2009-10-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zmienne niewiadome.... (czytano: 1914 razy)
Tekst i problemy trochę tak bardziej dla biegaczy ultra, ale puenta dla wszystkich
W zasadzie tylko biegam i nie piszę o swoich biegach, ale...
Wczorajsza sytuacja na Katowickim Festiwalu Biegowym im. J. Kukuczki, a konkretnie to co działo się na biegu 24-godzinnym niezmiernie mnie zaintrygowała.
Wiadomo jak ważna w biegach na czas jest informacja o sytuacji na trasie, ile kto nabiegał, na którym miejscu się znajduje w danej chwili.
Od tej informacji zależy cała taktyka biegu, ważna szczególnie dla biegaczy z czołówki, ale istotna również dla takich "człapaków" jak ja.
Dlaczego? Gdyż w każdym drzemie jakaś żyłka rywalizacji, a już na pewno budzi się ona gdy człowiek widzi jak po kilkunastu godzinach biegu rywale przechodzą jeden po drugim do marszu, a my możemy bez problemu biec dalej i raz po raz ich dublujemy na trasie.
Wtedy rodzi się w człowieku ciekawość, ile kto ma przebiegniętych kilometrów i czy można jeszcze "zamieszać" w klasyfikacji... :-))))
Na zeszłorocznym Lajkoniku i w Rudzie w tym roku (piszę o biegach 24 godzinnych) wyniki były drukowane i dostępne do 5 minut po każdej pełnej godzinie. Można było na bieżaco śledzić zmiany w sytuacji na trasie i modyfikować swój bieg.
W Katowicach panował pod tym względem kompletny chaos. Nie dość że wyniki nie miały oznaczeń godzinowych na stronach, to jeszcze były wieszane o całkowicie przypadkowej porze i w dodatku nieregularnie.
Pozostawało śledzenie sytuacji na telebimie umieszczonym za agrafką. Po przekroczeniu maty wyświetlała się moja aktualna pozycja i przebiegnięty dystans. Nie dawał jednak telebim informacji jak wygląda najbliższe moje "otoczenie" biegowe.
I tutaj w zasadzie przechodzę do tytułu wpisu, do tych zmiennych niewiadomych, gdyż...
Biegając 18-tą, 20-tą, 22-gą godzinę obserwując telebim zauważam, że systematycznie pnę się do góry w stawce. Rozwój sytuacji zaczyna człowieka intrygować, przy każdym kółku zaczynam śledzić swoje postępy (lub ich brak). Nagle przykra niespodzianka, zabajdurzyłem z jedzeniem i spadek o jedno oczko. Więc rzucam się do odrabiania. Znowu postęp. Jednocześnie coraz bardziej wkurza mnie brak informacji o rywalach. Nie wiem jak planować dalszy bieg. Czy jest o co walczyć (pozycja), czy mogę sobie spokojnie "odpuścić". Dzień wcześniej biegłem przełajowe 13 km w Lublińcu w mundurze, a tego dnia rano tą samą trasę "na sportowo" (impreza organizowana przez mój klub). Doskonale się bawiłem startując za każdym razem z ostatniej pozycji i "łykając" po drodze 115 mundurowych i dzień później 186 cywili, ale teraz nogi są zmęczone więc od początku planuję nabiegać swoją "normę" - 150 km. Tak też rozkładam siły i celuję z przerwami na odpoczynki. Założenia swoje konsekwentnie realizuję, z zapasem jednej godziny na nieprzewidziane sytuacje. I teoretycznie wszystko jest pięknie, gdyż planowo po 23 godzinach i 8 minutach biegania mam 152 km i mogę zacząć już pić piwo, ale...
Ta cholerna zmienna niewiadoma.
Cały czas przesuwam się na pozycji do góry.
I NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE Z RYWALAMI!!!
Cholernie dyprymująca sytuacja, mam siły, mam jeszcze czas, ale nie wiem czy jest sens walczyć.
Zakładaną normę przecież już wykonałem, inni biegacze po kolei schodzą z trasy, masują się, jedzą, piją, odpoczywają.
