2009-05-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Precz z asfaltem ! (czytano: 283 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.kblomza.republika.pl
W ramach odpoczynku od biegania postanowiliśmy z Wiolą i Piotrkiem udać się na wycieczkę rowerową. Na drugi dzień po „Biegu Wilka” zapowiadała się, więc wspaniała odnowa biologiczna. Relaks dla nadwyrężonych po tej 5-ce mięśni szybko kurczliwych i zmuszenie do pracy mięśni wolno kurczących się. Oraz jak dla mnie zapobieganie postępujacej sarkopenii. Wbrew pozorom ale jazda rowerem to dla naszej trójki miły odpoczynek. Wyznaczona trasa przebiegała początkowo poprzez Piątnice asfaltowo szosą. Poza swojskimi pięknymi krajobrazami z Czarnocina na dolinę Narwi oraz pagórki jak sama nazwa wskazuje w Nagórkach nic nadzwyczajnego się nie działo. W momencie, gdy w Chludniach skończył się asfalt oraz ukazała się prześliczna dolina otoczona wzniesieniami moje wrażenia raptownie wyostrzyły się. Na zboczach dosyć pokaźnych przewyższeń i widzianych już w wyobraźni warstwic dochodzących do ok. 200 m pasły się stada krów. Do złudzenia przypomniał mi się krajobraz podgórski. Brakowało tylko owieczek, ale pierzaste chmurki na niebie doskonale zastępowały ten niedobór. Poczułem swojski zapach pamiętny z młodych lat – „dawnej mazowieckiej wioski”. Nie mylić tu z zapachem obornika. Owszem być może i takowy unosił się w powietrzu, ale do tego była również mieszanina oszałamiającego zapachu traw, ziół, kwitnących bzów, wiśni oraz innych drzew i krzewów. Oddychałem więc namiętnie całą siłą przepony. Pod stopami brak było wszechobecnego asfaltu a żwirowa droga nie utrudniała jazdy a wręcz przeciwnie nadawała niecodzienny koloryt tej podróży. Spod kół co raz wyskakiwały drobne kamyki lub drobinki piasku. Rowery jednak nie bacząc na te trudności poruszały się sprawnie do przodu. W powietrzu unosił się naprawdę miły aromat czystego powietrza i pięknych widoków. Może dlatego też te naturalne zapachy coraz namiętniej dochodziły do zmysłu powonienia i decydowały o takich odczuciach węchowych. Ta kaskada tlenowa rześkiego powietrza dokładnie przewelyntowała moje płuca. Zastanowiłem się jak to stało się powszednie korzystanie z dobrych jak na rower (w miarę równych jak na polskie warunki) dróg i wygodne oraz ile tracą nasze zmysły poprzez korzystanie z codziennych dobrodziejstw cywilizacji betonu, asfaltu, elektroniki. Wystarczyło udać się kilkanaście kilometrów poza zabudowę miejską by pocieszyć się nieskalaną od lat naturą. Przewrotnie przyczynkiem do tego stał się ten brak asfaltu na drodze. Pewnie mieszkańcy dwóch sąsiednich wiosek w końcu wymuszą na władzach gminy by i tu powstała piękna asfaltowa droga dojazdowa. Sami jednak nie wiedzą ile stracą. Wraz z łatwiejszym dojazdem droga stanie się bardziej uczęszczana. Pojawią się jak przy innych podobnych trasach góry odpadków wysypywanych bezpośrednio z samochodów, zalegających śmieci i spalin Szybsza jazda spowoduje więcej kolizji i wypadków. Rozgrzany w upalne dni asfalt przyczepi się do niejednych bieżników kół i podeszwy butów, po czym zostanie rozwleczony po okolicy. Nad doliną wzrośnie ilość wydychanych metali ciężkich a pochodne z przerobu ropy naftowej dadzą znać naszym zmysłom powonienia pozostawiając w pamięci czarną masę a nie urokliwe wzniesienia. Niestety i w tym zakątku nie poczuje się już tego specyficznego swojskiego klimatu. Wiadomo, że cywilizacja człapie jak smok/g na swych glinianych nogach stawiając siedmiomilowe kroki. Nie robiąc rezerwatu można by pozostawić jednak żwirową drogę bez uszczerbku na komunikacji. Wystarczy tylko trochę nakładów na jej przyzwoite utrzymanie, czym natura odpłaci się wielokrotnie oraz dobrej woli mieszkańców Chludni i Kupniny. Sam poczułem różnicę, bo gdy wjechaliśmy na leśną ale już asfaltową drogę na wysokości Serwatek w kierunku Morgownik i Nowogrodu czar prysł jak bańka mydlana. Poprzednie wrażenia ulotniły się wraz z zachłyśnięciem się spalinami częściej przejeżdżających samochodów. Nie zagłuszył ich nawet szum świerkowego lasu i nurt pobliskiej Pisy. Nie mówiąc już o tym ile „betonu” zmieszanego z „asfaltem” kryje się w ludzkich głowach, o czym szybko przekonałem się po powrocie do domu i wysłuchaniu bełkotu codziennych wiadomości. Ale to już temat do całkiem innej historii. Z wycieczki za to zrodził się pomysł na koleżeńskie imprezy biegowe w naturalnych warunkach, który na pewno kiedyś zrealizujemy, bo jeśli się chcę to nie ma nic niemożliwego. Tymczasem czeka nas kolejna łomżyńska dziesiątka (10 k) po mięciutkim asfalcie i myśl, że do tych przyjaznych dróg i ścieżek jest w efekcie tak bardzo, blisko bo tuz tuż i wspaniale można się zrelaksować.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |