Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [190]  PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
KRIS
Pamiętnik internetowy
Z TRAS BIEGOWYCH (i nie tylko)

Krzysztof Szwed
Urodzony: 1965-06-30
Miejsce zamieszkania: Lubliniec
64 / 404


2008-11-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Męska rzecz... nie tylko dla mężczyzn... (czytano: 405 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=1680

 

V Maraton Komandosa 22.11.2008r. Kokotek k/Lublińca

Chyba tradycją już jest, że w przeddzień Maratonu Komandosa pada śnieg. No, może wyjątkiem był rok 2006 gdzie podczas III edycji temperatura była wręcz „upalna” dochodząc do +8stC. Późnym wieczorem w piątek dzwoni do mnie chłopak z Częstochowy pytając czy odbędzie się w sobotę planowany wyścig rowerowy.
- Nic mi nie wiadomo, by miał się nie odbyć odpowiadam, chyba żeby w nocy napadało z pół metra śniegu.
- Ale właśnie dzwonię w tej sprawie.. bo pada..
Wyglądam przez okno i rzeczywiście… jest biało! W tej sytuacji doradzam zadzwonić do mnie raz jeszcze rano gdy będę na miejscu w Kokotku, aby naocznie ocenić sytuację. Na szczęście nie było tak źle aby cokolwiek odwoływać, a śnieg stanowił wyjątkową scenerię towarzyszącą naszym zmaganiom.
Spotykam wielu starych znajomych i poznaję nowych. Patrzę na Edka "Bacę" Dudka i trochę mu za zazdroszczę tych "siedmiomilowych butów", które ma na nogach. Myślę sobie, no tak, takiemu to za każdym krokiem tej trasy ubywać będzie dwa razy szybciej niż innym.. :) Jak później przeczytałem w jeg relacji wcale nie było to tak hop... Wszyscy podekscytowani i trochę spięci, a w powietrzu da się wyczuć buzującą adrenalinę. Każdy chciałby już wreszcie być na trasie, oczekiwanie jest najgorsze. Mimo, że to maraton, panuje zupełnie inna atmosfera niż na „zwyczajnych”, klasycznych maratonach. Zawsze duża rzesza zgromadzonych ludzi na starcie sprawia duże wrażenie. Ale tak naprawdę to dopiero widok prawie ćwierć tysięcznej armii toż to dwie kompanie wojska!) robi wrażenie niesamowite.
Sam udział w tym maratonie trudno opisać, każdy kto w nim uczestniczył ma inne wspomnienia, chociaż podobne zapewnie przeżycia. Nigdy nie mogę doczekać się chwili gdy przestanę już wreszcie zwracać uwagę na tego „garba” na plecach. Zazwyczaj przychodziło to po około 10 kilometrach, gdy to organizm zdążył już zaakceptować nagły przyrost masy i sprawić, że staje się on integralną częścią ciała. Tym razem ten moment nastąpił dopiero na 34 kilometrze. Wtedy mnie „opuścił” ból i nawet żałowałem trochę, że nie zostało do pokonania jeszcze parę kilometrów więcej..
Gdybym lubił narzekać to pewnie bym znalazł wiele powodów i usprawiedliwień dla swojego najsłabszego wyniku spośród wszystkich edycji maratonu. Ale po co? Zadaję sobie w takich chwilach pytanie czy narzekając na swój słaby wynik nie sprawiamy przykrości tym, którzy włożyli w jego ukończenie całe serce uzyskując „gorszy” wynik?. Czyż nie samo ukończenie tego biegu jest właśnie dowodem siły tej nie tylko fizycznej? Są dni, gdy walczy się o wynik rywalizując z innymi, ale są także i takie starty gdzie walczy się tylko z samym sobą o to aby wygrać z tym wewnętrznym głosem mówiącym „odpuść sobie, po co ci to?, zrezygnuj..”
Nie! mówię tym myślom, wszak „Żelazo nie klęka”!. Może i rdzewieje z czasem ale nigdy nie klęka!.
Zakończenie to temat do oddzielnej opowieści. Pochmurny niczym chmura gradowa idę na obiad ściskając w dłoni kartkę z napisem grochówka. Przysiadam się do stolika z Lidką, Yacą, Żółtym i Stachem. Od progu ostrzegam już, że nie chcę słyszeć żadnych pytań na temat biegu. Koledzy widząc co się dzieje, a że nie w ciemię bici, zaraz stoi przede mną „lorneta”. Tak dla zdrowotności oczywiście. Gdy przychodzi kelnerka przynosząc rosół i schabowego ci sami koledzy nie omieszkają zwrócić jej uwagę, że dając kartkę na grochówę chcę „żreć” rosół.. W dodatku chłopaki z 10WPSAM usilnie doradzają mi, żebym na bóle wszelkie zjadł koniecznie rosół z pieprzem. Ponoć pomaga. Otwieram więc pieprzniczkę nie wyczuwając zastawionej pułapki. W chwili gdy Miodzio próbuje powiedzieć „nie… z tej strony” ja już mam całą zawartość pojemnika w rosole. Taak myślę sobie, w ten sposób to nawet smoka przestała nękać niestrawność wszelka na dobre.. Śmiechu było co nie miara. Burza przeszła gdzieś bokiem…
Pomysł aby „medale wręczane były dopiero podczas dekoracji na hali sportowej Ośrodka Szkoleniowo-Rekreacyjnego „Silesiana” był dla mnie strzałem w dziesiątkę. Tutaj zgromadzili się prawie wszyscy uczestnicy dzisiejszego teatru zmagań ale w jakże odmiennych humorach niż rano. Nie było już oczekiwania, napięcia, a wszechobecną adrenalinę zastąpiła ogólna euforia. Każdy cieszył się z tego co sam dokonał. Czy był to dobry wynik, dobre miejsce, nowa życiówka, czy też samo ukończenie maratonu – radość była tak samo wyjątkowa i niepowtarzalna. Tak samo też chcieliśmy potraktować wszystkich uczestników – wyjątkowo, tak jak wyjątkowym był sam maraton. Każdy otrzymuje z rąk dowódcy 1 Pułku Specjalnego Komandosów płk Dariusza Dachowicza oraz Wiceburmistrza Lublińca Jana Grajcara, ważące blisko 3 kilogramy specjalnie „medale”. Były to odlewy żeliwne, które w formie płaskorzeźby przedstawiały biegnącego komandosa wraz z ekwipunkiem na tle lasu. Dla najlepszych drużyn puchary wręczał Gen. Dyw. Roman Polko. Dzięki temu mam okazję aż dwa razy być wywoływanym do odbioru trofeów, raz za ukończenie maratonu, a drugi raz za udział w rywalizacji drużynowej. W ogólnej klasyfikacji drużyna WKB META Lubliniec w składzie: Adam Wałowski, Tadeusz Ruta i Krzysztof Szwed zdobyła 5 miejsce. Bardzo miłym, osobistym dla mnie akcentem rozpoczęły się te wyróżnienia pozwalając mi na chwilę zapomnieć o dzisiejszych zmaganiach. Gdy zostaję wywołany przez Prezesa Zbyszka Rosińskiego słowami „Nasz Sekretarz” na Sali rozbrzmiewają głośne owacje, a wręczający mi nagrodę dowódca jednostki pyta:

