właśnie naturę i choć może jest to mniej wygodne, to ja inaczej nie potrafię... Ponoć starych drzew się nie przesadza, więc niech tak zostanie i już... :)))
Kiedy wędruję samotnie, mam pełną swobodę i komfort psychiczny... Brak zmartwień o bezpieczeństwo i wygodę wędrówki mojej "kompaniji", wolna ręka odnośnie wyboru trasy, jej długości, czasu i miejsca odpoczynków... Jestem wtedy naprawdę wolny, a po to przede wszystkim drepta się te dziesiątki, setki, czy nawet tysiące metrów w górę, by poczuć tą wolność na własnej skórze, by móc ją wdychać, w pełni odetkanymi nozdrzami, by móc ją, choć na chwilę dosiąść i ujarzmić, jak narowistego mustanga... Dla tej chwili, tyle wysiłku, poświęceń... tyle zachodu... Cóż... ja uważam, że warto, dlatego tak często można mnie spotkać pośród górskich krajobrazów, delektującego się każdym kęsem tej bogatej przyrody...
"Naobżerałem" się więc, tych kęsów, do syta, a teraz trzeba w niedzielę pobiec 10 km... Oooops! Jak z tą "dyszką" będzie, trudno przewidzieć... na pewno jednak wystąpi zadyszka... :) Choć planowałem wcześniej pobiec na maksa, to teraz, po tym tygodniu relaksu, nieco zmiękłem w wytyczaniu sobie planów... Owszem, kilkudniowa wędrówka to również wielki wysiłek dla całego ciała, zwłaszcza nóg... tym bardziej jeśli jest się obładowanym jak "juczne zwierzę"... :) Trening to zatem jest niebanalny, ale jednak wybieganie to wybieganie i tego może trochę na trasie zabraknąć. Hm... Pobiegnę jak pobiegnę, bez żadnej presji... wszak przede wszystkim biegam dla przyjemności, a na wyniki jeszcze przyjdzie czas...
Fot. Na pierwszym planie... Pic de Fresers (2835 m) i z tyłu Pic de"l Infern (2869 m)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Gosiulek (2009-11-21,13:10): no po takim "obżarstwie" to masz sporą nadwagę:)))może ona jednak pozwoli Ci przefrunąć tę dyszkę, a jak nie to będzie relax time czyli po przyjemnościach kolejna przyjemność;))) kudlaty_71 (2009-11-21,13:57): ...hmmm...Artur...pobiegnij tak jak mówisz...bez presji i dla przyjemności...i wtedy sam możesz mocno się zdziwić, gdy zobaczysz wynik na mecie...aha...i nie zapomnij o Marokaneczce...wtedy życiówkę masz jak w banku...czego Tobie życzę... szlaku13 (2009-11-21,14:04): Witam Państwa i dziękuję za wiarę i wsparcie, nawet osoby, które zazwyczaj są "małej wiary"... :)))
Trochę lukru spłynęło... :)))
A co do Twoich rad Wojtku... jeśli ja nie zapomnę o Marokaneczce to na pewno będę mógł zapomnieć o świętym spokoju... Żony pamiętliwe są jak słonie... :)))
Dla drobnego sukcesu nie warto ryzykować... :))) Gosiulek (2009-11-23,11:31): :)))"małęj wiary" w siebie ale nie w innych;))) szlaku13 (2009-11-23,11:34): Trochę kręcisz, ale... i tak Cię lubię... :))) szlaku13 (2009-11-23,11:37): No to może wyjawisz...? Bo nie ładnie tak kończyć w pół zdania... :)
|