Zadecydował jak zwykle jeszcze inny, nieprzewidziany i nie brany pod uwagę czynnik - przyjaciele.
Przy nazwijmy to "moim" punkcie odżywczym stała i dopingowała do walki zmienna grupka kilkunastu osób startujących i biegających razem ze mną.
I od nich padło - "walcz!".
Mam jeszcze 50 minut, piję i podrywam się do biegu. Jeszcze kółko - 154 km i 26 minut do końca.Biegnie ze mną Janek Komander i udziela rad. Już nie zatrzymuję się na punkcie - z braku wody jeszcze nikt nie umarł :-))). Jeszcze kółko - 157 km i 4 minuty do końca biegu. Większość już dawno zeszła z trasy. Przebiegam pędem linię mety i rwę dalej wśród dopingu przyjaciół, Zenek już ochrypł przy mikrofonie skandując "Alek, Alek, Alek". Podrywa się za mną Rafał Kowol, niesie dla mnie picie i suche dresy do przebrania (po usłyszeniu sygnału trzeba się zatrzymać i czekać aż sędzia domierzy przebiegnięty odcinek) a jest zimno i przenikliwy wiatr. Rafał dobiega, szybko przebieram się w suche. Uff.. Teraz można czekać. Po kilkunastu minutach pojawiają się Bohdan Witwicki z Jankiem Komanderem i policyjnym kółkiem domierzają mi do dystansu z odczytu z chipa 670 metrów i 60 cm. Można iść na metę. Piękne uczucie dobrze wykonanej roboty. Gratulacje, poklepywania, uściski.
To był piękny dzień.
A teraz jeszcze raz ta zmienna niewiadoma...
Wszystkie moje działania w danym dniu były prawidłowe, zarówno te które podjąłem jak i te które zaprzestałem.
Zakładaną normę wypełniłem, można było zaprzestać biegu - działanie jak najbardziej prawidłowe ale zaniechane.
Miałem planowo wypracowaną rezerwę czasową i moc w sobie, więc pobiegłem dalej - działanie również prawidłowe.
Ale dzisiaj ukazały się wyniki z międzyczasami. Zająłem 13 miejsce z wynikiem 158 kilometrów i 475 metrów. Gdybym przerwał bieg po przebiegnięciu zakładanego dystansu byłbym 8 pozycji niżej.
I tu mam piekielny dylemat związany z oceną zaistniałej sytuacji, gdyż każde z rozwiązań ma swoje dobre i złe strony bez widocznej przewagi którejkolwiek z nich. Przewagi na tyle istotnej, że można by było powiedzieć, "tak, to rozwiązanie jest lepsze".
Przerywam bieg, bo przecież już w założeniu nie przyjechałem tutaj się ścigać czy bić rekordy, tylko się bawić, a planowaną normę wykonałem więc wszystko jest w porządku.
Pobiegłem dalej, mam lepszą pozycję, ale ponieważ przez ostanią godzinę biegłem "na całość" (oczywiście "na całość" możliwą do wyciśnięcia z organizmu po 23 godzinach biegania) to jestem bardzo zmęczony (wręcz prosiłem Rafała o asystę przy oddawaniu krwi, bojąc się że mogę zemdleć po wysiłku).
Oba postępowania są według mnie równoważne i nie umiem dokonać oceny, które jest bardziej właściwe.
Te cholerne zmienne niewiadome i nieprzewidziane czynniki powodują, że człowiek podjął jakieś działanie i zaniechał innego i chodzi później z dylematem, czy postąpił właściwie.
Nie pasuje tu nawet zasada wyboru mniejszego zła :-)))
To był tylko przykład z jednego biegu, ciekawe czy wam się też tak zdarza w życiu?
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora kluseczka (2009-10-06,15:20): aleśta się rozpisaliśta Aleksy, myślałam już, że nie dotrwam do końca, dotrwałam, i tez mam takie dylematy, ostatnio zawsze, po każdym biegu;)
|