„Co ty robisz, że zawsze tak dobrze wypadasz?”
- Eee nic takiego, nie poszło mi wcale dobrze dzisiaj…
- Ale ja nie o to pytam.. chodziło mi raczej o ten aplauz…

Jakby było tego mało, Zbyszek Rosiński wręcza mi jako jednemu z „cudzoziemców” startujących w dzisiejszych zawodach super odjazdowy kubek z szwedzkimi symbolami i wielkim łosiem (bez insynuacji) oraz takąż samą czadową zimową czapkę z szwedzkim herbem.

Od Gen. Romana Polko dostaję jego nową książkę ARMIA – Instrukcja Obsługi z osobistym autografem i wpisem:
… „z wyrazami przyjaźni i podziękowaniami za wsparcie na trasach maratonów”…
Chociaż Gen. Polko znam jeszcze za czasów gdy jako porucznik był dowódcą 2 Kompanii Specjalnej w 1 Batalionie Szturmowym w Lublińcu to tak naprawdę zaprzyjaźniliśmy się kilka lat temu dzięki wspólnej sportowej pasji. Stąd taki, a nie inny autograf - dla mnie niezwykle cenny.

Na zakończenie jako motto chciałbym przytoczyć słowa piosenki zespołu EL DUPA, które mogą zastąpić cały komentarz, oraz pretendować do roli hymnu Maratonu Komandosa:
Moc jest z nami chłopakami, dziewczynami
Ekstaza i udręka, pamiętaj
Żelazo nie klęka!

Czas ucieka, a wróg nie czeka
Słaabo?! Się nie lękaj, pamiętaj
Żelazo nie klęka!

Głód jest silny, ale stan stabilny
Słaabo?! Silna ręka, pamiętaj
Żelazo nie klęka!

Ból jest duży, to już koniec podróży
Czysta dusza, silna ręka, na zawsze
Żelazo nie klęka!


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


KRIS (2008-11-28,22:38): Może wyjaśnię słowa Yacy, bo brzmią nieco ... dziwnie..:) Otóż, określenie wzięło się stąd, że gdy zapytałem żonę co mnie może boleć Tutaj w tym miejscu odrzekła z całkowitym przekonaniem „w tym miejscu to normalnie jest macica – Ty nie wiem co tam możesz mieć…”
KRIS (2008-12-01,11:23): Gadał dziad do obrazu...
Miodzio (2008-12-01,14:08): Ale się uśmiałem! Prawie się rozpłakał, jak czytałem Twoja opowieść o rosole i pieprzu. Super artykuł, jak zawsze świetnie mi się czyta twoje relacje. Miodziowo pozdrawiam Cię Krzysiu!







 Ostatnio zalogowani
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZEŚ9
21:44
ozzy
21:39
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |