2009-09-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ... i po wakacjach (czytano: 296 razy)
Zgodnie z przewidywaniami pesymistow, wakacje jednak dobiegly konca... a gdzie bywal i co robil... to zostawiam Koziolkowi Matolkowi do opowiedzenia. Tymczasem poniewaz wakacje sie skonczyly i wrocilem radosnie do roboty spotkala mnie nastepujaca seria nieoczekiwanych wypadkow:
poniedzialek ... pedem do roboty choc jeszcze jestem na urlopie i skoro domykac jakies formy bo process deadline wlasnie nastepuje. Typowe.
wtorek ... pierwszy dzien w pracy rowerkiem i wypad na plywalnie (po 2 tygodniach nieplywania) i tu pozytywne zdarzenie 1km w 20 minut, czyli mila sercu poprawa z 22
sroda... wlasciwie nic ciekawego, pozatem ze szybkim truchtem przebieglem zyciowke na 10 w czasie treningu :)
czwartek ... (black thursday) drugi raz przyjechalem rowerkiem do pracy i... nie mam rowerka! ukradli moj MTB z terenu po biurem, na widoku kamer, oczywiscie nikt z ochrony nie zauwazyl. Wyszedlem wlasnie z biura by zamiast na lunch pojechac poplywac i jakiez bylo moje zdziwienie gdy nie zastalem mojego rowerka :( nie byl to zaden wspanialy rumak, ledwo TREK 4300 disc, ale bardzo bardzo go lubilem. Wiecie jak to jest, wartosc sentymentalna wieksza o niebo niz normalna.
piatek ... praca z domu, kompletny dol, nie pobieglem nawet porannego treningu. W koncu zamawiam nowy rower, nie stac mnie na nic lepszego, biore Giant"a TerraGo 0.Disc. Wiem wiem... rower turystyczny, jako ze juz taki jest to biore tez pedaly turystyczne, nie wiem skad wyskrobie kase na swiatla, blotniki licznik i nowa pompke... szlak by to. Do tego bede musial czekac do wtorku na rower.
sobota... zwlekam sie i jedziemy na bielany. tak sie przypadkiem sklada ze wpadamy na szlaban wlasnie gdy SBBP rusza. Biegniemy z nimi, dobre tempo, przewiewa mnie w czasie przydlugiego rozciagania wiec dajemy dluga. Ogolnie wychodzi trening na 13km w 1:15, calkiem dobrze i napawa mnie odrobina otuchy. Dol rowerowy wciaz mnie gnebi ale jakby mniej
niedziela... jedziemy do Sochaczewa na polmaraton. Rano zachmurzone i baaardzo mocny wiatr. Czuje sie zle bo slabo spalem i wogole cisnienie na poziomie kostek... mysle sobie bedzie przyslowiowa dupa, ale slowo sie rzeklo przebiec trzeba. W sobote przygodtowalem sobie playliste pelna szybkich piosenek ManoChao, The Undertones, Dead Kennedies i inne punkujace. Zaskakuje nas niezapowiedziany start, ej nie tylko nas, wszyscy sa zaskoczeni, kompletny brak organizacji, ludzie wybiegaja z krzekaow, gdzie najwidoczniej zbierali grzyby i poprawiajac stroje zaczynajac bieg. Zapuszczam muze i zaczynam biec. Wiem ze moge szybko bo w sobote nawet sie nie zmeczlem, no to daje szybko pierwsze 10 km w 48 minut (moja zyciowka na 10 to 51:53 :) mysle jak nie umre to bedzie dobry czas. Umieram na 13tym, lapie mnie kolka, 100 metrow ide, no i nadrabiam... znowu zaczynam umierac na 18tym spada mi predkosc do 5:35, koniec moich marzen o wyniku... nie lapie legendarnego drugiego oddechu, ale sie udaj wpadam na mete w 1:47:07 (netto 1:47:01). ZYCIOWKA, wow jestem dumny. Potem nieprzyjemny incudent z organizatorami ale zapominam o nim szybko. Przybiega "Henka" z super czasem 2:02 to jej debiut!
I wroz tu czlowieku z fusow, z jednej strony beznadziejny tydzien. Z drugiej okazuje sie ze wakacje procentuja :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |