|
| 2018-05-10, 08:05 Po co w biegach zorganizowanych mamy limity czasowe
LINK: http://biegaczamator.com.pl/ | Wielu z nas z pewnością nawet nie zwraca na to uwagi, a jeżeli gdzieś tam przeczytają taką informację, to przepłynie ona nieświadomie przez nasz umysł czy duszę. Biega tutaj o drobiazg w sumie, który jest zamieszczony w każdym praktycznie regulaminie imprezy biegowej. Zapis ten dotyczy limitów czasowych w danych biegach. U nas w kraju limity mniej więcej przedstawiają się następująco:
5 km – tutaj raczej nie mamy limitów
10 km - najczęściej spotykane: 1h:30min do 2h:00min
Nasza połóweczka: tak do trzech godzin
Królewski Dystans – przyjęte mamy sześć godzin
Wyjątek stanowi u nas Dębno, gdzie mamy limit na poziomie 5 godzin, no ale Dębno kieruje się swoimi koroniarskimi prawami.
Jak napisałem wcześniej jakoś nie zwracamy uwagi na te zapisy, ani tym bardziej powód, dla którego na tych, którzy nie zmieszczą się w limicie podąża za biegowym maratonem samochód z napisem „koniec wyścigu” zbierające tych co nie dają rady z trasy. Dla wielu powodem takiego postępowania jest jakieś widzimisię Orgów, którzy ustalili nie wiedzieć dlaczego taki, a nie inny limit czasowy. Tymczasem powód ustalania limitów jest bardzo prozaiczny, żeby nie napisać, że praktyczny. Otóż chodzi o to, by nie doprowadzić do zerwania i tak napiętej do granic możliwości wytrzymałości psychicznej nie biegających mieszkańców zamykanych miast. Wyobraźmy sobie, że miasto na czas maratonu zamknięte w danym dniu bez ograniczeń, a są osoby, które pokonają ten dystans np. w 10 godzin. W tym czasie miasto jest zupełnie sparaliżowane, a kierowcom przed oczami czerwone płatki wściekłości fruwają. Jeżeli wiedzą, że miast będzie zamknięte przez 6 godzin, to jakoś swoją furię schowają i poczekają, bo wiedzą do kiedy. A w sytuacji, gdyby nie było limitu i cały dzień byłby praktycznie spisany na straty? I to nie wiadomo do kiedy? To faktycznie można by się było wk..zdenerwować. Dlatego nie wściekajmy się, kiedy z powodu jakiejś naszej słabości bieg nam nie wyszedł i zdjęli nas z trasy zamiast pozwolić doczłapać do mety. My oczekujemy, że w naszym czasie trasa należy do nas, ale pamiętajmy, ze kiedy przypisany nam czas minie, trasa należy już do wszystkich. Jak nie mamy siły by się w nim zmieścić, to zejdźmy z trasy okazując szacunek dla innych mieszkańców. Jak nie teraz, to następnym razem dobiegniemy do mety.
U nas jeszcze te limity nie są aż tak bardzo przestrzegane i jak ktoś osiągnie czas trochę gorszy od tego niby " określonego", to może jakimś psim swędem się przemknąć. Ale wyobraźmy sobie co się dzieje w aglomeracjach pokroju Londynu czy Nowego Yorku gdzie mieszkają miliony lubi. A tu miasto zamknięte przez kilkadziesiat tysięcy tupwariatów. |
|