|
| Przeczytano: 1100/1042297 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Historia Jednego Pucharu | Autor: Ryszard Kowalski | Data : 2016-06-30 | Ekspres Pomorski w niedzielnym wydaniu z 15 czerwca 1924 roku informował: Dziś odbywa się już dawno zapowiedziany pierwszy w Polsce bieg maratoński o nagrodę wędrowną "Sokoła " na przestrzeni 37 500 metrów. Tamten bieg zapoczątkował, historię polskich maratonów. Najstarszy toruński maratończyk Jerzy Prejzner miał 1 roczek.
Nagrodą wędrowną był nieokazały skromny niespełna 20 centymetrowy puchar z wygrawerowanym zapewne po biegu napisem:
Nagroda I
najdłuższy bieg w Polsce
37,5 km 2 g 45 m 20s
15.06.1924.r.
I koniec nic więcej ani gdzie rozegrany bieg ani kto nagrodę otrzymał. Zapewne organizatorzy biegu Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" i Okręgowy Związek Piłki Nożnej i Lekkoatletyki w Toruniu nie sądzili, że o tak ważnej pierwszej nagrodzie trzeba pisać coś więcej. To już wówczas rodziła się historia jedynego takiego pucharu w Polsce a może w Europie.
A teraz popuśćmy wodze fantazji. Prezes Toruńskiego "Sokola" Stanisław Makowski wspólnie z współzałożycielem piłkarskiego klubu "Pomorzanin" Klemensem Felchnerowskim wpadli na pomysł szaleńczy jak na tamte czasy zorganizowania biegu Maratońskiego, to ich nazwiska figurują w programie imprezy. Zapewne wykonanie pucharu zlecili jakiemuś toruńskiemu rzemieślnikowi - jubilerowi, ile wówczas kosztował ten puchar?
Wówczas Ekspres Pomorski kosztował 200 tysięcy marek polskich ale w obiegu były już złote wprowadzone zgodnie z reformą monetarną ministra Władysława Grabskiego. W złotych polskich organizatorzy przyjmowali wpisowe od zawodników i widzów zamierzających obejrzeć zakończenia maratonu i dekorację zwycięzców.
Rozdanie nagród maratończykom odbywało się w auli Starostwa Powiatowego a bilet wstępu kosztował 75 groszy. Przez prawie 90 lat historia milczy o dalszych losach nagrody przechodniej chelmińsko-toruńskiego maratonu który miał być organizowany w każdą trzecią niedzielę czerwca, jednak zapowiadanych maratonów już nie zorganizowano. Ale od czego jest los, tradycja, palec Boży a może informacje przekazywane w genach. Dlaczego w genach:
W 1973 roku dwa miasta Toruń i Chełmno obchodziły 750-lecie nadania praw miejskich.
Władze obu miast rozesłały wici: Czekamy na propozycje jak połączyć oba miasta i zorganizować imprezę, wydarzenie które uświetni obchody.
W TKKF-ie któremu szefował wówczas Ryszard Kowalski zrodził się pomysł: a może maraton (to były czasy Hopfera) a miasta są odległe od siebie około 43-45 km, więc dystans pasuje. Zgłoszono propozycję do władz które przyjęły pomysł TKKF-u jako swój (takie czasy) i tak zaczęła się nowożytna historia Maratonu Chełmno-Toruń nazwanego później Maratonem Toruńskim. Wspomniano o genach, bo główny pomysłodawca maratońskiej propozycji to syn Bronisława Kowalskiego rocznik 1900, który mieszkał i pracował w warsztacie rowerowym swojego ojca a dziadka Ryszarda przy ul. Szosa Chełmińska 78 a więc na trasie maratonu, na jego 33 a może 34 kilometrze. Ryszard nie wyobraża sobie aby jego ojciec rowerzysta, kolarz nie obserwował maratonu a może w nim uczestniczył jako asysta, sędzia, opiekun zawodników i przekazał synowi w genach w 1945 roku przesłanie "synu pamiętaj o maratonie".
No i popuściliśmy wodze fantazji aż za bardzo ale co tam. W 1983 roku nikt nie słyszał, nie wiedział nie podejrzewał ,że na tej samej trasie w 1924 roku też w czerwcu odbył się bieg maratoński. Gdzieś w 1985 a może 1986 roku jeden z toruńskich dziennikarzy Nowości grzebiąc w starych gazetach trafił na informacje o maratonie sprzed 70 laty. Rewelacja, bomba, sensacyjna wiadomość no i zaczęło się sprawdzanie czy ktoś w ówczesnej Polsce zorganizował taki bieg wcześniej. Byliśmy piersi, to nic, że z prawie 70-letnią przerwą i tak błogo kontemplowaliśmy ten historyczny sukces.
Po raz kolejny, od czego jest palec Boży a może znowu geny. Gdzieś w 2013 także Ryszard Kowalski znajduje w Gazecie Pomorskiej nie związaną z pozoru z maratonem informację. W albumie rodzinnym gazety w Inowrocławiu uderza go tytuł : Krystyna Hoffman córka kpt Edwarda Kwitowskiego.
