Chciałbym podzielić się wrażeniami z X Maratonu Ekologicznego Lębork 2001. Cóż, będą
to głównie słowa krytyki pod adresem organizacji, gdyż znalazłem się w grupie
maratończyków poszkodowanych (od razu zaznaczam, że nie wszyscy takimi się stali i mogą
mile wspominać udział w maratonie). Jestem początkującym biegaczem, to był mój dopiero
3. maraton (wcześniej zaliczyłem Chełmno-Toruń 2000 i Poznań 2000), ale już mogę
powiedzieć, że są maratony lepiej i gorzej zorganizowane.
Pierwsza niespodzianka spotkała mnie w przeddzień biegu, kiedy to zgłosiłem się do
biura maratonu i zostałem skierowany do miejsca zakwaterowania (na szczęście było to 5
minut drogi dalej, a nie 3 km za Lęborkiem, jak to dostali niektórzy z własnym
transportem). Na miejscu jednak okazało się, że za nocleg muszę zapłacić 20 zł (w
Toruniu i w Poznaniu nocleg organizator zapewnia darmowo). Cóż, może i "mea culpa", że
wcześniej nie dowiadywałem się o takie rzeczy (chociaż wcześniej, nota bene bardzo miła
pani z organizacji na pytanie "Czy organizator zapewnia nocleg?" telefonicznie
poinformowała mnie krótko: "Oczywiście"). Pal licho te dwie dychy, to co było
prawdziwym utrapieniem owej nocy to weselni goście i orkiestra, którzy piętro niżej
wydawali z siebie niemałe decybele do 3 nad ranem. Niejeden maratończyk nie był w
stanie zmrużyć oka do późnych godzin nocnych.
Teraz do samego biegu. Nie można było narzekać na napoje - Isostar i woda co 5 km,
czyli standard. Zapomniano jednak o nieco bardziej energetycznych specjałach. Mam na
myśli banany, których długo by szukać na trasie. Moim zdaniem jest to niezbędne
wyposażenie punktów odżywczych, które, z tego co wiem, jest zapewniane na każdym innym
maratonie. Kolejne dwie rzeczy, które mnie poważnie poruszyły to posiłek po biegu i
czas. Tego pierwszego po prostu dla mnie nie starczyło, mimo że zgłosiłem się po niego
5 godz. i 10 minut po rozpoczęciu biegu (o 14:15), a przecież część maratończyków była
jeszcze w trasie. Nic to, nie najadłszy się ani na trasie ani po biegu, musiałem wydać
kolejne złocisze na kiełbaskę z rozbitych doraźnie w pobliżu mety sklepików. Dodać
trzeba, że jedzeniem dysponowali żołnierze, ale czy to oni zawinili, nie mogę
powiedzieć.
Jeżeli chodzi o czas to tutaj spotkało mnie największe rozgoryczenie. Bo jak można
skrzywdzić zawodnika, który w upale pokonuje ponad 42 km, dodając mu niewiadomo skąd
nieco ponad 1,5 minuty (czyżbym po drodze zarobił jakieś punkty karne?). Przy mecie był
wielki zegar elektroniczny wskazujący czas biegu - identyczny pokazywał mój stoper.
Wbiegłem więc na metę, zatrzymałem stoper: mój rezultat 3:31:13. Natomiast na liście,
którą organizator wywiesił jakiś czas później w gablocie obok biura maratonu przy moim
nazwisku widniał czas 3:32:46 (?!). Okazało się, że zawodnicy, którzy byli kilka miejsc
przede mną zostali potraktowani podobnie. Nie wnikam jak doszło do pomyłki, ale dla
mnie to był cios poniżej pasa.
Dostałem też informacje, że część biegaczy (którzy nota bene na pewno wpłacili
wpisowe, tak jak każdy, bo pierwsze pytanie, jakie można było usłyszeć w biurze
maratonu to: "Czy opłata startowa opłacona?"; mnie z resztą pytali o to 3 razy) nie
otrzymali pamiątkowych koszulek ("Dziadostwo!", jak to określił pewien starszy pan w
rozmowie z innym na 20-tym km). Ja na szczęście koszulkę dostałem, ale uważam, że nie
można tak niejednakowo traktować uczestników. Za to wszyscy dostali ...KOMPLET LAMPEK
CHOINKOWYCH, Made In China!!?? Mam tylko nadzieję, że przez ten niebagatelny prezent
wpisowe nie było odpowiednio większe.
Na koniec kilka słów uznania. Te należą się głównie mieszkańcom okolicznych wiosek,
którzy gorąco wszystkich dopingowali, a nawet, oprócz wody dla ochłody, dawali z głębi
serca coś do zjedzenia i do picia (najczęściej piwo i kawę - liczą się zamiary).
Organizację można pochwalić za naprawdę piękne medale oraz za występ orkiestry służb
mundurowych (niestety nie wiem jakich) i tańczących młodych dziewczyn (zawsze jest miło
wtedy oko zawiesić...). Opłata startowa, trzeba przyznać, nie była wysoka (20 zł), ale
może gdyby wszyscy zapłacili 25 zł, co nie byłoby dużym obciążeniem, nocleg byłby
darmowy, a i jedzenia i koszulek by nie zabrakło. Jeżeli w przyszłym roku imprezę
będzie prowadził ten sam pan spiker, proszę mu przekazać, aby nie chwalił dnia przed
zachodem słońca jak w tym roku i nie powtarzał przez megafon kilkanaście razy, jak to
wspaniale spisała się organizacja, mimo że taka mała miejscowość itd.
Generalnie organizacji wystawiam słabą 4, gdyż wiem, że gdybym pobiegł lepiej i
szybciej poszedł po jedzenie (biegacze z przodu czas mieli zaprotokołowany prawidłowo,
a i posiłek jeszcze był w wojskowych kotłach), moja ocena wyglądałaby na pewno lepiej.
Z powyższych względów do Lęborka w przyszłym roku nie przyjadę, tym bardziej, że trasa
jest naprawdę wymagająca, co znacznie utrudnia osiągnięcie dobrego wyniku. Może za 5
lat, kiedy to będzie kolejny jubileusz, a i forma miejmy nadzieję lepsza... Póki co
apeluję do organizacji, aby poprawiła takie niby drobne niedociągnięcia, bo w
następnych latach nie będzie mogła, jak tym razem pochwalić się rekordem pod względem
ilości uczestników na starcie (287).
Wszystkich początkujących biegaczy ostrzegam przed takimi ukrytymi pułapkami -
pytajcie o wszystko wprost, jeśli nie chcecie się rozczarować.
Pozdrawiam, do zobaczenia w Pucku 28.07.2001
Tomek Kilian
P.S. Komentarze można kierować również pod mój adres: tomkil@wp.pl
|