2009-11-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Powrót do tropików... (czytano: 264 razy)
Ach jak przyjemnie wybiec wreszcie w szortkach i cienkiej bluzeczce na przebieżkę... :) I nie trzeba chować szyi i zębów przed potwornym zimnem... :) Przez równe dwa tygodnie mojego pobytu w rodzinnych stronach, tylko dwa dni były cudowne... tylko dwa dni dawały olbrzymią satysfakcje podczas biegu... Cała reszta... o zgrozo... :( Biegałem wyłącznie dlatego, że to lubię, ale nie mogę powiedzieć, bym czerpał jakiekolwiek inne przyjemności... zimno, szaro, mgliście... krótko ujmując do d... :)
Tak było do wczoraj, kiedy to pożegnałem na jakiś czas polskie jesienne, a raczej wczesnozimowe realia. Na sam koniec dało mi jednak popalić najbardziej, kiedy dotarłem w nocy do Poznania... Miałem sporo czasu do wylotu z Ławicy, więc na lotnisko pomaszerowałem... To była godzina drogi... aż godzina, bo było paskudnie zimno, wiało, a na dodatek po oczach sypało bielą... Ukojeniem był ogrzewany hol lotniska... :) Zanim jednak wyleciałem, opuściłem go rano na kilka chwil, by kupić sobie coś do przegryzienia... to już był masochizm, bo aż tak bardzo głodny nie byłem... :) Pożegnałem Poznań i przed wejściem do samolotu mogłem wreszcie poczuć się jak Władek Kozakiewicz, krzyżując w "geście przyjaźni" ręce i wyrażając swoją "sympatię" do żegnanej aury... :) Bynajmniej do połowy grudnia się nie zobaczymy... :P Co będzie potem...? Znając moje "zezowate szczęście", zapewne zemści się to na mnie... :) Na razie jednak głowy sobie tym nie zaprzątam. Najważniejsze, że wyrwałem się z objęć chłodu i mogę teraz podreperować swój stan zdrowia, bowiem z kraju wywiozłem infekcję zatok. Mam tylko nadzieję, że do niedzielnego startu w półmaratonie jakoś wydobrzeję...
Po niespełna trzech godzinach wylądowałem w Gironie, gdzie od razu poczułem uderzenie "fali ciepła"... najbardziej tam, gdzie było najszczelniej... :) Kalesony w Hiszpanii raczej rzadko się sprawdzają... :) Wyjątkiem są wyprawy zimowe w góry... Po przyjeździe do mieszkania zastanawiałem się, czy nie wykorzystać tak pięknej pogody i nie rozruszać kości, bo w Polsce w ciągu dwóch tygodni udało mi się pobiegać tylko czterokrotnie. Kusiło bardzo, ale postanowiłem jeszcze poczekać, ze względu na stan zdrowia...
Dziś jednak żadna siła nie była w stanie mnie zatrzymać... :) Zaryzykowałem, wszak do niedzieli zostało tak mało czasu, a przecież nie wystartuję na dystansie 21 km bez przygotowania... Dyszkę "z biegu", bez przygotowania, dałbym radę, ale tyle to raczej nie... W sumie to dopiero mój drugi półmaraton w życiu... Pomyślałem, że dobrze byłoby pobiegać dziś i jutro, a co do zapalenia zatok... albo bieganie mnie zabije, albo wzmocni... w myśl znanego powiedzenia. Czapa na głowę i jazda... :) Przebiegłem w sumie 13 km... najgorzej nie było, aczkolwiek ostatnie trzy kilometry były ciężkie, na co wpływ miało na pewno te kilkudniowe zaniedbanie... Po biegu czułem się wyśmienicie i w dalszym ciągu nie narzekam na bóle zatok i inne tam... Więcej jednak będę mógł powiedzieć dopiero jutro rano, a jeśli będzie "okey", to biegamy dalej... :)
Najważniejsze, że jest ciepło... :) I tego właśnie będzie mi najbardziej żal, gdy przyjdzie mi opuścić na stałe "moją" Hiszpanię... "Godzina W" już coraz bliżej... 13 stycznia 2010... godz. 03:15... :((( Nie bolałoby aż tak bardzo, gdyby to była wiosna lub lato, a nie środek polskiej zimy... Cóż damy jakoś radę... wkońcu przywiozłem na sobie kalesony to i na sobie je wywiozę... :)))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora szlaku13 (2009-11-06,09:15): Właśnie dlatego jest gorzej... organizm już dawno odwykł od srogich zim i temperatur... :)
A co do awizowania... A co, lubisz telefony o godzinie 3 nad ranem...? :) Spokojnie, jeszcze się zobaczymy, przy bardziej przyjemnych okolicznościach :) Marysieńka (2009-11-06,09:16): Szczęściarz:)))
Co do zimna...chwilkę temu wróciłam z pływanka...w jeziorze i było super!!
Trzymam kciuki za udany start:))) szlaku13 (2009-11-06,09:31): Wielkie dzięki Maryś... może dam rady wydobrzeć do niedzieli, a jak nie to i tak postaram się podreptać... zresztą na razie wyniki i tak stanowią dla mnie dalszy plan...
Co do "morsowania"... tez o tym wielokrotnie myślałem i być może kiedyś i na taki debiut się zdecyduję... cóż kobietki zawsze były odważniejsze... :) Mawia się przecież często, że to one mają największe jaja... :) kudlaty_71 (2009-11-06,12:34): ...trzymam kciuki w niedzielę i...zazdroszczę pogody... Gosiulek (2009-11-06,13:21): ja to w tych tropikach potrzebowałabym jakiegoś przystojniaka z wachlarzem dla ochłody....podczas biegowego wysiłku oczywiście;))) szlaku13 (2009-11-06,13:56): Wachlarza nie mam (najwyżej w sklepie u chińczyka kupię), a jeśli chodzi o przystojniaka... Hm... tu za wiele zrobić się nie da, ale i tak się polecam na przyszłość... "z braku laku..." :))) szlaku13 (2009-11-06,13:58): Dzięki Wojtku za duchowe wsparcie... zazdrościć jednak nie ma czego... Trochę cierpliwości, a i w Polsce zrobi się cieplutko... za jakieś 5-6 miesięcy... :))) Gosiulek (2009-11-06,14:00): Dzięki Artur będę pamietać:))) powodzenia:)
|