Kwitowski, Kwitowski myśli Kowalski, toż to zwycięzca pierwszego maratonu w Polsce. To właściciel pucharu, nagrody wędrownej.No i telefony, kontakty, szczególne podziękowania red. Hannie Sowińskiej z Pomorskiej i spotkanie z Krystyną Hoffman w Bydgoszczy a bardziej szczegółowo w jej daczy w Borównie koło Bydgoszczy. Cudowna, wspaniała kobieta wszystkie najlepsze cechy przejęła po ojcu (znowu geny). Opowiada historię życia swojego ojca, mamy
i swoją ale to na inną opowieść.
Kowalski pyta a puchar Pani pamięta. Jak nie, jak tak, puchar ma mój brat w Rudzie Śląskiej a ja mam odznaczenia i medale po tacie. Czy mógł bym go zobaczyć naciska Kowalski. Oczywiście odpowiada pani Krystyna, wyciąga telefon i umawia go z bratem na Śląsku. Oczywiście Kowalski w najbliższym wolnym terminie udaje się do Rudy Śląskiej i dostaje we własne ręce puchar.
Szok, taki mały, taki nijaki, taki nie dzisiejszy a jednak najcenniejszy . Czy mogę go pożyczyć? , pyta nieśmiało. Oczywiście i wiezie go do Torunia, zanosi pod pomnik Kopernika i tak w 2015 roku ten niepozorny puchar zamyka koło historii. Wręczony bohaterowi w tym miejscu w 1924 roku, wraca po 90-ciu latach . Co z tym pucharem działo się ponad 90 lat - jedno wiemy , do 1939 roku stał w domu Państwa Kwitowskich.
w Inowrocławiu na najbardziej eksponowanym miejscu a ordynans oficera Wojska Polskiego Edwarda Kwitowskiego miał obowiązek go czyścić i polerować codziennie (to ze wspomnień Pani Krystyny) a później wojna , socjalizm ale to kolejna historia do napisania. Puchar wrócił do Torunia, oczywiście tymczasowo a więc trzeba zrobić kopię i wykorzystać (w kontekście takiej opowieści brzydkie słowo) marketingowo maratoński skarb. No i zaczęła się kolejna niełatwa droga wykonania kopii pucharu..Po wielu poszukiwaniach w Toruniu znalazł się tylko jeden rzemieślnik, złotnik, jubiler Marian Szymkiewicz, który prowadzi pracownię złotniczą przy ul. Wielkie Garbary 8. Prace nad kopią pucharu trwały dość długo ale w końcu udało się, jest prawie identyczną kopią pucharu z roku 1924.
Kopia bezcenna wykonana ze srebra. Co dalej z pucharem? Organizatorzy Maratonu chcą aby przez całe wakacje puchary (oryginał i kopia) były wystawione w witrynie jubilerskiej przy ul. Wielkie Garbary 8. Następnie puchary będą wystawione w Urzędzie Miasta Torunia. Kopia pucharu będzie nagrodą wędrowną dla corocznego zwycięzcy Maratonu Toruńskiego, tak jak to zaplanowali organizatorzy w 1924 roku. Planujemy aby puchar nie stał w domu zwycięzcy a był eksponowany w Urzędzie Miasta, w którym mieszka najlepszy maratończyk.
CDN |
| | Autor: Admin, 2016-06-30, 10:27 napisał/-a: Fajny ten przedwojenny język. Bieg na "przestrzeni 37 500 metrów". Pewnie na mecie wtedy mówili: "Ile przestrzeni Ci pokazała miarka na biegu?" :-) | | | Autor: Admin, 2016-06-30, 10:32 napisał/-a: Pobierano wpisowe od zawodników i kibiców pragnących obejrzeć finisz. Dzisiaj by to nie przeszło :-) | | | Autor: Sławek1966, 2016-06-30, 11:29 napisał/-a: "Nagroda wędrowna" też jakby mniej atrakcyjna w dzisiejszych czasach :-) | | | Autor: Jarek42, 2016-06-30, 12:01 napisał/-a: Nagroda wędrowna, czyli po dzisiejszemu puchar przechodni.
W dzisiejszych czasach takie puchary przechodnie to rzadkość chyba. | | | Autor: henry, 2016-06-30, 12:37 napisał/-a: Jeśli chodzi o sam puchar , to jako znawca antyków , przypuszczam , że został wykonany w jednym egzemplarzu , być może kilka sztuk na zamówienie w zakładach platerowych , tak gdzie wykonywano zastawy stołowe. Puchar wykonany z mosiądzu i bardzo cienko platerowany srebrem ( ponieważ od czyszczenia srebro już zostało miejscami wytarte ). Taki puchar to małe dzieło sztuki , poszukiwane przez kolekcjonerów platerów. Dzisiejsze puchary wykonane z cienkiej blaszki , lub tworzywa to seryjna głównie chińska produkcja , czasem nawet ładna , ale bez wartości materialnej i kolekcjonerskiej. | | | Autor: radekdanielak@wp.pl, 2016-10-24, 23:11 napisał/-a: Chyba Toruń ma coś z tymi pucharami. Podobna historia była z orłem na lotnisku aeroklubu. | |
|
| |
|